Twenty two

326 18 0
                                    

  Przeczesuję prawą dłonią swoje rozczochrane włosy, próbując w jakiś sposób doprowadzić je do porządku. Aktualnie nie mam dostępu do lustra, a przeglądanie w łyżeczce, którą mieszam kawę, nie wydaje się być dobrym rozwiązaniem problemu. Obok mnie przez przerwy krząta się pani Jones, aktualnie szukając czegoś w górnej półce.

- Wyglądasz ślicznie, kochanie – mówi i uśmiecha się, gdy po raz kolejny spogląda w moją stronę. Zawstydzona spuszczam wzrok, nie jestem przyzwyczajona do komplementów.

- Zwłaszcza o tej porze dnia – mruczę.

Zakładam nogę na nogę i na moment poświęcam się rozmowie z kobietą. Za pierwszym razem byłam przestraszona jej obecnością, ale teraz ją polubiłam. Nie osądza, nie krytykuje, swoje zdanie o sytuacji związanej ze mną i z jej pracodawcą zostawia dla siebie. Jest miła i wiecznie uśmiechnięta, a to, co potrafi zrobić w kuchni, śmiało może konkurować z potrawami najlepszych szefów kuchni na świecie.

- Wiesz co? Cieszę się, że Rebecca tu nie przychodzi... no, przynajmniej kiedy ja pracuję – dodaje cicho. Mamy te same wątpliwości.

Nie spędzam całego dnia w towarzystwie Christiana, więc nie mam pojęcia, co robi i z kim spotyka się w tym czasie. Może w dalszym ciągu coś go z nią łączy. Może ją kocha. Może nieświadoma mojej obecności w jego apartamencie za chwilę się tu pojawi i wściekła urządzi mi awanturę. Może chce zrobić mu niespodziankę i właśnie jedzie windą.

Tej nocy kochałam się z jej facetem, a teraz siedzę w jego kuchni, rozmawiam z jego pomocą domową, mając na sobie jedną z jego koszul.

Tak, jestem już martwa. Mogę rezerwować sobie miejsce na cmentarzu.

- Martwisz się nią? – pyta czterdziestolatka, lustrując mnie swoim podejrzliwym wzrokiem. Czyta w moich myślach... albo po prostu zachowuję się zbyt przewidywalnie.

- Tylko odrobinę.

- Jest sobota – zauważa. – Takie księżniczki śpią do południa.

Mimowolnie się uśmiecham i biorę mały łyk napoju. Calvano nie raz udowadniała, iż uważa się za znacznie lepszą od innych tylko dlatego, że jej ojciec może spać na pieniądzach. Doszedł do wszystkiego determinacją i ciężką pracą, a jego rozpuszczona córeczka chce być na jego utrzymaniu przez całe życie, ponieważ nie zhańbi rączek najlżejszą pracą. Nie daj Bóg, złamałaby sobie paznokieć, a wtedy mielibyśmy do czynienia z tragedią narodową.

- Nie warto już rano psuć sobie humoru! – dodaje Gail, starając się odpędzić me myśli od tego rozkapryszonego dziecka. – Co chcesz do jedzenia?

- Nie musi mi pani robić śniadania – mówię od razu, czuję się tym skrępowana. Ma milion lepszych rzeczy do roboty od karmienia mnie. Sama potrafię o siebie zadbać.

- Ale to nie problem.

- Nie, naprawdę...

- Dobrze – ustępuje. – W takim razie ja będę się już zbierać. Poradzisz sobie ze znalezieniem wszystkiego?

- Tak, oczywiście – zapewniam, poprawiając rękawy koszuli. Są nieco za długie, więc muszę je podwijać. – Do zobaczenia.

Gdy zostaję sama w kuchni, zaczynam przygotować posiłek. Sama nie wiem dokładnie, na co mam ochotę. A Christian? Niedługo powinien się obudzić, na pewno będzie głodny. Krótką chwilę zajmuje mi odnalezienie potrzebnych składników, po przygotowaniu wszystkiego zabieram się za smażenie naleśników. W radiu słyszę miły głos speakerki życzącej każdemu udanego dnia, a sekundę później Sam Smith śpiewa I am not the only one.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now