Thirty five

265 13 4
                                    

  Nieco krytycznym wzrokiem obserwuję próbę flirtu Jack'a z obsługującą nas kelnerką. Czasami mam wrażenie, iż interesuje się on praktycznie każdą kobietą chodzącą po tej planecie. Nieważne czy młodsza, czy starsza, czy singielka, czy ma męża. Wyjątek stanowi oczywiście najbliższa rodzina, choć i tutaj mogłabym obawiać się o kilka dalszych kuzynek. Jednak wobec mnie zachowuje się niczym starszy brat, za co jestem mu ogromnie wdzięczna. Na każdym kroku potrzebuję kogoś takiego. Kogoś, do kogo mogę zwrócić się z każdą sprawą, kto stanie w mojej obronie, gdy zajdzie taka potrzeba. Jack jest jedną z najbliższych mi osób i do tej pory dziękuję losowi, iż zesłał go z powrotem do Nowego Jorku, ponieważ teraz mogę widywać się z nim, kiedy tylko najdzie mnie takowa ochota.

- Szczerze? Chyba się naćpałaś i dlatego wymyśliłaś sobie ten spierdolony wyjazd. Musiało być mocne. Daj mi namiary, bo dłużej z tobą na trzeźwo nie wytrzymam – stwierdza, opadając na oparcie krzesła.

Nie powiedziałam mu oczywiście wszystkiego, zostawiłam dla siebie tylko kilka szczegółów. Nigdy nie potrafiłam nic przed nim ukryć, chociaż bardzo często się starałam. Jack jest jedną z naprawdę nielicznych osób, które potrafią mnie podejść w odpowiedni sposób, bym wyśpiewała wszystko jak na spowiedzi. Christian i Ariana również klasują się na tej liście, ale to imię Gilberta figuruje na niej jako numer jeden.

Wiem, że nie będzie mnie osądzał. Często obraca sytuację w żart, tak jak teraz. Woli się śmiać aniżeli robić mi godzinne wykłady, które z kolei nade wszystko uwielbia jego matka. Nie muszę bać się krytyki z jego strony, ponieważ zawsze będzie mnie wspierał. Wyrazi swoją opinię, wyklnie mnie z góry do dołu, ale zamiast popadać w jeszcze większy stan depresyjny, śmieję się z niego jak idiotka, zwracając uwagę większości klientów kawiarni.

Taki już jest Jack. I cały czas dziękuję Bogu, że to właśnie na mojej drodze łaskawie zechciał go postawić.

- Może po prostu...

- Albo nie, zapomnij – przerywa niemal natychmiast. – Wolę mieć pełną świadomość. Zadzwonię, jak mi się odmieni. Teraz ktoś cię musi postawić do pionu, Crawford.

- Przecież zostaję – burczę, grzebiąc widelcem w prawie skończonej sałatce.

- Jakoś trudno mi was sobie razem wyobrazić – wyciąga w moim kierunku wskazujący palec i rysuje nim w powietrzu małe kółka. – Annie, znam Christiana. Nic do niego nie mam, wręcz przeciwnie. Po prostu boję się o ciebie, bo wiem, na co go stać.

- Może nie wyglądam, ale sama potrafię o siebie zadbać.

- Wiem, że potrafisz – uśmiecha się serdecznie. – Ale jeśli coś będzie nie tak, przychodź do mnie. Już ja sobie z nim porozmawiam.

- Kocham cię, ale naprawdę jesteś nieznośny...

- Rozumiem cię – wzdycha rozmarzony. Wpatrując się w okno, obok którego zajmujemy miejsce, bierze łyk ulubionej czarnej kawy. – Też siebie kocham.

A nie mówiłam? Mówiłam!

Gdy wychodzimy z kawiarni, mam zamiar udać się z powrotem do biura. Jack oferuje od razu, iż gotów jest mnie odprowadzić. W innym wypadku ochoczo bym się zgodziła, lecz czuję, że coś nie jest w porządku. Przez dobre dziesięć minut upewniał się, iż Christian na pewno nie ma teraz żadnego spotkania i będzie można go spotkać w firmie. Jeżeli chce zacząć z nim jakiś temat chociażby w minimalnym stopniu związany z moją osobą, przysięgam, wyrzucę go przez okno. Dalej nie mam bladego pojęcia, skąd ta dwójka się zna, mimo że każdego z osobna pytałam co najmniej sto razy. Nie tylko kobiety mają między sobą pilnie strzeżone tajemnice.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now