Fourteen

324 17 0
                                    


Być może Christian potrafi zachowywać się, jakby nic się nie stało, ale ja zupełnie nie. Za każdym razem, gdy na niego patrzę, zapominam języka w buzi, a wypowiedzenie najprostszego poprawnego zdania jest nie lada wyzwaniem. Muszę się ogromnie starać, by niczego nie zauważył, w przeciwnym wypadku nie byłoby za ciekawie. Ciągle czuję, jak coś ciągnie mnie ku niemu. Jakbym była obwiązana niewidzialną liną, którą on miarowo skraca. Prezentuje typ faceta sprawiającego, iż kobieta pragnie rozerwać mu koszulę i obserwować, jak z guzikami pryskają wszelkie zahamowania. Patrzę na ten skandalicznie drogi, szyty na miarę garnitur i zastanawiam się, co skrywa pod nim zamiast myśleć o tym, o czym powinnam w danej chwili. O pracy. Irytujący jest fakt, że zachowuję się tak głupio, podczas gdy on pozostaje całkowicie opanowany.

Siedzimy naprzeciwko siebie w jego przestronnym i nowocześnie urządzonym biurze, dyskutując nad sprawą Werber'a – zarządcy hotelu Dylan'a i Christiana na Karaibach. Czasami przeraża mnie liczba ich kontaktów i wpływów niemal na wszystkich kontynentach, lepiej w żaden sposób im nie podpaść. Wspomniany Logan Werber podejrzany jest o sprzeniewierzenie funduszy i niezliczoną ilość braków w dokumentach.

- Co masz zamiar z tym zrobić?

- Na razie będziemy go obserwować, może to po prostu nieścisłości księgowego, ale jeśli sytuacja się powtórzy, wybierzemy się tam osobiście i to sprawdzimy.

Imponuje mi jego stanowczość w podejmowaniu decyzji. Bez względu na wszystko zachowuje zimną krew i otwarty umysł, nie działa pochopnie. Nie podoba mi się jednak koncepcja prawdopodobnego wyjazdu. Jeszcze dochodzę do siebie po ostatnim, więc nie będzie to właściwe posunięcie, jeśli chce, bym mu się tam na coś przydała. Biorę głębszy oddech, nerwowo kreśląc długopisem po kartce papieru i obserwuję jego szyderczy uśmieszek. Wie doskonale, co zaprząta w tej chwili me myśli.

Jasna cholera, o to mu właśnie chodzi.

Nie ma mowy Brewer, na pewno nie teraz.

Mojej uwadze nie uchodzi jego przenikliwe spojrzenie, rzuca mi rękawicę. Zamierzam ją podnieść, kolejny raz nie dam mu tej satysfakcji.

- Masz rację, to chyba najlepsze wyjście – odpowiadam, zakładając nogę na nogę. Christian unosi brwi, jednocześnie podziwia moją postawę. Jest nie mniej zaskoczony ode mnie, mimo iż żadne z nas nie wypowiada na głos dręczących nas myśli. Sama się sobie dziwię, ale niemal w ogóle nie odczuwam skrępowania. Otwarcie ze sobą flirtujemy, co winno być niepokojące. Jednak nie jest ani trochę. To bardzo źle, prawda?

~*~

W myślach po raz setny opracowuję z najmniejszymi detalami dokonanie mordu na Stelli Evans. O tak, byłaby to tak zwana zbrodnia doskonała. Problem w tym, że ona stanowczo nie jest warta dożywotniej odsiadki w więzieniu. Chyba, że by mnie nie złapali... moja psychika jest już wystarczająco poszarpana, by taki ktoś jak ona dodatkowo pogorszał całą sytuację. Zamiast wcielać mój idealny plan w życie, wysłuchuję jej nieprawdopodobnych teorii spiskowych dotyczących naszego szefa. Clarie również już więdną uszy. Dlaczego my dwie mamy takiego pecha?

Uśmiecham się sztucznie, udając, iż uwaga dotycząca mojego sposobu bycia ani odrobinę nie robi na mnie wrażenia. Jej przesłanie często bywa bezpośrednie, lecz nie zawsze jest ono szczere. Widać, że dowartościowuje się poprzez kąśliwe uwagi na temat innych. Często dotyczą mnie lub Rebecci – to my dwie najbardziej działamy jej na nerwy. Nie rozumiem tego, przecież niczego jej nie robię. Siedzę cicho, a większość kąśliwych odpowiedzi pozostawiam dla siebie, choć to czasem jest niebywale trudne. Gdybym tylko mogła, przestałabym utrzymywać z nią jakikolwiek kontakt. Szkoda tylko, że jestem na nią skazana tak długo, jak będę tu pracować. Bez względu na obecność Stelli mam nadzieję, iż będzie to trwało jak najdłużej.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now