Thirty three

284 14 3
                                    

  Mniej więcej w porze obiadowej budzi mnie telefon od Alison. Dopiero po chwili orientuję się, że zasnęłam na kanapie z pilotem w ręku, oglądając powtórkę najnowszego odcinka Modern Family. Po powrocie do mieszkania nie miałam ani siły, ani ochoty na coś bardziej ambitniejszego, kilka nocy bez snu wreszcie dało o sobie znać. Za siedem godzin pojawi się tutaj Christian, by zabrać mnie na kolację. Nie mam zielonego pojęcia, w co się ubiorę, ale to akurat jest sprawa drugorzędna. Nie wiem, jak ma teraz wyglądać nasza relacja i boję się, że nic dobrego z naszej dzisiejszej rozmowy nie wyniknie.

- Annie, skarbie, powiedz, że jesteś u siebie – zatroskany głos cioci dochodzi do mnie dopiero po chwili. Szczelniej przykrywam się kocem, ponownie przymykając oczy.

- Jestem. A czemu?

- Wspaniale! – nieco dziwi mnie jej przesadny entuzjazm. Nie powiedziałam Gilbertom, że jednak zostaję w Nowym Jorku, więc może chodzi właśnie o to. Jeśli tak, muszę jak najszybciej wyprowadzić ją z błędu. – Dosłownie za dwie minuty u ciebie jestem, do zobaczenia.

Rozłącza się, zanim odpowiadam. Niechętnie podnoszę się, rozciągając mięśnie ramion. Powolne kroki kieruję do kuchni, by przygotować dla mojego gościa kubek gorącej kawy. Czuję, że będziemy miały o czym porozmawiać.

Alison po przekroczeniu progu zdaje się mnie ignorować. Rozgląda się po salonie, idzie do kuchni i natychmiast biegnie do sypialni. Cały czas mruczy coś pod nosem, lecz nie jestem w stanie tego usłyszeć. Nie komentuję jej zachowania, nie mam pojęcia jak. Niecodziennie ktoś robi sobie w moim mieszkaniu wycieczkę krajoznawczą. Raczej się do tego nie przyzwyczaję.

- Nie ma – stwierdza, gdy wreszcie zajmuje miejsce na kanapie. Wlepia we mnie swój świdrujący wzrok, pod którego wpływem zaczynam odkrywać w pomieszczeniu warte obserwacji przedmioty. Nie jestem w stanie spojrzeć jej w oczy. Kobieta ma to do siebie, że wyciągnie z każdego absolutnie wszystko, co chce usłyszeć. A ja nie mogę na to pozwolić.

- Czego nie ma?

- Spakowanych walizek. Biletu. Niczego nie ma. Proszę, powiedz mi, że jednak zmieniłaś zdanie.

- Właściwie to... zamierzałam do was przyjść i powiedzieć o tym osobiście – zaczynam. – Nie. Nie wracam do Chica...

Nie dane mi jest dokończyć zdania, gdyż niemal od razu Alison zamyka mnie w swym stalowym uścisku. Piszczy ze szczęścia głośniej niż Ariana, kiedy na dnie opakowania znajdzie jeszcze okruszki ulubionych paprykowych chipsów. A to ciężko przebić, zapewniam.

- Kochanie, nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę! – mówi, gdy proszę ją o ponowny dostęp tlenu. – Dobrze, że zabroniłam Henry'emu cokolwiek robić, teraz nie będzie problemów. Kiedy wróci Jack, koniecznie musisz wpaść do nas na kolację.

- Dziękuję – dukam nieśmiało. Naprawdę żałuję, że nie urodziłam się jako Anastasia Gilbert, wtedy wszystko byłoby o wiele mniej skomplikowane.

- A teraz powiedz, tylko szczerze. Dlaczego w ogóle wpadł ci do tej pięknej główki tak absurdalny pomysł? – jej nastrój momentalnie ulega zmianie. Staje się poważna jak chyba nigdy wcześniej. Nie powiem przecież prawdy, teraz sama mam ochotę roześmiać się z powodu własnej głupoty. Chciałam porzucić wszystko tylko dlatego, że pokłóciłam się z Christianem. A teraz między innymi ze względu na niego decyduję się zostać w Nowym Jorku. Wczoraj rano wmawiałam sobie, że nie mogę go kochać, a dzisiaj z własnej woli poszłam do jego biura, odzyskałam pracę, dałam się zaprosić na kolację i na dodatek pocałować. To wykracza poza jakikolwiek sens.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now