Ten

325 19 0
                                    

Gdy przekraczam próg swojego mieszkania, dalej nie mogę się otrząsnąć. Gregg po rzeczowej rozmowie odstawił mnie pod odpowiedni adres. A potem odszedł, zniknął. Rozmawialiśmy całą drogę, choć głównie to on zabierał głos. Wyjaśniliśmy sobie dużo, ale to nie zmieniło mojego podejścia do niego. Fakt, doceniam to, co zamierza zrobić, lecz nic poza tym.

Ten człowiek stracił w moich oczach. Jednak już koniec, za co jestem mu wdzięczna. Rozumie, żałuje, przestanie. Pozostaje jedno pytanie. Mówił prawdę, czy może znowu kłamał? Nie mam pojęcia. Może chociaż jeden raz zachowa się tak, jak powinien. Jest to winien Arianie. Przepraszam.

Powiedział to to niewłaściwej osoby. Mnie nie zrobił nic, jej za to dużo. Na pewno jeszcze kiedyś o nim usłyszę, tacy ludzie rzadko się zmieniają... żeby nie powiedzieć w ogóle. Parks jednak się o tym nie dowie, przynajmniej nie ode mnie. Ten rozdział w swoim życiu powinna dawno zamknąć.


~*~

Posyłam do swojego odbicia w lustrze coś, co ani trochę nie przypomina uśmiechu. Denerwuję się, mimo iż nie mam czym. No tak, jestem wiecznym kłębkiem nerwów. Dlaczego? Chcę mieć stuprocentową pewność, że pan Scott nie raczy znowu pojawić się pod moim miejscem pracy. A może to coś całkowicie innego. Poprawiam jeszcze fryzurę i wygładzam niewielkie fałdki, jakie powstają na mojej spódnicy i jestem gotowa do wyjścia. Upewniam się tylko, czy aby na pewno mam wszystko, czego potrzebuję, zgarniając w pośpiechu klucze ze stołu w kuchni. Muszę się śpieszyć, jeśli chcę jeszcze wstąpić do ulubionej kawiarni.

Witam się z ochroniarzem, wymachując przed nim swoim identyfikatorem, który od razu chowam do kieszeni torebki. To nieco denerwujące, że trzeba robić to za każdym razem, kiedy ten facet jest na swojej zmianie. Z innymi nie ma tego problemu, zdążyli mnie zapamiętać, ten chyba nie. Ale to nie dziwne, codziennie przed te wielkie szklane drzwi przechodzą setki osób, więc ma prawo mieć wątpliwości.

W windzie początkowo jestem sama, lecz już na trzecim piętrze widzę przystojnego bruneta uśmiechającego się w moją stronę. Parę razy go mijałam, ale nie przypominam sobie jego imienia. Pracuję tu już tyle, a dalej nie znam połowy pracowników.

Uśmiechamy się do mnie i wykonuje nieznaczny krok w moją stronę. Udaję, że tego nie zauważam i dalej pozostaję niewzruszona.

- Tak naprawdę nie miałem nigdy okazji, by przyjrzeć ci się dokładniej - odzywa się nagle, przez co lekko podskakuję. Taksuję go wzrokiem i powoli uprzytomniam sobie, że ma na imię Kevin. Bodajże Kevin Smith... lub coś podobnego.

- No cóż - zaczynam, nie mając szczególnej ochoty ciągnąć tej rozmowy dalej. Mimo iż mężczyzna robi na mnie wrażenie, nieco nie podoba mi się jego spojrzenie. Patrzy, jakby wzrokiem zdejmował moje ubrania. Nienawidzę ludzi, którzy myślą, że dostaną wszystko na słodkie oczka.

- Jesteś Ana, prawda? - przytakuję. - Jak to możliwe, że nigdy nie poznaliśmy się lepiej?

- Tak się złożyło - mruczę, wbijając wzrok w drzwi windy. Mam nadzieję, że nie kieruje się na ostatnie piętro, bo chcę jak najszybciej stracić go z pola widzenia.

Na szczęście już po minucie mamy towarzystwo. Kobieta z czarnymi jak noc włosami uśmiecha się w stronę Kevina, mnie zaszczycając krótkim spojrzeniem. Jest śliczna. Ba, piękna, w czerwieni jej do twarzy. Zajmują się pogawędką o wczorajszym wieczorze, który dla obojga był interesujący, dzięki czemu ja mogę wykonać krok do tyłu i udawać, że nie istnieję. To o wiele prostsze i czasami żałuję, że nie mogę tego robić częściej.

Nie byłoby problemów, zmartwień i kłopotów. Nie byłoby tych dziesiątej błędnie podjętych decyzji. Nie byłoby mnie. Czyż to nie przyjemna perspektywa?

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now