Thirty four

272 15 4
                                    

  Dane mi jest stać na tyle blisko Rebecci, by wyczuć od niej drażniący zapach alkoholu. Na stoliku nieopodal zauważam kieliszek i dwie butelki wina – obie opróżnione niemal całkowicie. Wpatruje się we mnie w mordem w oczach, lecz sekundę późnej wybucha serdecznym śmiechem. Ledwo utrzymuje równowagę, gdy próbuje podnieść się ze swojego miejsca. Odruchowo cofam się krok w tył, by stanąć za Christianem, który jest jeszcze bardziej zdziwiony ode mnie. Nie mam pojęcia, jak udało jej się tutaj wejść, bo oczywistą rzeczą jest to, że nie została tutaj zaproszona.

- Przyszłam ciebie... a ciebie nie było – oskarżycielsko wskazuje na niego palcem. – Annie, jak się cieszę! – piszczy, nieudolnie podchodząc w naszym kierunku. Jest niepokojąco zadowolona moim widokiem, chociaż to zapewne sprawka trunku, którego ma w swoim organizmie dosyć sporo.

- Co tutaj robisz?!

- Mia-miałeś być sam. Jesteś z nią – wyciąga do mnie rękę, lecz musi cofnąć się o dwa kroki, by nie upaść na podłogę – A powinieneś być ze mną, tak nam ładniee... a wam niee...

- Uważaj na słowa – warczy, na co odruchowo ściskam jego dłoń jeszcze mocniej. Z każdą sekundą denerwuje się coraz bardziej, a ja zaczynam się bać, że to nie skończy się dobrze. Nie martwię oczywiście o Christiana, bo wiem, że nie uderzyłby kobiety – martwię się o mnie, bo jeszcze chwila, a rzucę się na tą pijaczkę i wydrapię jej oczy.

- Nie znudził się tobą, Annie? Chyba, że.. och, rozumiem! To tylko seks, był taki film kiedyś! Ty jesteś tylko troooszeczkę grubsza... no i z dzieciakiem – po raz kolejny dzisiaj wybucha śmiechem. Obraca się wokół własnej osi, ale upada na kanapę, co tylko potęguje jej rozbawienie. Nie chodzi nawet o obrazy padające z jej ust, do tego się dawno przyzwyczaiłam i nie robią one na mnie zbyt piorunującego wrażenia. Chodzi o to, że w ogóle miała czelność się tutaj pojawić. Przez kilka dni bezkarnie mogła triumfować, być może nawet próbowała na nowo zbliżyć się do Christiana. Nie wiem i nie chcę tego wiedzieć. Zaczęliśmy wszystko od nowa, co znaczy, że w moim życiu nie ma miejsca na Rebeccę – nigdy nie powinno być, nie jest tego warta.

- Wystarczy.

Szatyn wyszarpuje się z mojego uścisku i jakimś cudem udaje mu się podnieść kobietę z miejsca. Informuje, że za minutę jest z powrotem, po czym wyciąga z kieszeni telefon w celu skontaktowania się z kimś. Ani na moment nie ruszam się ze swojego miejsca, nawet gdy oboje znikają mi z pola widzenia. Powinnam się przyzwyczaić do tego, że moje życie na każdym kroku jest pełne niespodzianek, niekoniecznie tych dobrych.

- Załatwione – jak przez mgłę dochodzi do mnie głos Brewera, który nagle pojawia się w pomieszczeniu. Uśmiecha się pokrzepiająco, obdarzając delikatnym pocałunkiem moje czoło. Na moment przymykam oczy i zaciskam pięści na jego marynarce.

- Jak ona tu weszła?

- Bardzo dobre pytanie – odpowiada. Unosi do góry mój podbródek, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. – Grunt, że już jej nie ma. Założę się, że gdy wytrzeźwieje, nie będzie niczego pamiętać.

Mimowolnie unoszę w górę kąciki ust, choć ta sytuacja nie jest wcale zabawna. Chciałam zacząć od nowa, lecz teraz widzę, że nie będzie to całkowicie możliwe.

- Też bym wolała zapomnieć – kwituję. Gdy chce coś powiedzieć, przykładam wskazujący palec do jego ust. – Nie, proszę. Uznajmy, że to się nie wydarzyło, jestem tym zmęczona. W czym mogę spać?

Christian uśmiecha się chytrze, całując lekko opuszek. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, iż powinnam jednak sformułować to pytanie nieco inaczej. Tak, zdecydowanie.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now