Thirty seven

244 15 1
                                    

  Zdecydowanie wolałabym znajdować się teraz w innym miejscu. Najlepiej na drugim końcu miasta. Tak, wtedy byłoby idealnie. Niestety, jestem zmuszona stać obok dwóch pałających do siebie nienawiścią mężczyzn. I to tylko dlatego, ponieważ jeden za wszelką cenę chce udowodnić, iż jest lepszy od drugiego. Kilka razy zastanawiałam się, skąd wziął się ten konflikt pomiędzy nimi, lecz Christian jak zwykle nie miał zamiaru być szczególnie wylewny. Powinnam już do tego przywyknąć, co nie zmienia faktu, iż jest to dosyć irytujące.

Co chwilę przenoszę wzrok to na jednego, to na drugiego. Chcę przerwać tę krępującą ciszę, lecz nie jestem pewna, co powinnam powiedzieć. I czy powinnam w ogóle się odzywać.

- Jeszcze tu jesteś? – pierwszy otwiera usta Christian. Jego ton jest aż nazbyt spokojny, a to zły znak. Znajdujemy się jednak w miejscu publicznym, więc żywię nadzieję, iż nic poważnego z tego nie wyniknie.

- Spokojnie, już sobie idę – odpowiada szatyn, uśmiechając się szeroko. – Nie odpuściłeś, huh? W takim razie życzę ci powodzenia. Z nią ci się przyda. Uwierz, znam się na tym.

Lustruje moje ciało rozbawionym wzrokiem, po czym jak gdyby nigdy nic udaje się w kierunku windy. Nerwowo przestępuję z nogi na nogę, oczekując reakcji Brewera. Momentalnie chwyta mnie za rękę i ciągnie kolejny raz dzisiaj do swojego biura. Zamierza kłócić się ze mną o Brody'ego, jeszcze tego mi dzisiaj brakowało.

- Miałaś z nim nie rozmawiać – warczy niemal od razu, kiedy wchodzimy do pomieszczenia. Zamyka drzwi, aby nikt nie zdołał nam przeszkodzić. Nie jestem pewna, iż jest to dobry pomysł. Zawsze mogłabym użyć tego jako dobrej wymówki do opuszczenia tego miejsca. Jeśli to dobrze rozegram, może nie będzie tak źle.

- Następnym razem, kiedy go zobaczę, po prostu ucieknę. Tak, bardzo dobry pomysł – odpowiadam tak samo zjadliwym tonem. Nie tylko on może mieć pretensje do zaistniałej sytuacji. – Przepraszam, że mieszkamy w jednym mieście, ale to raczej nie moja wina.

- Doskonale wiesz, o co mi chodzi.

- Nie, nie wiem! Nie możesz mnie od niego odizolować, bo nijak ci się to nie uda. Jeżeli myślisz, że jest inaczej, przykro mi, ale to ty masz problem, nie ja – nieznacznie podnoszę głos, krzyżując ręce na piersi.

- Zawsze mogę próbować.

- Bo ty oczywiście zawsze wszystko możesz – reasumuję, czym wywołuję grymas na jego twarzy. Mentalność Christiana polega na tym, iż uważa się za wszechmocnego. Może wydawać polecenia pracownikom, do których notabene również się zaliczam, ale nie sterować życiem bliskich dla siebie ludzi. Myślałam, że takich granic nie trzeba wyznaczać, że są one oczywiste. Dla mnie tak, lecz najwyraźniej nie dla niego.

- Ana...

- Mieliśmy sobie ufać, zapomniałeś?

- Sobie nawzajem? Owszem, ale nie jemu. Już ci to mówiłem.

Wzdycham przeciągle, przeczesując włosy prawą dłonią. Chce czy nie – z Brody'm łączy mnie coś, czego nie można pod żadnym pozorem lekceważyć. Mamy synka. Kiedy o niczym nie wiedział, było o wiele łatwiej. Teraz nie mogę w żaden sposób usunąć go ze swojego życia. Toby widział go jedynie raz. Tyle wystarczy, chociaż to i tak za dużo. Nie sądzę, by teraz odezwał się w nim ojcowski instynkt. Jeśli tak – będzie to tylko dlatego, żeby jeszcze bardziej skomplikować mi życie. Tacy ludzie jak on się nie zmieniają.

- Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko, wiesz?

- Masz do mnie pretensje, bo nie chcę, żebyś się z nim widywała? – to dla niego typowe. Obraca sytuację w taki sposób, by to jego przeciwnik był tym złym.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now