Thirteen

384 23 0
                                    

Od razu po przebudzeniu targają mną niewyobrażalne wyrzuty sumienia. Co ja sobie myślałam? Jak mogłam pozwolić, by ta sytuacja mogła mieć miejsce? Na dodatek jeszcze chwila, a pozwoliłabym mu wejść do środka i zrobić ze sobą, co żywnie zapragnie. Zachowałam się karygodnie, przecież zawsze myślę racjonalnie. Przy Christianie to jednak nie jest możliwe. Wystarczy jedno spojrzenie, jedno słowo, bym stała się całkowicie podatna na sugestie. Nie wiem, jak po tym będę potrafić spojrzeć mu w oczy. Udawać, że nic się nie stało? To będzie chyba najlepsze rozwiązanie.

Godzina siódma pięćdziesiąt osiem. Wskazówki zegara mkną niemiłosiernie, zwiastując moją rychłą zgubę. Wbijam swój beznamiętny wzrok w biały sufit i rozkoszuję się ostatnimi chwilami słodkiej wolności. Gdy budzik w telefonie, zwiastując ósmą, zaczyna wydawać głośny dźwięk, zakrywam głowę poduszką i głośno jęczę ze zrezygnowania. Chciałabym nie ruszać się dzisiaj z tego łóżka, to mój mały azyl, gdzie nic nie ma prawa mi się stać, a Christian Brewer nie zakłuci po raz kolejny mojej egzystencji.

Bardzo powoli wstaję na równe nogi, przeciągając każdą poranną czynność w nieskończoność. Wiem, że na dłuższą metę to nie ma głębszego sensu. Nasz samolot odlatuje o godzinie dziesiątej, więc tak czy tak nie uda mi się niczego odwlec w czasie. Prędzej czy później go zobaczę i będę musiała udawać, że wczorajszy incydent to tylko bezmyślny skutek lekkiego upojenia alkoholowego. Wypite drinki dodały mi pewności siebie, normalnie nigdy nie pozwoliłabym sobie na taką zuchwałość. Ani sobie, ani jemu. Raczej uciekłabym do pokoju z prędkością światła. Nie pozwalam zbliżyć się żadnemu mężczyźnie, Christian nie stanowi wyjątku. W innych okolicznościach przecież nie chciałby mnie dotknąć. A może byłoby inaczej? To typ człowieka, który jest w stanie przebierać w kobietach, a każda dałaby się pokroić za chwilę spędzoną z nim sam na sam. Wystarczyłoby zaledwie pięć minut, by doprowadzić którąś z nich do całkowitego obłędu. Zazdroszczę tym, które miały okazję przekonać się o tym na własnej skórze.

Przestań, idiotko!, każę sobie, wracając do rzeczywistości.

Przecież nic wielkiego się nie stało, to zwykły pocałunek. Każdemu mogła zdarzyć się chwila słabości, akurat trafiło na mnie. Muszę przestać myśleć o tym jak o tragedii. Jednorazowy incydent – to zdecydowanie lepiej brzmi. Co się stało w Miami, zostanie w Miami.

Z tą myślą wygrzebuję z walizki jasne obcisłe rurki, luźną turkusową bluzkę oraz ulubione czarne szpilki. Uwielbiam mieć je na nogach. Mam do nich sentyment – to pierwsza rzecz zakupiona przeze mnie w Nowym Jorku (jaka kobieta nie lubi butów?). Robię też lekki makijaż, zadowalam się jedynie podkładem, mascarą, delikatnymi kreskami eyelinerem i błyszczykiem. Oblizuję usta, zbierając jego nadmiar, jednocześnie szukam szczotki do włosów i dokładnie je rozczesuję.

Odczytuję wiadomość od Ariany – ma mi wiele do powiedzenia po moim powrocie do miasta. Jedyne, czego pragnę w tej chwili, to dotarcie do Upper East Side i skrycie się pod kocem z książką w ręku. Moje plany muszą poczekać co najmniej pół dnia.

Ktoś puka do drzwi. Klnę w duchu, to na pewno Christian. Biorę kilka głębszych wdechów, zanim otwieram i staję z mężczyzną twarzą w twarz. Jak zwykle prezentuje się nieskazitelnie. Ciemne jeansy i czarny T-shirt sprawiają, że wygląda bardzo swobodnie i nonszalancko. Silę się na przyjazny uśmiech, podczas gdy on prześwietla mnie na wylot. Wczoraj nie obeszłoby mnie to tak jak dzisiaj, gdy na moich ramionach pojawia się gęsia skórka.

- Dzień dobry – mówię, od razu orientując się o obecności obcego mężczyzny zaledwie metr dalej. Ma na sobie hotelowy uniform, a jego kruczoczarne włosy są idealnie wystrzyżone. – A to...

- Weźmie twoją walizkę – oznajmia szatyn. – My mamy coś do omówienia, prawda?

Zastygam w całkowitym bezruchu. Więc dalej chce drążyć ten temat. I po co? Chyba tylko dlatego, żeby uświadomić mi, jak wielką było to pomyłką. Moje wargi są na tyle suche, że muszę je oblizać przed udzieleniem odpowiedzi. Scott, jak widnieje na plakietce, przejmuje walizkę i oddala się w kierunku windy, my razem z nim. Czuję wyrzuty sumienia – sama jeszcze potrafię obchodzić się z bagażem, nie jestem typową blondynką, za jaką niektórzy ludzie mnie uważają.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now