Two

566 27 0
                                    

   Mój pierwszy dzień, okropnie się denerwuję. Znowu czuję się zagubiona, nie wiem, co powinnam zrobić. Zastanawiam się nawet nad zrobieniem kroku w stronę szafy, gdzie wisi mój potencjalny wybór na dzisiaj. Jeśli nie chcę wpaść, nie mogę przecież pokazać się w pracy w krótkich, czarnych spodenkach i różowym topie, sięgającym do połowy brzucha, który poprzedniej nocy służył mi jako piżama. Moje marzenie na tamtą chwilę? Zamknąć się w sypialni z wielkim pojemnikiem popcornu, dobrym filmem na laptopie i nie wychodzić już do końca życia. Tak, perspektywa spędzania czasu w satynowej pościeli wydaje się być dość kusząca, ale to znaczyłoby, że się poddałam. Mam ochotę się rozpłakać, bezsilność mnie przytłacza. Ale łzy były oznaką słabości, tak przynajmniej sądzi moja matka.

  Przed pierwszym dniem już się poddajesz? Jesteś do niczego, moja podświadomość ma pole do popisu, ale nie przejmuję się tym. Jestem odporna na drwiny i uszczypliwości, tego przez całe życie od siebie wymagałam i wymagam nadal.

  Dość. Pójdę tam i pokażę, że Christian podjął najlepszą decyzję, jaką tylko mógł podjąć. Nie przegram, stawka jest za wysoka.

  Nie byłam jeszcze u Henry'ego, żeby mu podziękować, wczorajszy dzień był wystarczająco zakręcony. Zrobię to dziś, gdy skończę pracę. Mój dług u niego rośnie i rośnie, z każdym dniem. Gdyby to spisywał, lista wyszłaby dłuższa niż cała wysokość Emipire State Building, jestem tego pewna.

  Nie jestem już tą samą małolatą, którą byłam parę lat temu. Jestem inna, silniejsza niż wtedy. Lepsza, niż wtedy. A nowa Anastasia nigdy się nie poddaje i zawsze walczy... nawet do upadłego. Jest tylko jeden problem. Tak, za chwilę zabrzmię jak typowa plastikowa lala. Nie mam się w co ubrać. Jestem w kropce. Czego ode mnie oczekują? Czego Chris ode mnie oczekuje? Sekretarka na pewno nie założy jasnych, przedartych szortów i czarnego crop-topu, który teraz wpadł mi w oko. Zwyczajny dres też odpada, to pewne. Decyduję się na coś poważnego, stonowanego, lecz też seksownego. Jestem gotowa. Przynajmniej fizycznie, bo ze stanem psychicznym jest u mnie o wiele gorzej.

  Dziękuję Bogu, że mechanik załatwił wszystko wczorajszego popołudnia. Mogę więc bez problemowo jechać do pracy. Spoglądam na swój telefon, siódma trzydzieści siedem. Punkt ósma mam stawić się w biurze Christian'a Brewera, jednego z moich nowych szefów.

  Siódma pięćdziesiąt sześć. Wchodzę do budynku, od razu witam się z miłym spojrzeniem kobiety, siedzącej przy biurku. Nie mam czasu rozejrzeć się po parterze, bo od razu idę do windy. Odwracam się za siebie. Widzę tych wszystkich ludzi – niektórzy w pośpiechu wychodzą, inni dopiero przychodzą do pracy.

  Od dzisiaj jesteś jedną z nich, słyszę w głowie, wciskając odpowiedni przycisk. Drzwi windy zamykają się, ruszam do góry. Dopiero wtedy na moją twarz wkrada się uśmiech. Jestem z siebie zadowolona, coś mi się udało. Wchodzę na piętro, mijając się z kilkoma osobami – zaszczycają mnie powitalnym uśmiechem, ja w odpowiedzi kiwam głową i odwzajemniam ich gest. Widzę ją. Ta sama blondynka, która wczoraj weszła do biura Chris'a. Jeśli nie myli mnie pamięć, ma na imię Rebecca. Jest bardzo ładna, wręcz piękna. Ubrana w miętową sukienkę bez ramiączek do połowy uda i białe szpilki na niebotycznym obcasie, przez co jej nogi wyglądają na jeszcze dłuższe i szczuplejsze, niż są w rzeczywistości.

  Jest zajęta rozmową z jakimś mężczyzną w garniturze, mam szczęście. Nie chcę, żeby mnie zobaczyła, więc szybko idę w odpowiednim kierunku, wczoraj zapamiętałam drogę. Zauważam puste biurko niedaleko z dwoma teczkami na biurku. Za chwilę będzie ono należeć do mnie. Lekko pukam w drzwi, a następnie wchodzę, dostrzegając posturę Christian'a. Ubrany w czarne spodnie, jasną koszulę i lekko rozluźniony krawat, wygląda o wiele więcej niż dobrze. Włosy prezentują się podobnie jak wczoraj – idealnie, wygląda niesamowicie. Widzi mnie, a na jego twarz wstępuje delikatny uśmiech. Unosi głowę znad papierów i wstaje. Podchodzę do niego, ściskając wystawioną ku mnie dłoń.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now