31.

4.4K 169 7
                                    

Spodziewałam się, że kolacja będzie napięta, skomplikowana i dziwna, ale nie, że aż tak bardzo. Delilah co i rusz próbowała rozruszać towarzystwo, zadając pytania i opowiadając żarty. Momentami było mi jej żal, dlatego nawet nie mając ochoty rozmawiać, starałam się wykrzesać z siebie entuzjazm. Zresztą tak samo jak Caroline. James i Ezekiel jednak nie ułatwiali sprawy. Rozmawiali tylko ze sobą, a gdy tylko Matthias próbował jakoś się wtrącić, dawali mu do zrozumienia, że nie był mile widziany.

Okropnie żałowałam, że nie byłam bardziej asertywna i od razu wszystkiego nie odmówiłam. Miałam ogromną ochotę złapać Ezekiela i nim potrząsnąć. Przy ostatnim spotkaniu obiecał, że będzie grzeczny. I choć nie wszczynał bójek, daleko mu było do normalnego siebie. Próbowałam zmusić go do spojrzenia na mnie, ale skutecznie unikał wzroku i nawet mówienia do mnie.

- Przepraszam - wyszeptałam, nachylając się do Matta. Elisabeth wyszła stwierdzając, że woli malować, a reszta zajęła się sobą, więc to była idealna okazja.

- Za co? - zmarszczył brwi, uśmiechając się lekko.

- Za to, że cię tu wkręciłam. To chyba nawet gorsze niż jakbyś miał poznać moich dziadków, co? - zaśmiałam się, starając rozładować napięcie. Chyba niepotrzebnie, ponieważ blondyn wydawał się być rozluźniony.

- Sprzeczałbym się. - Ręka dotąd spoczywająca na stole, chwyciła moją, co wywołało drobne rumieńce. - Gdybym nie chciał tu być, odmówiłbym. Naprawdę się cieszę, że mnie zaprosiłaś.

- To dobrze. Nie zmienia to jednak faktu, że wyjdziemy, gdy tylko zrobi ci się niekomfortowo, więc daj znać.

- Z tobą obok nie mógłbym się tak poczuć - wolną dłonią odgarnął kilka kosmyków z twarzy, przejeżdżając palcem po moim policzku, co wywołało dreszcze na plecach. Głośne odsunięcie krzesła sprowadziło mnie na ziemię. Spojrzałam w miejsce, gdzie do tej pory siedział Ezekiel, ale oczywiście go tam już nie dostrzegłam.

Albo mi się wydawało, albo James rzeczywiście kiwnął głową, bym ruszyła za nim. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, przeprosiłam towarzystwo i wykręcając się chęcią skorzystania z toalety, wyszłam. Nie wiedziałam, gdzie poszedł Ezekiel, więc pokrążyłam tak po mieszkaniu, zanim zauważyłam go na zewnątrz.

- Wszystko w porządku? - spytałam spokojnie, choć wewnątrz byłam zła.

- A jak myślisz? - W jego głosie nie było tej przyjemnej, ciepłej nuty. W ogóle nie mogłam zauważyć w nim tego miłego, uroczego mężczyzny, w którym... Który mi się spodobał.

- Rozmawiałam z tobą na ten temat. Mówiłeś, że ci to nie przeszkadza, ponieważ jestem twoja! - stwierdziłam ostro, podchodząc bliżej i opierając się o barierki. Wzrok mężczyzny w końcu na mnie spoczął.

- Najwyraźniej się myliłem! - On także podniósł głos. - Co sobie myślałaś dając mu się dotykać w ten sposób, będąc z nim tak blisko? Podoba ci się? To z nim chcesz być? - zapędził mnie w kozi róg i zamknął pomiędzy ramionami. Nie bałam się jednak. Nie mógłby mnie skrzywić.

- Dobrze wiesz, że to ciebie wybrałam. - Stwierdziłam łagodniej, chwytając go obiema dłońmi za przód marynarki. - Po prostu byłam dla niego miła, ponieważ dwa gnomy postanowiły go ingnorować jak jakąś wkurzającą muchę. To twoja wina, że się zbliżyliśmy.

- Doprawdy? - oczy Ezekiela złagodniały.

- Mhm. - Mruknęłam, starając na palcach, by go pocałować. Zdecydowanie zbyt szybko się odsunęłam, co spotkało się z jego jękiem zawodu. - Dokończymy to wtedy, gdy nie będzie tylu osób dookoła. Już i tak nieźle zaryzykowaliśmy - wyszłam pomiędzy jego ramionami.

- Niczego nie żałuję! - krzyknął za mną, a ja pokręciłam głową. Posłałam mu pocałunek w powietrzu i wróciłam do kuchni. Uśmiechnęłam się do Matthiasa, a on odpowiedział od razu tym samym. Kiedy Ezekiel wrócił do salonu, miał już zdecydowanie lepszy humor. Z przyjemnością obserwowałam jak zagadywał Matta, chociaż doskonale wiedziałam dlaczego to robił.

U Delilah siedzieliśmy jeszcze ponad godzinę. Zaczęliśmy żegnać się gorliwie, ale kiedy wsiedliśmy do samochodu i próbowaliśmy odpalić, okazało się, że coś było nie tak. Wysiedliśmy i podczas, gdy Matthias zaczął patrzeć pod maską, z domu wyszedł Ez.

- Wszystko w porządku?

- Zepsuł nam się samochód - wyjaśniłam krótko. Brunet zszedł po schodach i dokładnie wtedy też blondyn zamknął maskę, kręcąc głową.

- Odwiozę was do domów.

- Nie chcemy robić problemów, pojedziemy taksówką.

- Ależ to żaden problem! - Ezekiel uśmiechnął się, ale nie był to ten sam uśmiech, co zazwyczaj. Ten wydał się dość... Złowieszczy? Tak, to chyba idealne określenie. - No dalej, jedziemy! - krzyknął, ruszając w stronę samochodu. Zerknęłam na Matthiasa, ale ten wzruszył ramionami, więc zgodnie ruszyliśmy za dziwnie podekscytowanym mężczyzną.

Z racji tego, że Ez otworzył mi drzwi z przodu, nie miałam innego wyjścia, jak tym razem bez sprzeciwu wykonać ten niemy rozkaz. Matthias przyjął porażkę, ponieważ, gdy wyjechaliśmy na ulicę, podał tylko swój adres, nie mówiąc już nic więcej. Czasami łapałam jego spojrzenie w lusterku, więc uśmiechałam się, starając unieść go na duchu.

Jak Boga kocham, jeśli on po tym wszystkim zechce się jeszcze ze mną spotkać, zacznę nazywać go świętym.

Na całe szczęście, szczególnie dla mnie, na miejscu byliśmy po pięciu minutach. Pomimo ostrzegawczego spojrzenia Clouda, również wysiadłam na zewnątrz.

- Dziękuję ci za dzisiaj, Matt. Bez ciebie nie bawiłabym się tak dobrze - zapewniłam szczerze.

- Miło było zobaczyć się z Delilah, ale mam nadzieję, że następnym razem udamy się gdzieś jednak tylko we dwoje.

- Masz to jak w banku, święty.

- Święty? - spytał, podnosząc brew do góry. Wzruszyłam tylko ramionami i objęłam go. Mężczyzna położył dłonie w dole pleców i przyciągnął mnie bliżej do siebie. Kiedy się odsuwaliśmy miałam niepokojące wrażenie, że będzie chciał mnie pocałować, ale nawet jeśli miał to w planach, Ezekiel skutecznie mu to uniemożliwił, krzycząc.

- Nie mam całego dnia! - przewróciłam oczami, ale grzecznie pożegnałam się z Matthiasem krótkim "dobranoc" i wróciłam na miejsce pasażera.

- Jesteś okropny!

- Jeszcze trochę tych komplementów i już w ogóle obrosnę w piórka - brunet uśmiechnął się głupio, a ja ze zdziwieniem odkryłam, że wcale nie poruszaliśmy się w kierunku mojego domu.

- Wybrałeś złą drogę.

- A mi się wydaje, że jednak idealną. Elisabeth u babci, młody u kumpla. Nic nie stoi nam na przeszkodzie, by spędzić razem resztę wieczora.

- Dzięki, że spytałeś.

- Nie odmówiłabyś - nie odpowiedziałam, ponieważ coś w tym było oraz, ponieważ uświadomiłam sobie, że coś za dobrze to wszystko wyszło. Wręcz jakby to wszystko zostało zaplanowane...

Mój szef, burak (ZAKOŃCZONE) Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang