Six

356 18 0
                                    

Budzi mnie pulsujący ból głowy, obwieszczający, że wczoraj przesadziłam. Impreza w dzień powszedni, to takie w moim stylu. Jak zawsze muszę zrobić coś, co niesie za sobą przykre konsekwencje. Teraz jest tak samo... mam dokładnie czterdzieści trzy minuty na doprowadzenie się do porządku i pojawienie w biurze Christiana. Prawdopodobnie pobiję dzisiaj swój własny rekord.

  Wyłączywszy budzik, który nagle zaczyna wydawać z siebie denerwujący dźwięk, zrywam się z łóżka i pędzę do łazienki. Powinnam być z siebie dumna, w przeciągu kilku minut myję zęby, biorę orzeźwiający prysznic i prostuję włosy, gdyż w inny sposób nie radzę sobie z powstałą katastrofą na mojej głowie. Z kosmetyczki wyrzucam wszystko na łóżko w poszukiwaniu podkładu oraz ulubionego błyszczyka. Dopiero wtedy do mnie dociera, że chyba najpierw należałoby się ubrać. Wybieram więc czarny komplet bielizny i w pośpiechu kompletuję resztę ubioru. Rękawy czarnego sweterka podwijam po łokcie i bez problemu zasuwam zamek od bladoróżowej, rozkloszowanej spódniczki sięgającej mi do połowy uda. Zakładam czarne szpilki bez nosków, o mało nie doznając bolesnego spotkania z podłogą. 

 Spoglądam na wyświetlacz telefonu, dwadzieścia jeden minut. Nakładam na twarz podkład firmy Max factor, wydłużam rzęsy mascarą, a usta uwydatniam różowym, błyszczącym kolorem. Cmokam do swojego odbicia, zbierając nadmiar kosmetyku. Na stoliku nocnym zauważam niewielkie kolczyki w kształcie kulek, które wpinam do uszu. Wyglądam nie najgorzej. Powiedziałabym nawet, że całkiem dobrze.

  Zgarniam torebkę z potrzebnymi rzeczami i opuszczam mieszkanie. Dziękuję Bogu za brak korków na ulicach. No tak, każdy normalny człowiek przecież już jest w pracy. Ja mam na to niecałe piętnaście minut, wprost wspaniale. Przekraczam dozwoloną prędkość, ale bardzo zależy mi, by spóźnić się jak najmniej. Nie chcę, żeby Christian miał o mnie złe zdanie. Każdy, byle nie on... 

 Zaraz... nie, zapomniałam się, to nic wielkiego. Brewer jest moim szefem i powinnam pracować u niego na dobrą opinię, na razie chyba mi się to udawało. Dość dobrze się rozumiemy, choć do końca nie jestem pewna, jak to możliwe. Okazało się, że zna Jack'a. Mojego Jack'a! Tego nigdy bym się nie spodziewała.

  Chodzi jednak głównie o to, że lepszego szefa bym sobie nie wymarzyła. Jest czarujący, inteligentny, kulturalny... muszę przestać, bo inaczej wyniknie z tego coś złego, a tak stać się nie może. Zdarza nam się odrobinę wykroczyć poza kontakty pracownica-pracodawca, co zaczyna mnie autentycznie martwić. Nie chcę, żeby tak było. Nie mogę powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi, bo tak nigdy się nie stanie, ale nawiązała się pomiędzy nami nić sympatii. Cieszę się z tego powodu... jednakże jest też coś, czego się obawiam. Jego obecność działa na mnie niepokojąco, zwłaszcza gdy zostajemy ze sobą sam na sam. Często rozmawiamy w biurze Christian'a, ale... niekoniecznie o pracy. To dobrze? Źle? Nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Potrzebuję pomocy. 

 Jestem spóźniona. No, oczywiście. Komu mogło się to przytrafić jak nie mnie? Los niemal codziennie kpi sobie z mojego życia, powinnam już być dawno przyzwyczajona. Mam nadzieję, że Chris nie będzie zły. Proszę, tylko nie to... przecież nie spóźniłam się tak dużo, zaledwie kilka minut. Oby nie robił mi z tego powodu problemu.

  Zawsze rano zatrzymuję się po ulubioną kawę, dzisiaj z oczywistych powodów odstępuje od swojej małej tradycji. Nie potrafię funkcjonować bez dawki kofeiny. Muszę rozwiązać ten problem podczas przerwy na lunch. Z tego co mi wiadomo, mój szef powinien być jeszcze na jakimś spotkaniu z kontrahentami z Francji. I nie mylę się... problem w tym, że odbyło się ono w jego biurze i prawdopodobnie skończyło się przed sekundą. Dwoje nieznajomych mi mężczyzn wraz z szatynem pojawia mi się przed oczami, wstrzymuję oddech. 

 Skinieniem głowy witam się z nimi, skupiając jednak największą uwagę na Christianie. Posyła mi swój zniewalający uśmiech. Nie jestem pewna, czy to aby nie dobra mina do złej gry. W zasięgu kilku metrów nie ma nikogo, więc ryzykuję, że dostanę reprymendę. Uśmiecham się przepraszająco, utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Wiele mnie kosztuje... pod wpływem tego spojrzenia po prostu się rozpływam.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now