- Gdzie tym razem się wybierasz?
Błagam, miej dobry humor i nie zaczynaj się czepiać.
Po cichej modlitwie w głowie, usiadłam przy stole i uśmiechnęłam się lekko.
- Na kolację z kolegą.
- Kolegą? Tak to się w dzisiejszych czasach nazywa? - Martha puściła oczko, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie wiem kto dzisiaj słuchał, ale zdecydowanie lubił mnie bardziej niż poprzednio. - Za moich czasów okłamywało się rodzinę w bardziej udany sposób.
- Gdybym chciała cię okłamać, powiedziałabym, że jadę do Caroline. To naprawdę tylko kolega, tak właściwe... - urwałam, ale zaraz szybko dodałam. - Umawiam się już z innym.
- Edward o tym wie? - zastygłam, obawiając się, że to czas na kolejną lekturę.
- Tak.
- To dobrze - Uśmiechnęła się, podając kubek z herbatą. - Jaki on jest? - nie sądziłam, że to pytanie może sprawić aż taką trudność, ale tak właśnie było. O dziwo, w głowie pojawiło się więcej słów opisujących Ezekiela, ale postanowiłam zepchnąć je tam, gdzie każdą inną myśl na jego temat.
- Opiekuńczy oraz troskliwy. Jest lekarzem, więc to chyba sporo wyjaśnia - Zaśmiałam się, chociaż aż tak znowu do śmiechu to mi nie było. - Uwielbia swoją pracę i to słychać z każdym wypowiedzianym słowem.
- Idealny kandydat na męża - kiwnęłam głową, odwracając wzrok na zegarek. Do przyjazdu Ezekiela, o ile się nie spóźni, za co miałby ogromnego minusa, zostało dziesięć minut. - Dlaczego wiem mam wrażenie, że tobie w głowie zawrócił inny?
- To nie tak... - zaczęłam się tłumaczyć, ale babcia uniosła dłoń do góry, skutecznie mnie uciszając.
- Posłuchaj, skarbie. Nikt nie przeżyje życia za ciebie i naprawdę nie powinnaś marnować czasu na niewłaściwych mężczyzn. Jeśli zależy ci na tym całym koledze, wykonaj pierwszy krok. Później będziesz zastanawiać się nad konsekwencjami. Posłuchaj starszej i madrzejszej od siebie. Gdybym od razu posłuchała głosu serca, byłabym kilka lat dłużej z twoim dziadkiem - poklepała mnie po dłoni w matczynym geście.
Rzadko okazywała aż tak uczucia względem mnie, więc w oczach zalśniły łzy. Martha była dobrą kobietą, co do tego nie miałam wątpliwości, ale nierzadko pozwalała swojej złości przejąć kontrolę, co kończyło się naszymi częstymi kłótniami. Przynajmniej raz w tygodniu obwiniała mnie o śmierć taty, by następnie za to przeprosić.
- Nie płacz mi tutaj, rozmarzesz makijaż, a twój Romeo za niedługo powinien już tu być - delikatnie otarła moje policzki, a ja w tym samym czasie wzięłam kilka uspokajających oddechów. Dokładnie w tym samym czasie odezwał się dzwonek do drzwi. Spojrzałam spanikowana na babcię. - No na co czekasz? Idźże otworzyć!
Jej wredny ton głosu podniósł mnie w końcu z krzesła. Poprawiłam się w lustrze na korytarzu, po czym chwyciłam za klamkę i pociągnęłam w dół. Ezekiel uniósł kąciki ust, a w jego oczach zobaczyłam iskierki zadowolenia. Domyślałam się nawet dlaczego. Miałam na sobie czerwoną, lekką sukienkę z grubymi ramiączkami oraz czarne szpilki. Włosy związałam w niedbałego koka, twarz umalowałam trochę bardziej widoczniej niż zazwyczaj, ale wciąż nie pokusiłam się o podkład czy chociażby korektor.
- Cześć - przerwałam ciszę, gdy jego spojrzenie wywołało rumieniec na twarzy.
- Hej, to dla ciebie - otworzyłam szerzej oczy, gdy podał mi pięć herbacianych róż, a następnie kolejne trzy białe. - Te są dla twojej babci - wyjaśnił na pytający wzrok, wskazując na te jaśniejsze.
- Dziękuję, młody człowieku. I od razu zabiorę je do wstawienia - odezwał się zza mnie nagły głos, który sprawił, że podskoczyłam, zaskoczona. - A i możesz mi mówić Martha.
- Ezekiel. Miło było panią poznać - kobieta machnęła dłonią, nie przepuszczając okazji, by puścić następnie oczko. Przewróciłam na nią oczami, a następnie odwróciłam się z powrotem w stronę mężczyzny. Wystawił w moją stronę ramię, więc chwyciłam je, uśmiechając się z wdzięcznością.
W głowie miałam mętlik. Z jednej strony miała to być niezobowiązująca randka, z drugiej strony kotłowało mi się znaczenie herbacianej róży. Z tego co pamiętałam ze swojej dawnej nauki, oznaczała ona chęć zrobienia kroku na przód w relacji.
Tylko o jaki krok mogło Ezekielowi chodzić? I czy on w ogóle przejmował się czymś takim? Z drugiej strony, gdyby było mu to obojętne, wziąłby klasyczną czerwień. Cholera, nienawidziłam czegoś nie wiedzieć, a przy mężczyźnie trudno było się z czymkolwiek połapać.
YOU ARE READING
Mój szef, burak (ZAKOŃCZONE)
AdventureOpiekowanie się jedenastoletnim bratem powinno być łatwe, dlaczego więc świat Abigail Indigo był czystym chaosem? Straciła pracę, jej brat, co chwilę wpadał w tarapaty, a na dodatek trafiła na osoby, które chciały robić jej ciągle pod górkę. Ale kie...