25.

4.9K 169 6
                                    

- Gdzie tym razem się wybierasz?

Błagam, miej dobry humor i nie zaczynaj się czepiać.

Po cichej modlitwie w głowie, usiadłam przy stole i uśmiechnęłam się lekko.

- Na kolację z kolegą.

- Kolegą? Tak to się w dzisiejszych czasach nazywa? - Martha puściła oczko, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie wiem kto dzisiaj słuchał, ale zdecydowanie lubił mnie bardziej niż poprzednio. - Za moich czasów okłamywało się rodzinę w bardziej udany sposób.

- Gdybym chciała cię okłamać, powiedziałabym, że jadę do Caroline. To naprawdę tylko kolega, tak właściwe... - urwałam, ale zaraz szybko dodałam. - Umawiam się już z innym.

- Edward o tym wie? - zastygłam, obawiając się, że to czas na kolejną lekturę.

- Tak.

- To dobrze - Uśmiechnęła się, podając kubek z herbatą. - Jaki on jest? - nie sądziłam, że to pytanie może sprawić aż taką trudność, ale tak właśnie było. O dziwo, w głowie pojawiło się więcej słów opisujących Ezekiela, ale postanowiłam zepchnąć je tam, gdzie każdą inną myśl na jego temat.

- Opiekuńczy oraz troskliwy. Jest lekarzem, więc to chyba sporo wyjaśnia - Zaśmiałam się, chociaż aż tak znowu do śmiechu to mi nie było. - Uwielbia swoją pracę i to słychać z każdym wypowiedzianym słowem.

- Idealny kandydat na męża - kiwnęłam głową, odwracając wzrok na zegarek. Do przyjazdu Ezekiela, o ile się nie spóźni, za co miałby ogromnego minusa, zostało dziesięć minut. - Dlaczego wiem mam wrażenie, że tobie w głowie zawrócił inny?

- To nie tak... - zaczęłam się tłumaczyć, ale babcia uniosła dłoń do góry, skutecznie mnie uciszając.

- Posłuchaj, skarbie. Nikt nie przeżyje życia za ciebie i naprawdę nie powinnaś marnować czasu na niewłaściwych mężczyzn. Jeśli zależy ci na tym całym koledze, wykonaj pierwszy krok. Później będziesz zastanawiać się nad konsekwencjami. Posłuchaj starszej i madrzejszej od siebie. Gdybym od razu posłuchała głosu serca, byłabym kilka lat dłużej z twoim dziadkiem - poklepała mnie po dłoni w matczynym geście.

Rzadko okazywała aż tak uczucia względem mnie, więc w oczach zalśniły łzy. Martha była dobrą kobietą, co do tego nie miałam wątpliwości, ale nierzadko pozwalała swojej złości przejąć kontrolę, co kończyło się naszymi częstymi kłótniami. Przynajmniej raz w tygodniu obwiniała mnie o śmierć taty, by następnie za to przeprosić.

- Nie płacz mi tutaj, rozmarzesz makijaż, a twój Romeo za niedługo powinien już tu być - delikatnie otarła moje policzki, a ja w tym samym czasie wzięłam kilka uspokajających oddechów. Dokładnie w tym samym czasie odezwał się dzwonek do drzwi. Spojrzałam spanikowana na babcię. - No na co czekasz? Idźże otworzyć!

Jej wredny ton głosu podniósł mnie w końcu z krzesła. Poprawiłam się w lustrze na korytarzu, po czym chwyciłam za klamkę i pociągnęłam w dół. Ezekiel uniósł kąciki ust, a w jego oczach zobaczyłam iskierki zadowolenia. Domyślałam się nawet dlaczego. Miałam na sobie czerwoną, lekką sukienkę z grubymi ramiączkami oraz czarne szpilki. Włosy związałam w niedbałego koka, twarz umalowałam trochę bardziej widoczniej niż zazwyczaj, ale wciąż nie pokusiłam się o podkład czy chociażby korektor.

- Cześć - przerwałam ciszę, gdy jego spojrzenie wywołało rumieniec na twarzy.

- Hej, to dla ciebie - otworzyłam szerzej oczy, gdy podał mi pięć herbacianych róż, a następnie kolejne trzy białe. - Te są dla twojej babci - wyjaśnił na pytający wzrok, wskazując na te jaśniejsze.

- Dziękuję, młody człowieku. I od razu zabiorę je do wstawienia - odezwał się zza mnie nagły głos, który sprawił, że podskoczyłam, zaskoczona. - A i możesz mi mówić Martha.

- Ezekiel. Miło było panią poznać - kobieta machnęła dłonią, nie przepuszczając okazji, by puścić następnie oczko. Przewróciłam na nią oczami, a następnie odwróciłam się z powrotem w stronę mężczyzny. Wystawił w moją stronę ramię, więc chwyciłam je, uśmiechając się z wdzięcznością.

W głowie miałam mętlik. Z jednej strony miała to być niezobowiązująca randka, z drugiej strony kotłowało mi się znaczenie herbacianej róży. Z tego co pamiętałam ze swojej dawnej nauki, oznaczała ona chęć zrobienia kroku na przód w relacji.

Tylko o jaki krok mogło Ezekielowi chodzić? I czy on w ogóle przejmował się czymś takim? Z drugiej strony, gdyby było mu to obojętne, wziąłby klasyczną czerwień. Cholera, nienawidziłam czegoś nie wiedzieć, a przy mężczyźnie trudno było się z czymkolwiek połapać.

Mój szef, burak (ZAKOŃCZONE) Where stories live. Discover now