Twenty six

334 23 0
                                    

Ostatkiem sił zmuszam się, by dobiec do pobliskiej ławki. A właściwie się do niej doczołgać, bo tempa, w którym pokonałam ostatnie sto metrów, nie można nazwać biegiem. Od godziny szóstej rano zrobiłam co najmniej kilkanaście kilometrów. Przez ponad sześćdziesiąt minut z jedną krótką przerwą, słuchając ulubionej muzyki płynącej z słuchawek, napajałam się pięknem zielonych płuc Nowego Jorku. Gdy muszę wstawać do pracy, nie mam wystarczającej motywacji, by odmówić sobie tych pięciu dodatkowych minut w łóżku, lecz jak na złość akurat w dni wolne mój organizm stwierdza, że tak wczesna pora jest idealna na pobudkę. Zazwyczaj jednak korzystam z tego i tak jak dzisiaj ubieram buty do biegania, przed rozpoczęciem dnia robiąc kilka kilometrów między alejkami. Nie jestem jedyna, za każdym razem mijam dziesiątki ludzi, którzy wpadli na ten sam pomysł. Są sami lub w towarzystwie, czasami nawet ich towarzyszem jest oddany czworonóg. Z reguły jestem absolutną fanką spędzania rano bezproduktywnych chwil w łóżku z laptopem i miską paprykowych chipsów obok, lecz warto zmienić swoje plany. Aktywność fizyczna może w jakiś sposób pomóc w codziennych sprawach.

Tak jak teraz. Jestem fizycznie wyczerpana i naprawdę nie wiem, jak dostanę się z powrotem do swojego mieszkania, lecz endorfiny opanowały całe moje ciało. Tryskam pozytywną energią, mimo iż aktualnie tego po mnie nie widać. Nie mam przy sobie lusterka, ale mogę się założyć, że wyglądam niczym burak, fryzura zapewne też pozostawia wiele do życzenia. Za każdym razem dane mi jest przemyśleć wiele rzeczy. Dotleniam umysł i przez to myślę bardziej racjonalnie. W spokoju, samotności i bez nacisku jakichkolwiek osób trzecich. To jest to, czego w tej chwili potrzebuję.

Po krótkim zastanowieniu stwierdzam jednak, że bardziej przydałaby mi się druga butelka niegazowanej wody. Tak, zdecydowanie. Niestety, aktualnie nie jestem w posiadaniu żadnych pieniędzy, więc jeszcze chwilę odpocznę i będę musiała powoli zbierać się do domu. Mój żołądek desperacko domaga się posiłku.

Gdy chcę po raz kolejny zaszyć się w czterech ścianach swojego mieszkania, napotykam pewnego rodzaju przeszkodę, która nie szybko mi to umożliwi.

- To chyba jakieś żarty – szepczę do siebie, dostrzegając wesołą Stellę niecałe dziesięć metrów ode mnie. Nie rozumiem, jakim cudem cały czas na nią trafiam. Jak nie na ulicy to w galerii handlowej. Jak nie w galerii handlowej to w parku. Naprawdę zaczynam podejrzewać, że ta kobieta mnie śledzi. Trochę mnie to niepokoi.

- Annie, co tutaj robisz? – pyta uśmiechnięta, wyciągając z uszu czarne słuchawki. Lustruje moje ciało uważnym wzrokiem, po czym poprawia kucyk na czubku głowy. – Głupie pytanie. Często ostatnio na siebie wpadamy, zauważyłaś? Proszę cię, usiądźmy, bo nie daję rady.

Mogłabym w spokoju udać się do siebie, lecz byłoby to co najmniej niegrzeczne. Dodatkowe minuty na świeżym powietrzu mnie nie zbawią, prawda?

- Od jakiegoś czasu jestem tu regularnie, ale ciebie widzę pierwszy raz – zauważa. – Nie mów mi tylko, że wpadłaś na ten sam pomysł co ja! Chociaż może... dobrze, że postanowiłaś się za siebie wziąć!

Spoglądam na nią lekko zdezorientowana. Nie mam bladego pojęcia, o co może jej chodzić. Dzięki temu orientuję się, że ma na twarzy makijaż. Oczywistym faktem jest też to, iż każda część stroju jest idealnie dopasowana, nawet buty są tego samego koloru. Szczerze mówiąc, nie widzę sensu w nakładaniu chociażby grama podkładu przed pójściem na siłownię lub po prostu do parku. Przecież po kilku minutach i tak wszystko się zmyje, a czarne ślady mascary pod oczami nie wyglądają szczególnie zachęcająco. Chyba że ktoś uwielbia pandy, wtedy nie śmiem oponować.

- Jaśniej, proszę.

- Postanowiłam trochę... pomóc losowi. Nie wiem, czy słyszałaś, ale podobno Christian nie jest już z Rebeccą. Może wreszcie go sobą zainteresuję. Staram się często biegać, jem mniej i w ogóle. Dbam o siebie, muszę być przygotowana.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now