Rozdział 1

3.8K 157 14
                                    

Powoli wschodziło słońce. Nareszcie zrobiło się trochę cieplej. Noce były coraz chłodniejsze, a ja nie znalazłem żadnego schronienia. Minął miesiąc odkąd odłączyłem się od mojej grupy. Jak to się w ogóle stało? Sztywni zaatakowali nasz obóz, a Rick kazał wszystkim uciekać. Nie chciałem się od nich oddalać, ale z każdą sekundą szwendaczy było coraz więcej. Miałem nadzieję, że są bezpieczni. Kiedyś ich znajdę. Ale jak na tamten moment musiałem iść na łowy.
Założyłem strzałę na moją kuszę i przetarłem ją dłonią. Udałem się w głąb lasu w poszukiwaniu jakiejś zwierzyny. O poranku znajdywałem najwięcej wiewiórek i jaszczurek. Przydałaby się też woda.
Po dłuższej chwili wsłuchiwania się w odgłosy drzew, zauważyłem poruszające się po gałęziach stworzenie. Tak jak myślałem, była to wiewiórka. Podszedłem bliżej i zacząłem się w nią wpatrywać. Bacznie ją obserwowałem, następnie wyciągnąłem w jej stronę kuszę. Wypuściłem strzałę, wsłuchując się w ciszę. Już myślałem, że spudłowałem, jednak usłyszałem uderzenie o ziemię. Podszedłem pod drzewo i wziąłem do ręki zwierzę. Teraz pozostawało tylko ją trochę podsmażyć i mogłem jeść.
Gdy skończyłem, przysypałem ziemią ognisko, aby nie przywołać sztywnych, a następnie wytarłem w koszulę strzałę. Miałem ich mało, więc każda była na wagę złota. Teraz pozostawało znaleźć wodę, najlepiej jakiś strumień. Przydałoby mi się wykąpać. Ruszyłem przed siebie.
Co kilka minut spotykałem na drodze sztywnych, których zabiłem nożem. Wolałem oszczędzać strzały z kuszy, bojąc się o ich złamanie. Mijałem kolejne drzewa, nie wiedząc właściwie w którą stronę mam iść. Nie zanosiło się na deszcz, więc jedynym rozwiązaniem było znalezienie jej na ziemi.
Nagle zauważyłem, że z przeciwnej strony zmierzają do mnie sztywni. Odwróciłem się żeby zmienić kierunek drogi, jednak również ich zauważyłem. Przez chwilę zastanawiałem się co robić. Po chwili wyciągnąłem kuszę i wypuściłem kilka strzał trafiając prosto w ich głowy. Następnie wyjąłem nóż i zacząłem zabijać sztywnych po kolei. Obrzydliwy smród unosił się w powietrzu, ale ja już się do niego przyzwyczaiłem. Gdy pozbyłem się już wszystkich z jednej strony, nie zdążyłem się odwrócić, po jeden na mnie skończył. Przygniótł moje ciało, a pazurami dobijał się do mojego brzucha. Gdy już miałem go zrzucić, drugi tej samej wielkości rzucił się na mnie tak, że nie miałem siły się spod nich wydostać. Chwyciłem nóż do prawej ręki, drugą trzymając ich ociekające krwią głowy. Wtedy oboje opadli na moją klatkę piersiową, a ja nie wiedziałem co się stało. Zrzuciłem z siebie ich brzwładne ciała, po czym wstałem i zacząłem się rozglądać. Zauważyłem stojącą kilka metrów obok dziewczynę, która gdy tylko mnie zobaczyła, wyciągnęła w moją stronę naprężony łuk. Miała długie, ciemne włosy rozłożone na ramionach. Ubrana była w białą bluzkę, czarne spodnie i ciężkie buty.
Spojrzałem jej prosto w oczy, ona zrobiła to samo. Trzymałem w ręku nóż, a kusza leżała pod jednym z drzew.
Dziewczyna miała usta zwinięte w kreskę, a jej oczy wyrażały zaciekawienie, ale też odrobinę strachu. Mocniej zacisnęła dłonie na łuku, czekając na mój ruch. Zmrużyła oczy, po czym wypuściła strzałę. Gdy już miałem odwrócić głowę, zauważyłem że nie miała zamiaru trafić we mnie. Obejrzałem się za siebie i wtedy zobaczyłem upadającego na ziemię sztywnego. Brunetka opuściła łuk, chwytając do ręki strzałę. Zauważyłem że na metalowej części jest coś napisane, jednak z daleka nie umiałem tego rozczytać.
-Kim jesteś? - spytałem, przyglądając się jej.
-A ty? - również zadała mi to samo pytanie. Nadal trzymała rękę na strzale, chyba w razie bezpieczeństwa. Nie odpowiedziałem. Byłem zaciekawiony dziewczyną. Wyglądała na młodą - Wracaj tam skąd przyszedłeś - odparła, a ja postanowiłem odpowiedzieć prawdę.
-Nie mam dokąd - mruknąłem, a wtedy ona poluźniła dłoń.
-Witaj w klubie - odparła, odwracając wzrok. Byłem zdezorientowany. Dziewczyna była trochę zaniepokojona spotkaniem mnie w lesie, jednak z każdą chwilą jej napięcie opadało. Zdawało mi się, że nie tyle była przestraszona, co po prostu zdziwiona.
-Jesteś sam? - spytała po chwili, podchodząc do sztywnego leżącego na ziemi i wyjmując z niego strzałę. Ja w tym czasie zająłem się moją kuszą.
-Rozstałem się z moimi przyjaciółmi - odpowiedziałem. Wydawała się być miła i nie chciała zrobić mi krzywdy, więc ja też schowałem broń - A ty?
-Jedni z mojej grupy odeszli, a drudzy zginęli - podniosła z ziemi torbę, której wcześniej nie zauważyłem i powiedziała - Jestem Ness.
Nie widziałem w niej zagrożenia, więc również się przedstawiłem.
-Daryl.
Dziewczyna uśmiechnęła się i odwróciła w inną stronę.
-Strumień jest dwie mile na północ - odparła, a ja zdziwiłem się, że chciała mi pomóc.
-Dlaczego mi pomagasz? - spytałem oczekując odpowiedzi.
-Każde życie jest coś warte - mówiąc to ruszyła na przód, jednak po chwili odwróciła głowę - Możesz iść ze mną jeśli chcesz.
Nie wiedziałem, czy pójście z nią było dobrym pomysłem. Nie znałem jej. Równie dobrze mogłaby być złą osobą, ale przecież uratowała mi życie. Gdyby chciała mnie zabić, to już by to zrobiła.
Nie miałem dokąd wracać. Chciałem odnaleźć moją grupę, ale nawet nie wiedziałem czy żyją. Dziewczyna mogła zaprowadzić mnie do wody, której bardzo potrzebowałem. Postanowiłem więc przystać na jej propozycję.

Stay With Me ||Daryl Dixon //TWD✔Where stories live. Discover now