Seventeen

389 19 0
                                    

Cały czas staram się, by każdy zapomniał o mojej obecności. Prawie w ogóle się nie odzywam, nie reaguję na uwagi Stelli, nie rozmawiam z Christianem. Jakby w ogóle mnie nie było. Taki stan rzeczy rozwiązałby wiele spraw. Jestem problemem, którego brak ucieszyłby wiele osób. Nieustannie przez mój umysł przewijają się setki negatywnych myśli, większość z nich dotyczy mnie samej. Niektóre są prawdą, niektóre być może nie. Pogubiłam się, nie odróżniam fikcji od rzeczywistości.

Gdy wróciłam rano do mieszkania, spodziewałam się, iż mama będzie wygodnie rozłożona w fotelu oczekiwać mojego przyjścia, by dokończyć swą przemowę z poprzedniego wieczora. Tak jednak nie było, za co z całego serca dziękuję Bogu. Mogłam w spokoju wykonać każdą poranną czynność i udać się do pracy, nie ryzykując kolejnego spóźnienia. Wiem jednak, że rozmowa z nią mnie nie ominie, nie mogę odwlekać tego w nieskończoność. Jedynym plusem jest to, że nie miała okazji spotkać Brody'ego. Nie mam pojęcia, jak by zareagował. Jak ja bym zareagowała... nie chcę po raz kolejny zaczynać wszystkiego od nowa. Już raz przez to przechodziłam, drugiego nie jestem w stanie. Jestem na to zbyt słaba.

- Annie, wszystko gra? – pyta Brewer, udając, że w minimalnym stopniu obchodzi go mój obecny stan. Nienawidzę litości drugiej osoby, a od niego ona wprost emanuje. Jego ton, niby współczujący, ma w sobie ukrytą nutkę ironii. Nie dziwię się. Każdy miewa zły dzień, lecz mi zdarzają się one zazwyczaj często. Może mieć tego dość, w pełni go rozumiem i popieram.

- Tak, nie przejmuj się – ucinam szybko, nie mam ochoty dłużej zagłębiać się w tę rozmowę. Na dodatek ciągle mam przed oczami Kevina, przez co targają mną wyrzuty sumienia. Powinnam posłuchać Christiana i na niego uważać. Ale nie, ja zawsze wiem wszystko najlepiej. Dopiero u Ariany zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Pocałowałam go. Pozwoliłam, by się do mnie zbliżył, nie odepchnęłam go. Od razu nasuwa mi się sytuacja z Miami. W obu przypadkach przemawiał przeze mnie wypity alkohol. W innym przypadku żadnemu z nich nie pozwoliłabym nawet podejść na tyle blisko. A może jednak?

Masz poważny problem, koleżanko.

Matka miała całkowitą rację, teraz to widzę.

- Możesz wpaść po pracy? Mamy ci do powiedzenia coś ważnego – prosi Alison od razu po skargach na moją rodzicielkę podczas ich dzisiejszego spotkania. Podobno „nie była miła". Nie jest to dla mnie zbyt wielkie zaskoczenie.

- Oczywiście – silę się na najbardziej entuzjastyczny ton, na jaki stać mnie w danym momencie. – Muszę kończyć, do zobaczenia.

Szczerze mówiąc, nie mam ochoty na wizytę u Gilbertów. W każdy inny dzień z ochotą bym się zgodziła, ale dzisiaj marzę tylko o tym, by zakamuflować się pod kołdrą w swojej sypialni i nie wychodzić stamtąd przez resztę mojego nędznego życia.

To jednak okazja do późniejszego spotkania z matką, co odrobinę poprawia mi humor. Wiem, że nie dam rady przed nią uciec, ale wolę stanąć z nią twarzą w twarz po rozmowie z Henry'm i Ali. Może oni jakoś zdołają mi pomóc.

Nie pierwszy raz.

~*~

- Annie, słonko! Chodź, mam dla ciebie niespodziankę!

Przekraczam próg domu wujostwa, a Alison od razu do mnie naskakuje. Wręcz emanuje niespotykanym entuzjazmem. Prowadzi mnie w głąb pomieszczenia, skąd dochodzą dwa znajome mi głosy. Jeden z całą pewnością należy do wujka, a drugi...

- Jack?!

Stoi przede mną wysoki i przystojny szatyn o lazurowych oczach, uśmiecha się od ucha do ucha. Jak zwykle ubrany nienagannie – biała koszula i granatowy krawat. Rozkłada ręce, więc nie czekając zbyt długo, rzucam mu się na szyję i piszczę niczym mała dziewczynka, gdy rodzice decydują się na zakup lalki z wystawy jej ulubionego sklepu.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now