Five

391 23 0
                                    

 Nigdy nie pomyślałabym nawet, że będę się czegoś tak obawiać. Pamiętam doskonale, że przed pierwszym dniem na uczelni nie odczuwałam takiego stresu. Przecież nie mam powodu, by tak się zachowywać, to tylko Brody. Ten sam gburowaty Brody, który wchodzi w moje życie ciężkimi butami i niszczy wszytko, co spotyka na swej drodze. Ten sam Brody, który prawdopodobnie za parę minut przekroczy próg tego mieszkania i znowu zszarga moje nerwy. Ach, Brody...

Niedawno pomysł Ariany w ogóle nie przypadł mi go gustu, nie miałam nastroju na zabawę, głośną muzykę i niewinne flirty z przeciwną płcią przy barze. Teraz jednak jestem jej dłużniczką, skróci moje męki do minimum, a potem pozwoli odreagować. Poprosiłam ją, by pojawiła się godzinę wcześniej tylko z jednego powodu. Carlson myśli, że skoro przyjdzie o dwudziestej (podobno dopiero wtedy pozwala mu na to jego jakże napięty grafik), pozwolę mu zostać i rozstaniemy się dopiero rano. Przeliczy się. Nigdy nie dostanie, czego chce. 

 Kręcę głową z dezaprobatą co do własnej postawy, podczas mojej setnej wizyty w kuchni bez konkretnego powodu. Własny dom staje się dla mnie za mały, duszę się ze świadomością, że stanę twarzą w twarz z mężczyzną, którego miałam na dzieję nie zobaczyć nigdy więcej. Siadam w salonie, ściągając nad wyraz niewygodne szpilki. Jestem gotowa na wyjście do klubu, przynajmniej pod względem ubioru. Krótka sukieneczka bez ramiączek z czarnym gorsetem i pudrowo różowym dołem idealnie komponuje się z czarnymi obcasami i niedbale zawiązanym kokiem, który wygląda na zrobionego niemal idealnie. Pojedyncze kosmyki spływają po obu stronach mojej twarzy, tworząc coś na kształt aureoli. Nie przesadzam z makijażem, nigdy nie był i nie jest mi potrzebny. Ograniczam się do kredki, mascary oraz eyelinera, który subtelnie podkreśla mój wygląd, nadając oczom nieco drapieżności. 

 Jestem teraz marną imitacją kogoś innego. Nerwowo chodzę z kąta w kąt i nie mogę znaleźć dla siebie miejsca. Chcę, żeby ten dzień się już skończył. Chcę wejść do swojego budynku pracy, przywitać się z Clarie i zobaczyć Christiana, który ciepło się do mnie uśmiecha. Ach, dlaczego ciągle o nim myślę? To niedorzeczne, nie mam takiego prawa. Ale nic nie poradzę na to, że gdy obdarowuje mnie choć jednym spojrzeniem, rozpływam się i do w sensie dosłownym. Rebecca dotrzymała słowa i już więcej go nie odwiedza. Zawsze czeka na zewnątrz i idą razem na lunch, a mojej osoby nie chce widzieć. Cóż, mi to odpowiada. Nie wiem, czemu mnie nie lubi. Tylko dlatego, że otrzymałam posadę, na którą ta planowała swoją przyjaciółkę? Chris jest właścicielem tej korporacji, nie ona. 

 W pewnej chwili do moich uszu dochodzi dzwonek telefonu. Ariana? Zerkam na wyświetlacz, odczytuję nieznajomy numer. Po krótkim zastanowieniu odbieram.

 - Halo? 

 - Jestem na dole. Które piętro? – zamieram. Skąd on ma mój numer? Jak widać, dla Carlsona nie istnieją rzeczy niemożliwe. Instruuję go i nie pozostaje mi nic innego, niż czekanie, aż w końcu się tu pojawi.

~*~ 

Brody bezprawnie wchodzi do mojego mieszkania. Patrzę na niego, choć nie potrafię określić towarzyszących temu uczuć. Odraza? Tak. Nienawiść? Jak najbardziej. Tęsknota? Nie wiem... ale za żadne skarby nie chcę wiedzieć. Przybieram swoją codzienną maskę, poprawiam fryzurę i z uśmiechem pytam, czy ma ochotę się czegoś napić. 

 - Herbaty? Kawy? 

 Osobiście poleciłabym żrący kwas siarkowy, dodaję w myślach i powstrzymuję chichot. Mężczyzna odmawia, posyłając mi jedno ze swoich spojrzeń. Nic się nie zmienił... może z wyjątkiem wyglądu zewnętrznego. Jego rysy twarzy są bardziej wyraziste, kości policzkowe uwydatnione. Nie powiedziałabym jednak, że jest przystojny, skłamałabym. Po prostu przeciętny, zdecydowanie nie mój typ. 

Heart attack | J. Dornan / A. BensonWhere stories live. Discover now