Twenty

351 24 1
                                    

Powoli unoszę powieki, lecz jestem chwilowo oślepiona przed promienie słońca, które wdzierają się przez okno do mojej sypialni. Podpieram się na łokciach, dostosowując do nowej pory dnia. Odruchowo sięgam po telefon. Nie ma go. Przecież zawsze zostawiam urządzenie na stoliku nocnym, by rano obudzić się wystarczająco wcześnie. Powinien tam być. Na pewno położyłam go w innym miejscu, więc nie muszę się niczym martwić. Obym tylko nie zaspała. Przeczesuję palcami włosy, rozglądając się po pomieszczeniu. Widzę tylko porozrzucane ubrania walające się po podłodze. Nie są tylko moje... męska koszula, bokserki...

Jasna cholera. To nie jest moja sypialnia.

Nie jestem w swoim łóżku... nawet nie w swoim domu! Obok mnie ktoś jeszcze śpi. I to nie byle kto. Christian Brewer w dalszym ciągu trzyma rękę na moim nagim brzuchu. Cudem powstrzymuję się od panicznego krzyku, zakrywam usta dłonią i patrzę na mężczyznę z przerażeniem. Po raz drugi ten człowiek mnie upił, tylko teraz posunął się o krok dalej. Sprawił, że mu się oddałam. Spędziłam noc z własnym szefem. Do reszty już straciłam rozum.

Pieprzony Dylan. Pieprzone papiery. Pieprzone wino.

- To są chyba jakieś żarty - mówię do siebie. Mam ochotę się rozpłakać, popełniłam właśnie najgorszy błąd w swoim życiu.

Teraz moim celem staje się jak najszybsza ucieczka z tego domu. Nawet nie wiem, która jest godzina. Powoli wstaję z łóżka, uważając, by przez przypadek go nie obudzić. Nie chcę z nim teraz rozmawiać. Ani teraz, ani już nigdy. W pośpiechu zbieram swoje rzeczy, ubierając się. Nie mam czasu myśleć, jak wyglądają teraz moje włosy, później będę się o to martwić. Nie opuszcza mnie wrażenie, iż coś jest nie tak... ale po prostu ta sytuacja jest chora.

Nie mam butów, wprost idealnie. Wychodzę więc z pomieszczenia na boso, zostawiając otwarte drzwi. Mogłabym tym narobić zbyt wiele hałasu. Widzę swoje szpilki dopiero na środku salonu, dzięki Bogu, że jednak je znalazłam. Jest też torebka z telefonem w środku. Godzina siódma piętnaście. Nie jest tak źle, jak myślałam. Wczesne pobudki weszły mi w nawyk.

Gdy jestem praktycznie przy drzwiach, dochodzi mnie pewien głos. Momentalnie przystaję, boję się odwrócić. Wszystko, tylko nie to. Jak mogłam go obudzić? Przecież zachowywałam się cicho! Ale zaraz... to nie Christian. To jakaś kobieta.

- Nie zje pani śniadania? - pyta uprzejmie. Powoli odwracam się w jej stronę, siląc na przejmy uśmiech. Stoi przede mną średniego wzrostu szatynka, ma około czterdzieści lat. Włosy sięgają jej do ramion, prawą stronę założyła za ucho, odsłaniając twarz. Jest bardzo ładna, ubrana w jasne rurki podkreślające sylwetkę i niebieską koszulkę z krótkim rękawem.

- Nie, dziękuję - odpowiadam po chwili. Czuję suchość w gardle, a smakowity zapach z kuchni jedynie potęguje to wrażenie. O tak, jestem głodna, marzę o jakimś posiłku, ale nie zamierzam zostać w domu Christiana ani minuty dłużej. - A pani to...

- Pomoc domowa pana Brewera - i wszystko jasne. Mimowolnie oddycham z ulgą, śmiejąc się z własnej głupoty. Jak ja mogłam pomyśleć, że... zresztą to nie jest ważne. Muszę wyjść. Teraz. - Jest pani pewna?

- Tak, przepraszam, ale śpieszę się do pracy - informuję, żegnając się z kobietą. Jestem roztrzęsiona i słaba, nawet mała torebka staje się niewyobrażalnie ciężka. Nie, to nie mogło zdarzyć się naprawdę... nie miało prawa! Na dwóch pocałunkach nasze bliskie relacje miały się zakończyć, a tymczasem spędziłam z nim noc. Zachowałam się jak zwykła dziwka.

Chociaż nie. Pani lekkich obyczajów nie miałaby żadnych wyrzutów sumienia po opuszczeniu apartamentu Brewera. Uśmiechnęłaby się, odebrała wynagrodzenie i zadowolona wyszłaby na ulicę w poszukiwaniu kolejnego klienta. Ja czuję obrzydzenie do samej siebie, wstydzę się tego, z kim i co zrobiłam. Nie wyobrażam sobie, jakim cudem będę w stanie przebywać z nim w jednym pomieszczeniu.

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now