16.

5.4K 195 29
                                    

Jęknęłam, gdy plecy zderzyły się z materacem, wydobywając resztki oddechu. Nie miałam ochoty się podnosić, więc leżałam tak patrząc w sufit, dopóki nie pojawiła się nade mną męska sylwetka.

– Wszystko w porządku? Poddajesz się już? – uśmiechnął się szeroko i choć nie miałam w sobie już żadnych sił, przyjęłam jego rękę i wstałam, odwzajemniając gest.

– Po moim cholernym trupie. Jestem tak blisko od pokonania cię – ukazałam na palcach małą odległość. – Nie myśl sobie, że jak raz udało ci się zwalić mnie z nóg, pozwolę ci na to drugi raz.

– Pięć razy tak dokładnie, ale kto by liczył – stwierdził, oddalając się. Zachowywał się zuchwale, jakbym wcale nie rozcięła mu łuku brwiowego i nie narobiła kilkunastu siniaków. I okej, odpłacił mi się popękaną wargą i dużą ilością obić oraz otarć, ale halo, walka wciąż trwała i zdecydowanie nie miałam zamiaru jej przegrać!

Pójdziesz na dno, cwaniaczku!

Gdy ta myśl dotarła w pełni, nabrałam trochę siły. Wiedziałam jednak, że jeśli nie powalę go w tej rundzie, nie będę miała siły na kolejną. Musiałam więc działać z głową. Zaczęłam go okrążać, szukając słabego punktu. Z pozoru wszystko było jednak idealne. Twarz nie wyrażała żadnych objaw bólu, krok był stabilny, ale wiedziałam, że coś było nie tak. Taką zgarbioną postawę utrzymywali tylko ci, którzy ukrywali jakąś kontuzję.

Mężczyzna bardzo dobrze walczył, nigdy nie wymierzał dwa razy tego samego ataku, dzięki czemu stawał się nieprzewidywalny. Miał jednak jeden minus. Za bardzo odsłaniał nogi, dzięki czemu nie jeden i nie dwa razy kopnęłam go w piszczel. Trafnym przypuszczeniem mogło się więc okazać, że bolały go więc dolne kończyny. Czy jednak na tyle, by przegrać? Miałam się o tym przekonać.

Zapadła między nami cisza, nawet obserwujący nas mężczyźni nie wydawali żadnych dźwięków. W głowie mi szumiało, a mięśnie paliły żywym ogniem. Wiedziałam, że to on zada pierwszy cios i byłam na niego przygotowana. Krótka analiza kazała mi wierzyć w to, że spróbuje wymierzyć prawy sierpowy. Zacisnęłam zęby aż zgrzytnęły.

No dalej, atakuj!

Matthias najwyraźniej czytał w myślach, ponieważ zacinął mocniej pięść i wymierzył cios.

Mam cię!

Pomyślałam, uśmiechając się szeroko. Na twarzy mężczyzny pojawiło się zrozumienie, ale było już zdecydowanie za późno. Cofnęłam się o krok i wyprowadziłam precyzyjny cios prawą nogą w przeponę mężczyzny. Ustawiona bocznie stopa trafiła go prosto w wątrobę. Dzięki panującej ciszy usłyszałam głuche stęknięcie, a następnie Matthias opadł bezwładnie na podłogę.

Podczas, gdy obserwatorzy rzucili się, by powstrzymać kolegę przed wstawaniem, chrapliwie dysząc, rozszerzyłam nogi i opierając dłonie o uda, nachyliłam się, by złapać więcej powietrza. Zaraz też poczułam jak ktoś stanął obok, a następnie męska dłoń z głośnym plaskiem wylądowała na moich plecach. Wydobyłam z siebie jęk bólu.

– Dobrze sobie poradziłaś, młoda. I wygrałaś mi sto dolarów. Jesteś pewna, że nie chcesz się do nas zapisać? Pasowałabyś tu – wyprostowałam się i powiodłam dłonią po spoconych kosmykach, by z powrotem je ulizać.

– Mogę wpadać w wolnych chwilach na sparingi, ale na pewno nie uda mi się być tu regularnie. Mam pracę i jedenastoletniego, nieposłusznego brata na wychowaniu.

– Zawsze jesteś tu mile widziana, pamiętaj – Marcus uśmiechnął się, poklepał mnie jeszcze krótko po ramieniu i wyszedł z ringu, wołając do reszty, że wiszą mu pieniądze. Poznałam go ledwie kilka godzin temu, a już czułam się jakbym znała go całe swoje życie. Był otwartą i wesołą osobą. Taką, z którą zdecydowanie miało się ochotę spędzać więcej czasu.

Na nogach miękkich jak galaretki podeszłam do Matthiasa, który nadal wyglądał, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, gdzie się znajdował. Opadłam bez sił obok niego i zaśmiałam się.

– Co cię tak bawi? Wiesz, że jakbyś źle uderzyła, mogłabyś mnie zabić?

– Bez przesady, nie celowałam w splot słoneczny ani w mostek, więc możesz się cieszyć. Do tego wiedziałam co robię, już nie jeden raz powstrzymałam w ten sposób przeciwnika. Można powiedzieć, że mam w tym wprawę – oparłam głowę o ramię mężczyzny i zdziwiłam się nie czując zapachu potu. – Jakiego antyperspirantu używasz? Zdecydowanie muszę kupić ten sam.

– Miałem o to samo pytać ciebie. – Parsknął. – Miałem ochotę zabrać cię na lody, ale wątpię, że jesteśmy w stanie gdziekolwiek się ruszyć na dłuższy spacer.

– O nie, mój drogi. Przegrałeś, więc kupujesz lody! – Zażądziłam, odsuwając się gwałtownie. – Idziemy się wykąpać. Po czym jedziemy do sklepu, kupujemy największe pudło lodów jakie mają i kierujemy się do mnie na jakiś film. – Zakomunikowałam. Po raz pierwszy ucieszyłam się z faktu, że dziadkowie postawili na swoim i zabrali młodego na weekend, obiecując, że w poniedziałek podstawią go pod szkołę.

– Taki plan to ja lubię – zaśmiał się. Podniosłam się jako pierwsza, a następnie wyciągnęłam w jego stronę dłoń i pomogłam mu wstać. Oboje oddychaliśmy wciąż ciężko i choć każdy krok sprawiał trudność, cieszyłam się, że nie byłam w takim stanie jako jedyna. – Ej, Abigail! – zawołał, gdy miałam już wchodzić do szatni.

– Noo? – mruknęłam, odwracając się w jego stronę.

– Następnym razem to ja wygram!

– W swoich marzeniach, skarbie – posłałam mu całuska i z głośnym, diabolicznym śmiechem, weszłam do środka pomieszczenia.

***
Ogromnie żałowałam, że pozwoliłam Matthiasowi wybrać drugi film. Kompletnie nie potrafiłam wczuć się w dramaty i zazwyczaj w chwilach, w których powinnam płakać, mi chciało się śmiać. Na całe szczęście miałam duże ilości przekąsek oraz telefon, po który co chwilę sięgałam, by odpisać Caroline. Choć początek drugiej randki był genialny, tak środek dupy mi nie urywał.

Zaczęłam zastanawiać się więc czy czasami z Matthiasem tak nie było zawsze. Zachwycał, by zaraz coś zepsuć. Gdzie pojawiał się plus, zaraz zjawiały się także minusy. A może to błędne wrażenie i nie powinnam wymagać nie wiadomo czego? Gdy zerknęłam na ekran telewizora i zauważyłam napisy końcowe nie mogłam cieszyć się bardziej. Podskoczyłam w miejscu i sięgnęłam po pilot, by tym razem włączyć jakiś horror czy komedię, gdy Matt podniósł się i przeciągnął.

– Jedziesz już? – spytałam, przechylając głowę.

– Niestety. Mam jutro poranną zmianę i muszę się wyspać. Chociaż wątpię, że to coś da. Nieźle mi dałaś w kość.

– Zapamiętasz, by następnym razem nie zapraszać mnie na sparing w niedzielę – nie mając innego wyjścia, również się podniosłam i poczłapałam za mężczyzną na korytarz. Obserwowałam jak zakładał wierzchnie nakrycie i mimowolnie w głowie pojawiło się pytanie czy zaraz spróbuje mnie pocałować. I choć uczucia miałam mieszane, doszłam do porozumienia z samą sobą, że zdecydowanie bym go nie odepchnęła.

Dlatego też kiedy w końcu się wyprostował po związaniu butów, przygotowałam się na pocałunek. Nie przygotowałam się jednak na to, co tak naprawdę nadeszło. Mężczyzna wystawił dłoń zwiniętą w pięść przed siebie i uśmiechnął się zachęcająco. Przez chwilę tylko tak stałam, zastanawiając się czy mi się to śniło. W końcu jednak zmusiłam się do tego, by odwzajemnić jego gest. Gdy tylko pięści się spotkały, blondyn wydał z siebie głośny dźwięk eksplozji.

Nie wierzę w to.

Byłam w takim szoku, że gdy pożegnał się, byłam w stanie jedynie się mu przyglądać. Posłał ostatni uśmiech i wyszedł, by zaraz zniknąć we wnętrzu samochodu i odjechać. Po paru sekundach zamknęłam w końcu drzwi, przekręciłam kluczyk i sama do siebie wypowiedziałam.

– Co tu się do cholery odkurwiło?!

Mój szef, burak (ZAKOŃCZONE) Where stories live. Discover now