Seven

404 21 0
                                    

Sama właściwie nie wiem, czego się tak bardzo obawiałam. Nasz wypad na kawę poprawia mi humor i wprawia w dobry nastrój. Christian więcej nie pyta o Brody'ego. Dobrze wie, że i tak nie odpowiem. Nasza rozmowa dotyczy rzeczy o niebo przyjemniejszych. Zachowujemy się jak starzy znajomi, co jednak trochę mnie martwi. Nie powinniśmy. On jest moim szefem, ja jestem jego sekretarką. Nic więcej.

Czasem chyba warto na chwilę odbiec od tej niepisanej reguły. Czas leci nam naprawdę szybko, więc żadne z nas nie zauważa, gdy piętnaście minut zamienia się w ponad sześćdziesiąt. Pijemy kawę i jemy po kawałku ciasta w wyjątkowo miłej atmosferze. Chris jest człowiekiem, który potrafi rozbawić każdego niezależnie od sytuacji. Jestem świadkiem sytuacji, gdy zdejmuje swoją maskę i staje się sobą. Nie współwłaścicielem największej korporacji w Nowym Jorku, która ma pod sobą setki mniejszych firm, ale prawdziwym sobą. Zabawnym, uroczym i niesamowicie ujmującym mężczyzną. Niestety, miłe chwile muszą kiedyś dobiec końca. Brewer dostaje telefon od Dylana i musimy natychmiast wracać.

~*~

Po wejściu do budynku od razu się rozstajemy. Do szatyna od razu doskakuje Dylan i zabiera go gdzieś, a ja udaję się do windy i wciskam odpowiedni guzik. Gdy drzwi mają się już zamknąć, niespodziewanie wbiega cała zdyszana Stella. Uśmiecha się w moją stronę i opiera o ścianę, by móc złapać oddech. Zajmuje jej to kilka sekund, po czym przyjmuje normalną postawę i poprawia swoją idealną fryzurę. Jest o centymetr wyższa ode mnie, choć przez dwudziesto centymetrowe szpilki na jej szczupłych nogach ta różnica wydaje się być jeszcze większa. Podziwiam ją... ja w takich butach nie wytrzymałabym więcej niż godziny, nie mówiąc już o biegu. Cud, że niczego sobie nie złamała. - Ostatni raz! – patrzy na swoje stopy. – Wyglądałam jak idiotka! Każdy się ze mnie śmiał, no pięknie... co jeśli Chris i Dylan to widzieli? – piszczy przerażona i łapie się prawą ręką za głowę. – Nie, Boże, nie mogli tego widzieć.

Mam ochotę parsknąć śmiechem, ale to chyba nieodpowiedni czas i miejsce. Założę się, że źle by się to skończyło. Ta kobieta potrafi biegać w tak wysokich szpilkach, a to już zły znak.

- Jestem pewna, że nie widzieli – uśmiecham się pocieszająco. – Właściwie czemu się tak śpieszyłaś?

- Wymknęłam się coś zjeść – wyjaśniła. – Zapomniałam o śniadaniu i byłam potwornie głodna.

No tak, podobno to najważniejszy posiłek dnia. Prawdopodobnie nie dla mnie... no chyba, że codzienną kawę można nazwać posiłkiem.

- Nie chciałam, żeby się dowiedzieli.

Wiem, że ma na myśli Brewera i Mellark'a. Pierwszy z nich na pewno nie zauważył. Chyba, że Stella wybrała tą samą kawiarnię co my, ale to nie jest możliwe. Zauważylibyśmy ją, prawda?

- Spokojnie – mówię rozbawiona, czego staram się nie okazać.

Metalowe drzwi otwierają się na odpowiednim piętrze, więc obie udajemy się w głąb korytarza, cały czas rozmawiając. Właściwie to ona coś mówi, a ja tylko słucham i przytakuję, całkowicie się wyłączając. Mijamy kilka osób, mało brakuje, bym się z jedną nie zderzyła. Jestem nieco rozkojarzona, dzisiejszy dzień z całą pewnością nie należy do udanych. No, może pod jednym względem...

Dostrzegamy Clarie, która rozmawia z Eric'iem. Mężczyzna wita się z nami i odchodzi, gdyż ma do załatwienia kilka rzeczy. Stella od razu dopada Daniels i zasypuje ją masą plotek. A ja kiedyś myślałam, że to Ariana dużo gada... znalazłam dla niej konkurencję.

Patrzę na rudowłosą, na pierwszy rzut oka dostrzegam, że jest niezadowolona. Wspominała kiedyś, że nie specjalnie darzy Evans sympatią. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że kobieta ma worki pod oczami. Nie tylko ja miałam ciężką noc...

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now