05.

6.6K 239 23
                                    

Przez kolejne trzy dni kontaktowałam się z Ezekielem jedynie mailowo. Uzyskałam dzięki temu listę uczuleń pięcioletniej Elisabeth, co lubiła jeść, za czym nie przepadała oraz, co było absolutnie zabronione. Było tego całkiem sporo, ale nie ukrywałam faktu, że wzbudziło to we mnie jeszcze większe poczucie szacunku do mężczyzny.

Dbał o córkę najlepiej, jak potrafił i nie mnie było oceniać dlaczego sam nie zajmował się jej wychowaniem. Nie mogłam jednak powstrzymać swojej ciekawskiej strony, która zastanawiała się dlaczego rozstał się z matką dziewczynki. Nie układało im się? Czy była możliwa zdrada? A może Elisabeth była wynikiem jednonocnej przygody?

Zapewne miałam się tego nigdy nie dowiedzieć, więc snułam jedynie coraz to nowsze historie, które pewnie dalej od prawdy nie mogły być. Edward już po dniu spędzonym w szpitalu czuł się lepiej, ale dopiero w środę pozwoliłam mu pójść do szkoły. Nie chciałam zapeszać i przeciążać go, by nie skończyło się to wszystko tak samo.

Dziadkowie, choć dzwonili, słowem nie odzywali się na temat pobytu młodego w szpitalu, więc mogłam odetchnąć z ulgą. Ewidentnie mieli jednak ostatnimi dniami dobry humor, ponieważ szybko kończyli rozmowy, życząc miłego dnia. I choć kochałam ich, byli moją i Edwarda, jedyną rodziną, naprawdę miałam ich często dość. Głównie wtedy, gdy przypominali sobie o incydencie i wypominali mi, że to moja wina, że ich syn nie żyje.
A przecież i bez tego miałam wyrzuty sumienia, które każdej nocy wyciskały ze mnie łzy...

- Wszystko w porządku? - otrząsnęłam się z ponurych myśli słysząc zmartwiony głos Edwarda. Wymusiłam uśmiech na twarz i nie odrywając wzroku od jezdni, wyciągnęłam rękę, by poczochrać brata po włosach.

- Tak, po prostu myślę o tym, jak mi dzisiaj pójdzie. Sam przyznaj, trochę podejrzanie dostałam tę pracę.

- Prawda, ale dziwisz się mu? Sam bym się bał, że gdy ci odmówię, dostanę wpierdol.

- Właśnie sprawiłeś sobie karę na telefon - powiedziałam ostro, posyłając mu złowrogie spojrzenie.

- Przepraszam, samo mi się wymsknęło - wydął wargę, robiąc przepraszającą minkę. Dobrze wiedział, jak na mnie działała, ale tym razem postanowiłam być nieugięta.

- Wybaczam, ale po szkole i tak oddajesz mi telefon.

- Ale Abi...

- Żadnego ale, jeśli nie chcesz dostać większej kary - po moich słowach, zasznurował usta. Wyglądał jak obrażony pięciolatek, ale nie wypowiedziałam tych słów na głos, nie chcąc go mocniej denerwować. Wjechałam na parking szkoły i zaparkowałam. - Miłego dnia. Będę w domu koło szesnastej, zamknij drzwi i nie wpuszczaj nikogo obcego!

- Mam jedenaście lat, wiem o tym - przewrócił oczami, ale nic nie mogłam poradzić na to, że go kochałam i nie chciałam, by coś mu się stało. Pocałował mnie na pożegnanie w policzek i pomachał, kiedy oddalał się do przyjaciół. Obserwowałam go, póki nie zniknął za zakrętem i wyjechałam z powrotem na drogę, kierując się w stronę Maida Vale.

To jedna z bogatych dzielnic w Londynie, więc wcale nie zdziwiło mnie, gdy dostałam wiadomość z adresem. Rzadko miałam okazję tam jeździć i trochę tego żałowałam. Budynki w stylu wiktoriańskim były piękne i naprawdę miało się ochotę w jednym z nich zamieszkać. Mężczyzna mieszkał w południowej części na Maida Avenue, a, że ze szkoły miałam sześć minut, zaraz parkowałam przed ogromnym, białym domem.

Miał jedno piętro, podłużne, duże okna zasłonięte firankami lub roletami oraz balkon na dachu, na który z pewnością można było wyjść. Roślinność przed domem była zadbana oraz zielona, ewidentnie Ezekiel kogoś wynajmował, by regularnie ją podcinał i podlewał. Czarna bramka była uchylona, więc nie zawahałam się, by wślizgnąć się za nią, bez naciskania przycisku. Zatrzymałam się przed brązowymi, drewnianymi drzwiami i zapukałam w nie, wygładzając bluzkę.

Niespełną minutę później, drzwi się uchylały, ukazując wysokiego, przystojnego mężczyznę, który od kilku dni zaprzątał mi głowę. Ubrany był w dresowe, szare spodnie oraz czarny podkoszulek przez co zrobiło mi się dziwnie gorąco. Odchrząknęłam, uśmiechając się, gdy jego wzrok zjechał całą moją postać, zatrzymując się na poszczególnych partiach ciała na dłuższą chwilę.

- Dzień dobry - odezwałam się wesoło, uśmiechając.

- Dzień dobry, Abigail - odwzajemnił gest, następnie przesunął się, by wpuścić mnie do środka. Na moment zaparło mi dech w piersi. Wnętrze domu było cudowne! Szare ściany przez światło wyglądały na fiołkowe, z kolorowych obrazów uśmiechały się różne postacie, a kwiaty zwisały, jakby kłaniając się.

W salonie nie było dużo przedmiotów. Brązowa komoda wypełniona książkami, duży kominek, w którym już się paliło, ciemnoszara kanapa mogąca pomieścić z pięć, jak nie więcej, osób oraz ogromny telewizor. Kiedy zerknęłam w prawo, zauważyłam kuchnię wielkości prawie całego mojego mieszkania połączoną z jadalnią. Czułam się tu niezręcznie. Jak niepasujący element, którego wypadałoby się pozbyć.

- Kawy? Herbaty?

- Herbatę poproszę. Z jedną łyżeczką cukru - odpowiedziałam i usiadłam grzecznie na kanapie, zakładając nogę na nogę oraz łącząc ze sobą dłonie. - Gdzie Elisabeth? - spytałam, gdy wrócił i odstawił kubki na podstawkach.

- Za niedługo przywiezie ją moja mama. Myślałem, że zdążymy przed Pani przyjazdem, ale niestety się pomyliłem.

- Nic nie szkodzi. Dzisiaj i tak miało być jedynie zapoznanie, prawda? Chce Pan zobaczyć czy dogadam się z Pana córką.

- Prawda - przyznał od razu, choć coś w jego oczach kazało uznać, że nie mówił do końca prawdy. - Jak się czuje Edward?

- Już lepiej. Poszedł nawet do szkoły.

- To dobrze - nastała nieprzerwana niczym cisza, co stało się odrobinę niekomfortowe. Starałam się unikać wzroku Ezekiela, ponieważ miałam wrażenie, że zbyt łatwo ze mnie czytał. Cieszyłam się z tej pracy, ale jednocześnie wiedziałam, że relacja z Ezekielem będzie skomplikowana. A ja komplikacji w życiu miałam już o wiele za dużo.

Mój szef, burak (ZAKOŃCZONE) Where stories live. Discover now