15 // Ness

1.1K 85 27
                                    

Byliśmy już daleko od miejsca Crisstofa. Powoli zwalnialiśmy tempo, a ja cały czas byłam ostrożna. Zabijałam każdego sztywnego, aby później nie mieć z nim kłopotu. Rozmyślałam o człowieku, którego widziałam tego dnia. Przechodziły mnie ciary gdy przypominałam sobie jego wygląd. To jak wymordował moją grupę było potworne. Nie chciałam wracać do tego wspomnieniami. Dwa lata zajęło mi pogodzenie się z prawdą, bo to przeze mnie zginęli. Ale nigdy nie pogodziłam się z ich śmiercią.
'
Postanowiliśmy zrobić przerwę i zatrzymaliśmy się w lesie. Byłam zmęczona, Daryl z resztą też.
-Prześpij się pierwsza - powiedział, a ja nie zamierzałam się nawet kłócić.
Usiadłam oparta o drzewo i przykryłam się kocem, który miałam w torbie.
-Jest zimno - mruknęłam wskazując na miejsce obok mnie - Chodź.
-Będę na straży - odparł przecząco, a ja nie zamierzałam się kłócić. Postawiłam jednak na swoim.
Wstałam biorąc koc i udałam się w stronę Daryla będącego przy innym drzewie. Usiadłam obok niego stykając się naszymi ramionami i przykryłam naszą dwójkę kocem.
-Dobranoc - powiedziałam, po czym odwróciłam twarz w inną stronę.
-Dobranoc - czułam ciepło jakie od niego uderzało. Było mi dobrze, natychmiast zasnęłam.

Spałam całe pięć godzin, a gdy obudziłam się było już całkowicie ciemno. Daryl siedział obok mnie z nożem w ręku.
-Teraz ty idź spać - odparłam widząc, że odrobinę przysypiał.
Wzięłam do ręki mój nóż. Z jednej strony uwielbiałam go za jego wygląd, za czerwone kamienie po bokach i błyszczące ostrze. Ale z drugiej nienawidziłam go. Za dużo razy musiałam go użyć.

Siedziałam wpatrując się w śpiącego Daryla. Zastanawiałam się co by było, gdybym go wtedy nie zauważyła. Gdybym po prostu poszła dalej.
Powoli wschodziło słońce, a powietrze stawało się cieplejsze.
-Dzień dobry - powiedziałam kiedy Daryl się obudził.
-Nie powiedziałbym, że dobry - odparł podnosząc się z ziemi i składając koc.
-Zawsze możemy go takim uczynić - wyjęłam z torby ostatnie dwa batony i zaczęliśmy je jeść. Później rozmawialiśmy o tym, co powinniśmy zrobić dalej.
-Nie mamy więcej jedzenia - stwierdziłam przeszukując torbę.
-Miasto w którym byliśmy jest daleko stąd - mruknął Daryl, zgniatając papierek po batonie i rzucił nim daleko w trawę.
-Może po drodze znajdziemy jakiś dom, w którym będziemy mogli się zatrzymać - tylko na to wpadłam.
Ruszyliśmy dalej przez las, gdyż na drodze byliśmy łatwym celem.
Szliśmy ponad trzy godziny nie znajdując żadnego budynku.

-Uważaj! - powiedział Daryl odciągając mnie nagle do tyłu, a wtedy metr przede mną spadło coś, przypominającego pułapkę na zwierzynę. Nawet jej nie zauważyłam.
-Zamyśliłam się - odparłam, a Daryl wciąż trzymał mnie za łokcie. Po chwili je puścił, a ja obróciłam się w jego stronę i pokiwałam głową na znak, że dziękuję.
Podeszłam bliżej leżących na ziemi kawałków metali.
-Ktoś musiał je tu zostawić - stwierdził i sam zaczął je oglądać.
-Może niedaleko miał dom.
-Sprawdźmy to - mówiąc to ruszył przed siebie, a ja wyrównałam z nim tempo.
Po około dwudziestu minutach drogi w końcu coś zauważyliśmy. Niewielki dom ukryty pomiędzy drzewami. Dookoła kręciło się kilku sztywnych.
-Trochę ich dużo - powiedział Daryl, a ja wyjęłam z torby nóż i ruszyłam w ich stronę.
-Musimy dostać się do środka - odparłam, ale poczułam ból w brzuchu. Rana mi o sobie przypominała.
-Na pewno chcesz to zrobić? - spytał.
-Musimy zrobić zapasy - mruknęłam i ruszyłam w ich stronę.
Zaczęliśmy po kolei zabijać sztywnych, jednak nie byłam świadoma jak dużo ich jest.
-Jest ich za dużo! Wracajmy! - usłyszałam głos Daryla, ale ja nie zamierzałam wracać.
Podbiegłam w stronę drzwi i pociągnęłam za klamkę. Były zamknięte.
-Odsuń się - powiedział, a gdy odsunęłam się, sam otworzył drzwi mocnym kopnięciem. Weszliśmy do środka, po czym zamknął drzwi - Zadowolona? Ciekawe jak teraz wyjdziemy - mruknął, ale ja nie przejmowałam się tym.
Pomogłam mu przestawić starą kanapę tak, aby blokowały drzwi.
Rozejrzałam się dookoła. Dom był prawie pusty. Jedynie w kilku miejscach znajdowały się jakieś szafki.
-Znajdźmy coś do jedzenia. Mam kilka ubrań na zmianę. Chcesz? - spytałam spoglądając na jego porwaną i w kilku miejscach zakrwawioną koszulę.
Wyjęłam z torby czarną koszulkę z krótkim rękawem i podałam ją dla niego. Dla siebie miałam ciemno-niebieską z długimi rękawami. Zdjęłam z siebie tą, którą miałam do tej pory i zobaczyłam, że na opatrunku nie ma krwi, co trochę mnie ucieszyło. Założyłam na ciało czystą koszulkę, a gdy odwróciłam się w stronę Daryla, ten już zdążył się przebrać.
Poszłam w stronę pomieszczenia, które wyglądało jak kuchnia i otworzyłam szafki. Większość z nich była pusta, ale w kilku szufladach znajdowały się konserwy, puszki z owocami i gorzka czekolada. Po chwili dołączył do mnie Daryl, który trzymał w ręce jakąś butelkę.
-Co to? - spytałam, a on zaczął czytać etykietę.
-Whisky - odparł, odkręcając korek - Jesteśmy tu uwięzieni. Chcesz się napić? - spytał, a ja pokiwałam głową.

Usiedliśmy pod ścianą w opuszczonym salonie. Zaczęło się ściemniać, a sztywni nie przestawali dobijać się przez okna. Daryl podał mi butelkę, a ja wzięłam duży łyk. Gdy połknęłam, gorzki smak został mi na języku i sprawił, że zaczęłam kaszleć.
-To na pewno whisky? - spytałam, zakrywając usta dłonią.
-Nigdy tego nie piłaś? - trochę zdziwił się, a ja oddałam mu butelkę.
-Przed apokalipsą chowałam się ze znajomymi po łazienkach i piliśmy bimber, który ktoś zabrał swojemu dziadkowi - odparłam, patrząc jak Daryl bierze łyk nawet się przy tym nie krzywiąc.
-Ile masz lat? - spytał, a mnie zdziwiło to pytanie. Faktycznie nigdy mu tego nie mówiłam.
-Teraz powinnam mieć jakieś dwadzieścia... Może mniej, może więcej - szczerze, to nigdy nie liczyłam dni do urodzin, jak to robiły inne dziewczyny. Żyłam, bo żyłam.
-Czyli miałaś szesnaście lat jak zaczęła się apokalipsa? - uniósł brwi do góry, znów podając mi butelkę.
-Piętnaście - wzięłam mniejszy łyk i poczułam jak w środku robi mi sie ciepło - Kiedy to się zaczęło nikt nie wierzył w to, że przeżyję tak długo. Nawet mój brat. Mogłam wtedy zaśmiać się im w twarz, ale tu nie ma z czego się cieszyć.
Po godzinie, albo nawet dwóch, butelka była prawie pusta. Siedzieliśmy oparci o ścianę, a ja miałam ochotę śmiać się ze wszystkiego.
-Wiesz, że tak naprawdę nigdy się nie całowałam? - zaśmiałam się biorąc już ostatnie łyki whisky - Nie mówię tu o imprezach lub pocałunku z dziewczyną.
-Z dziewczyną? - zdziwił się Daryl, wycierając mokrą od napoju brodę w rękaw. W powietrzu unosił się zapach alkoholu, a my siedzieliśmy przy zapalonej świeczce.
-Gra na imprezie. Prawda, czy wyzwanie. Wybrałam wyzwanie - tłumaczyłam, śmiejąc się z własnej głupoty - Całowałeś się kiedyś?
-Kiedyś - odparł, a ja zadałam kolejne pytanie.
-Fajnie było?
-Myślę, że tak - odpowiedział, po czym spytał - Czemu nie miałaś chłopaka? Jesteś... - zawahał się, jednak dokończył zdanie - Ładna.
-Miałam piętnaście lat, a rodzice naciskali żebym się uczyła. Pocałujesz mnie? - spytałam znów się śmiejąc.
-Nie ma mowy - odparł Daryl dodając - Jesteś pijana.
-I co z tego?
-Nie chcę żebyś później wspominała swój pierwszy pocałunek jako nieudany ze starszym facetem. - byłam trochę zawiedziona i ponownie zaczęłam się śmiać.
-Głowa mnie boli - mruknęłam - Jutro będę miała kaca.
-Ja też - uśmiechnął się odkładając pustą butelkę na ziemię.
-Życie jest popieprzone.
-A my jesteśmy pijani - z tamtego wieczoru najbardziej pamiętam śmiech i dobrą atmosferę jakie wypełniały pomieszczenie. Dość szybko poszliśmy spać, a wiele nie dało się zapamiętać.

☆☆☆☆
Kochani tak bardzo dziękuję za tysiąc wyświetleń! Mamy to! To opowiadanie jest dla mnie mega ważne i cieszę się z każdego osiągnięcia. Dziękuję ♡

Stay With Me ||Daryl Dixon //TWD✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz