10 // Ness

1.3K 98 3
                                    

Daryl zamknął przede mną drzwi, a gdy ciągnęłam za klamkę zorientowałam się, że przekręcił klucz. Uwięził mnie w pokoju, a sam wyszedł do obcych ludzi. Wiedział, że są źli, w końcu nas zaatakowali. Oparłam się o drzwi nie mogąc nic zrobić i nagle usłyszałam obicie się kogoś o ścianę. Z korytarza dobiegały wyraźne odgłosy bicia. Gdy ucichło ktoś zapukał w drzwi cztery razy, a ja wiedziałam, że to Daryl.
-Wejdź do środka - powiedziałam, jednak on już nie słuchał. Oddalił się od drzwi, a wtedy po domu rozległo się stukanie, jakby uderzenie ciała o podłogę. Miałam nadzieję, że to nie Daryl, jednak nie miałam pewności.
Znów zaczęłam wsłuchiwać się w odgłosy.
-Co z nim zrobimy?
Słyszałam pojedyncze zdania.
-Gdzie reszta?
-Poszli na górę.
Oni mówili o osobach? Może ci ludzie, którzy teraz leżeli martwi w pokoju nimi byli. Zobaczyłam, że klamka w drzwiach powoli się uchyla, a ja odruchowo cofnęłam się od drzwi. Wiem, że były zamknięte, ale przecież ktoś silny mógłby je wywarzyć.
-Pewnie wrócili do bazy - powiedział ktoś z dołu, a klamka wróciła do swojego położenia.
Nagle poczułam zimną dłoń na moim ramieniu i powstrzymałam się od krzyku. Wyjęłam nóż, który dał mi Daryl i odwróciłam się za siebie. Zobaczyłam sztywnego, w którego prawdopodobnie zamienił się jeden z mężczyzn. Zadałam mu kilka ciosów w głowę, a gdy padł martwy usłyszałam warkot silnika. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jak dwójka ludzi ciągnie za sobą nieprzytomnego Daryla.
-Cholera - przeklnęłam przyglądając się całej sytuacji. Mówiłam mu, żeby nigdzie nie szedł, ale musiał się uprzeć.
Wciągnęli go do samochodu, a ja patrzyłam na to bezradna. Mogłam zabić kilku strzelając z łuku, ale niektórzy siedzieli w środku, a zanim bym się przygotowała, byliby już daleko. Po kilku minutach samochód odjechał, a ja zostałam sama. Odłożyłam łuk na łóżko i podeszłam do drzwi. Zaczęłam szarpać klamkę i kopać drzwi nogą jednak na nic. Wzięłam do ręki nóż i włożyłam jego ostry czubek do zamka. Przekręcałam nim w każdy możliwy sposób, aż po kilku dobrych minutach coś stuknęło, a ja wstałam i kopnęłam w nie z całej siły. Po jakimś czasie w końcu się otworzyły, a mi zakręciło się w głowie. Usiadłam na ziemi opierając się o ścianę. Ból w brzuchu znów był silny, ale nie mogłam na niego nic poradzić. Wzięłam spowrotem łuk i wyszłam z pokoju. Na korytarzu leżało kilka ciał. Zeszłam na dół i pierwszy raz od dawna nie wiedziałam co mam robić. Byłam rozdarta, ponieważ spędziłam z Darylem sporo czasu. Uratował mi życie, a teraz został porwany. I to moja wina, bo nie miałam jak uciec.
Na drewnianej podłodze leżała jego kusza. Wzięłam ją do ręki.
Postanowiłam nie czekać długo i natychmiast wyszłam z domu. Na dworze było ciepło, dopiero wschodziło słońce. Wyszłam na drogę i spojrzałam w stronę, w którą odjechał samochód. Dokładnie się mu przyjrzałam. Był czarny z czerwonymi poziomymi paskami. Nie wzięłam z domu niczego. Postanowiłam jednak pójść w kierunku, w którym być może pojechało auto. Miałam ze sobą jedynie łuk i nóż, który dał mi Daryl. Żadnego jedzenia, leków, opatrunków na zmianę. Potrzebowałam mojej torby, ale szanse, że ją znajdę były marne.

Przemierzałam kolejne kilometry idąc przez las. Po drodze zabiłam kilku sztywnych, jednak czułam się dziwnie. Zdarzało mi się działać pochopnie, jednak tym razem byłam gotowa do walki. Chciałam po prostu go uratować. Może to dlatego, że nie zdołałam ocalić mojej grupy. Udało mi się wyprowadzić jedynie Betty, a reszta... Cristoff chciał mnie złamać. Chciał stworzyć ze mnie wojownika, a ja udawałam, że jestem silna.

Gdy mijałam kolejne drzewa zauważyłam w oddali postać. Przyjrzałam się jej i zobaczyłam, że to młody chłopak zabija sztywnego. Był ubrany w koszulę w kratę i miał długie włosy. Nagle od tyłu zaatakował go sztywny i upadł na ziemię szarpiąc się z nim, ale upuścił broń. Postanowiłam mu pomóc.

Podeszłam do niego i naprężyłam łuk. Wystrzeliłam strzałę w sztywnego, który natychmiast padł martwy.
Chłopak leżał pod sztywnym, więc spytałam:
-Żyjesz?
Zrzucił z siebie ciało i spojrzał na mnie zdziwiony. Chłopak miał opatrunek na prawym oku, którego odrobinę zakrywała grzywką.
-Kim jesteś? - spytał, a gdy zaczynał się podnosić wyciągnęłam w jego stronę łuk w razie gdyby okazał się niebezpieczny, a on sam sięgnął po nóż. Zaraz zaraz. Poznałam ten nóż.

Był mój.

Gdy wstał jeszcze bardziej zacisnęłam palce na cięciwie.
-Skąd go masz? - zadałam pytanie, a on nie wiedział z początku o co chodzi jednak później zorientował się, że mówiłam o nożu.
-Znalazłem - powiedział, a ja zaczęłam się mu przyglądać. Wyglądał na kilka lat młodszego ode mnie.
-Oddaj mi go - odparłam, a chłopak niepewnie wyciągnął rękę z nożem w moją stronę. Wzięłam go, następnie włożyłam go do kieszeni, a on podniósł ręce do góry. Nie miał przy sobie więcej broni.
-Był w torbie. Gdzie ona jest? - rozejrzałam się dookoła w jej poszukiwaniu. Musiał znaleźć też torbę.
-Nie wiem - mruknął, a mi zdawało się, że kłamie.
Przymrużyłam oczy w znaku, że mu nie wierzę. Poczułam kłujący ból w brzuchu i dotknęłam go ręką. Był pokryty krwią.
-Jesteś ranna - powiedział chłopak, a gdy chciał podejść bliżej, znów zacisnęłam palce na łuku.
-Chcę torbę. Niczego innego nie potrzebuję - odparłam, a nagle zza drzewa wyłonił się jakiś mężczyzna. Był ubrany w kremową koszulę, a gdy tylko zobaczył sytuację wyciągnął broń. Od razu zauważyłam, że zna chłopaka, dlatego wykorzystałam to i wycelowałam strzałę w jego plecy. Wiem, że w niczym nie zawinił, ale nie miałam wyjścia.
-Spokojnie - powiedział mężczyzna, a po chwili dołączyli do niego inni ludzie. Drugi trochę młodszy mężczyzna, czarnoskóra kobieta z mieczem w ręku, a za nią kilkuletnia dziewczynka.
-Rzućcie broń! - rozkazałam. Chłopak cały czas miał ręce uniesione ku górze.
Mężczyzna z kilkudniowym zarostem spojrzał na niego i spytał:
-Wszystko w porządku?
Pokiwał głową na znak, że nic mu nie jest.
Wszyscy odłożyli swoją broń na ziemię.
-Ona chce tylko odzyskać swoją torbę - powiedział, a ja spojrzałam na drugiego mężczyznę i zauważyłam, że trzyma on zawieszoną na ramieniu torbę. Moją torbę.
Spojrzał on na prawdopodobnie przywódcę grupy i pokiwał porozumiewawczo głową, po czym podszedł do nas kilka kroków.
-Weź ją - zwróciłam się do chłopaka.
Mężczyzna zdjął torbę i nadal trzymając ją w ręku podał mu. Wziął ją w obie ręce, a spojrzałam na nią przez jego ramię.
-Nie mamy nic innego - zaczął mówić przywódca, a kobieta schowała dziewczynkę za swoje nogi. Miała złą minę. Gdybym nie miała przed sobą chłopaka, pewnie zechciałaby mnie zabić.
To nie było w moim stylu zostawić ludzi bez pomocy. Właśnie dlatego moja grupa nie chciała wybrać mnie na przywódcę. Nie umiałam odmawiać. Ale to było kiedyś. Z czasem się zmieniłam. Jednak tych ludzi nie zamierzałam zostawić bez niczego.
-Wyjmij z niej jedzenie - rozkazałam, a on zaczął wyjmować je z torby, rozkładając je na ziemi. Kilka konserw i zapakowane opakowania z jakimiś ciastkami oraz pełną butelkę wody.
Chciał podać mi torbę, ale zamiast tego kazałam mu ją trzymać.
Zamierzałam bezpiecznie wyjść, ale sama tego nie mogłam zdziałać.
-Nie idźcie za nami - powiedziałam i na znak, że chłopak ma iść ze mną, mocniej dotknęłam strzałą jego ciała.
Zaczął iść w kierunku, który mu wskazałam. Mężczyźni stali bezczynnie, a dziecko oglądało sytuację zza kobiety.

Gdy przeszliśmy jakieś dwadzieścia metrów zrobiłam między nami odstęp.
-Zatrzymaj się - powiedziałam, a gdy odwrócił się w moją stronę dodałam - Daj mi ją - wskazałam na torbę.
Podał mi ją, a gdy wzięłam ją do ręki odwróciłam się za siebie i spojrzałam, czy nikt za nami nie szedł. Otworzyłam torbę i zaczęłam szukać w niej czegoś, co było dla mnie najważniejsze. Z małej kieszeni wyjęłam złożone na pół zdjęcie. Na jego widok od razu się uśmiechnęłam. Moja jedyna pamiątka po Betty, nasze wspólne zdjęcie.
-Żyje? - zadał pytanie chłopak, a ja spojrzałam na niego zdziwiona - Ta dziewczyna?
A więc mówił o Betty. Postanowiłam być szczera.
-Nie - odparłam, po czym włożyłam zdjęcie spowrotem do kieszeni.
-Jak się nazywasz? - spytałam podnosząc torbę i zarzucając ją na ramię.
-Carl - powiedział i spytał mnie o to samo.
-Ness - przedstawiłam się. Wiedziałam, że pewnie się już więcej nie spotkamy, dlatego to, że powiedziałam mu kim jestem nic nie zmieni.
Wzięłam do ręki łuk, na wszelki wypadek, po czym dodałam - Możesz już wracać.
-Tom jest lekarzem. Pomoże ci - powiedział nagle. To pewnie ten drugi mężczyzna, który trzymał moją torbę.
-Nie potrzebuję pomocy - odparłam, po czym minęłam go i ruszyłam naprzód - Muszę ocalić przyjaciela - powiedziałam już ciszej. Taka była prawda. Wtedy zależało mi tylko na znalezieniu Daryla.

☆☆☆☆
Dowiedzieliście się, że Daryl żyje, jednak co z nim będzie? Od tego rozdziału zaczną pojawiać się nowe postacie nie tylko z TWD, ale także moje własne.
Następny rozdział będzie pisany z nowej perspektywy.
Jutro Sylwester. Macie jakieś plany? Mam nadzieję, że do nowego roku uda nam się nabyć 500 wyświetleń.
Udanej zabawy! Nie żałujcie picolo :)

Stay With Me ||Daryl Dixon //TWD✔Where stories live. Discover now