17 // Ness // Daryl

1.1K 87 33
                                    

Obudziłam się kiedy było jeszcze ciemno. Siedziałam na miejscu kierowcy i wpatrywałam się w niebo.
-Jak się spało? - spytałam zauważając Daryla w przednim lusterku. Leżał na plecach i dopiero zaczął otwierać oczy. Podparł się na łokciach i usiadł na siedzeniu.
-Może być - odparł, po czym szybko przesiadł się do przodu.
-Na co patrzysz? - spytał, a ja oparłam wygodniej plecy o fotel.
-Na niebo - mruknęłam.
-Co w nim takiego ciekawego? - zadał pytanie a ja nie odrywałam wzroku od widoku przez przednią szybę.
-Zawsze uwielbiałam obserwować konstelacje. Każda ma inną historię. Jak byłam mała właziłam na dach i szukałam małego wozu. Miałam taką swoją głupią teorię, przy której trwam aż do dziś.
-Możesz się nią ze mną podzielić - uśmiechnął się, a ja zrobiłam to samo.
-Gwiazdy są jak ludzie - zaczęłam mówić - A księżyc to cel jaki wyznaczają sobie w życiu. Niektóre z nich są blisko, ale inne daleko i prawdopodobnie nigdy nie będą nawet bliżej. Nie każdy osiągnie to co chciał.
-Ale to od nas zależy jak blisko będziemy - na te słowa uśmiechnęłam się. Rozumiał mnie.

Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy w las. Rozdzieliliśmy się z Darylem, aby zorientować się w terenie. Nie zamierzaliśmy być od siebie daleko. Było dosyć ciepło. Cały czas miałam naprężony ale lekko schylony ku ziemi łuk. W każdej chwili mógł zaatakować mnie sztywny.

Mijałam kolejne drzewa i usłyszałam hałas. Rozejrzałam się dookoła, ale niczego nie zobaczyłam. Pomyślałam, że to sztywny utknął pomiędzy drzewami. Ruszyłam dalej starając się być jak najciszej. Widocznie mi się to nie udało, bo w tle wyłapałam dźwięk załadowania pistoletu. Wiedziałam, że zostałam zauważona. Wyciągnęłam łuk przed siebie i wyszłam kilka kroków przed drzewa. Było tam sporo wolnego miejsca. Po chwili zza drzew wyszedł człowiek. W wyprostowanej ręce trzymał załadowaną broń wymierzoną prosto we mnie. Spojrzałam na niego i dopiero w tamtej chwili zorientowałam się, że go znam.
Mężczyzna z grupy, którą widziałam jakiś czas temu. Poznał mnie. Widziałam w jego oczach gniew. Nie dziwiłam mu się, bo przy naszym ostatnim spotkaniu trzymałam strzałę wycelowaną w plecy jego syna.
Tym razem był sam przynajmniej w tamtej chwili. Trzymałam wycelowany w niego łuk. Byłam gotowa wypuścić strzałę, bo wiedziałam, że on nie zawahałby się strzelić. Ręka znów mi zadrżała.
-Rzuć to - powiedział, ale ja nie miałam zamiaru zrobić tego co mówił. Gdybym opuściła łuk mógłby mnie zaatakować.
-Ty rzuć broń - odparłam obserwując każdy jego ruch. Wiedziałam, że tego nie zrobi.
Niespodziewanie z prawej strony wyszedł młody chłopak, którego już zdążyłam poznać. Gdy tylko zorientował się w sytuacji wyszedł na środek i stanął pomiędzy mną a mężczyzną, co zdziwiło nas tak samo.
-Tato. To ona mnie uratowała. Prawda Ness? - zwrócił się do mnie. Zdziwiło mnie to, że pamiętał moje imię. Był ubrany w niebieską koszulę w kratę i brązowe spodnie.
-Pamiętasz jak się nazywam? - spytałam wciąż mając naprężony łuk.
-Ty pamiętasz moje imię - odparł spokojny. Patrzył mi w oczy jakby czekał na potwierdzenie.
-Tak Carl - nigdy nie zapominam imion osób, które pojawią się w moim życiu choćby na chwilę.
Z naprzeciwka zaczęli wychodzić inni ludzie. Ci sami, których widziałam przy pierwszym spotkaniu. Czarnoskóra kobieta, wysoki mężczyzna i mała dziewczynka. Stanęli obok ojca Carla i wszyscy skupili na mnie swoją uwagę.
-Tato - odwrócił się w stronę mężczyzny - Schowaj broń.
Chłopak wiedział, że pierwsza nie odpuszczę. Nie chciałam kłopotów.
Kobieta schowała dziecko za swoje nogi, tak aby niczego nie widziało.
-Jesteś tu sama? - spytał brunet robiąc krok do przodu.
Nie zamierzałam mówić o Darylu. Czułam, że jest blisko, ale wolałam żeby nie widział tej sytuacji.
-Zdążę wypuścić strzałę jeśli strzelisz - nawet gdyby rzeczywiście chciał mnie zastrzelić na oczach syna, ja również zrobiłabym to samo.
Po chwili usłyszałam jak ktoś krzyczy w oddali moje imię. Byłam pewna, że to Daryl zmierza w naszym kierunku. Głos był coraz wyraźniejszy, co było znakiem, że jest blisko.
Nagle wyszedł zza drzew, a gdy tylko zobaczył, że trzymam naprężony łuk wyjął nóż. Jednak kiedy spojrzał na mężczyznę szybko upuścił go na ziemię.
-Rick? - wypowiedział imię, a ja byłam całkowicie zdezorientowana.
-Daryl - mruknął mężczyzna, a wtedy wszystko zrozumiałam. Znali się. To oni byli jego grupą, jego przyjaciółmi. Dlaczego się nie domyśliłam?
Wpatrywałam się w Daryla i zobaczyłam jak w jegooczach pojawiają się łzy. Ruszył w kierunku Ricka i rzucił mu się na szyję. W tamtej chwili opuściłam łuk. Spojrzałam na Carla, który uśmiechnął się do mnie, po czym poszedł przytulić Daryla.
-To moi przyjaciele - mówiąc to odwrócił się w moją stronę. Zdążyłam się domyślić. Ale czułam się trochę głupio stojąc tam sama pomiędzy ludźmi, którzy znali się od dawna.
W pewnej chwili chciałam po prostu stamtąd odejść. Nie czułam się dobrze patrząc na to wszystko.
-To Rick - wskazał na mężczyznę, później na kobietę - Michonne, Judith i Carl - przedstawiał po kolei i zatrzymał się przy szatynie ubranym w czarną koszulkę i jeansy.
-Tom - dokończył za niego Rick, po czym zaczął mówić - Uratował Carla.
-A to Ness - powiedział moje imię, a wtedy znów poczułam wzrok wszystkich na sobie - Byliśmy przez ostatni czas razem.
-Zdążyliśmy się już poznać - mruknęłam. Widać było, że psułam atmosferę jaka między nimi panowała.
Odwróciłam się na pięcie i bez słowa więcej ruszyłam przed siebie.
-Dokąd idziesz? - usłyszałam za sobą głos Daryla.
-Będę niedaleko - odparłam, po czym weszłam w głąb lasu.

// Daryl

Rozdzieliłem się z Ness i minęło ponad dwadzieścia minut. Postanowiłem jej poszukać, bo nie dawała żadnego znaku.
-Ness! - zacząłem nawoływać jej imię z myślą, że nie usłyszą mnie sztywni.
W oddali zauważyłem mignięcie. Podszedłem bliżej i zobaczyłem Ness, która stała z naprężonym łukiem.
Coś było nie tak. Wyszedłem zza drzew i stanąłem obok niej, a wtedy zorientowałem się, że nie była sama. Gdy już wyjmowałem nóż spojrzałem na mężczyznę stojącego przed nami oraz grupkę ludzi wokół niego. Nie wierzyłem własnym oczom.
-Rick? - nie byłem pewny czy to nie był sen z którego zaraz miałbym się obudzić. Stał przede mną i natychmiast opuścił broń.
-Daryl - mruknął, a ja nie zamierzałem dłużej czekać na jego ruch.
Ruszyłem w jego stronę i najmocniej jak tylko potrafię go przytuliłem. To było cudowne. Tak długo się nie widzieliśmy. Nie miałem pojęcia co się z nim dzieje. A w tamtej chwili trzymałem go w objęciach i nie chciałem puścić.
Spojrzał mi w oczy i pokiwał głową. Zrobiłem to samo, a wtedy przytuliła mnie Michonne, na końcu Carl. Byłem szczęśliwy, że ich widzę.
W pewnej chwili przypomniałem sobie o Ness, która przyglądała się całej sytuacji.
-To Rick - wskazałem na niego, chcąc przedstawić wszystkich po kolei - Michonne, Judith, Carl i... - zacząłem, ale po chwili zorientowałem się, że nie znam mężczyzny, który stał obok.
-Tom. Uratował Carla - powiedział Rick. Wierzyłem, że skoro był w grupie, inni musieli mu ufać. A ja ufałem im.
-A to Ness - uśmiechnąłem się gdy wypowiedziałem jej imię. Spojrzałem na nią i zobaczyłem jak bardzo jest zdezorientowana. Łuk trzymała opuszczony, ale miała zaciśnięte na nim dłonie - Byliśmy przez ostatni czas razem - dodałem.
-Zdążyliśmy się już poznać - mruknęła i po chwili odwróciła się w drugą stronę. Zaczęła iść w głąb lasu. Wiedziałem, że była to dla niej trudna sytuacja, ale chciałem, żeby cieszyła się razem ze mną.
-Dokąd idziesz? - spytałem.
-Będę niedaleko - odparła, a ja pozwoliłam aby zniknęła pomiędzy drzewami. Potrzebowała czasu aby oswoić się z tą sytuacją.

Postamowiliśmy z grupą usiąść obok siebie i porozmawiać o tym, co przeżyliśmy.
-Jak długo ją znasz? - zadał pytanie Rick.
-Kilka tygodni po tym jak się rozdzieliliśmy uratowała mi życie. Zaoferowała pomoc - zacząłem mówić i na samo wspomnienie o naszym pierwszym spotkaniu trochę się uśmiechnąłem.
-Tak po prostu? - zdziwił się, a zaraz potem dodał - Jest niebezpieczna. Nie sądzę, że można jej ufać.
-Ufam jej tak samo jak wam. Jakiś czas temu porwali mnie źli ludzie. Chcieli mnie zabić, a ja straciłem nadzieję, że ktokolwiek mnie uratuje, a w szczególności Ness, bo była ranna. Jednak ta młoda dziewczyna przeszła kilometry sama, przedarła się przez straż i mnie uratowała. Nie musiała tego robić. Ufam jej bezgranicznie.
Mówiłem, a oni słuchali z zainteresowaniem. Postanowiłem, że ja o coś spytam.
-Jak zaufaliście dla Toma? - spojrzałem na mężczyznę, który również na mnie patrzył.
-Uratował życie dla Carla, kiedy prawie umierał - powiedziała Michonne.
-Byłeś sam? - spytałem, bo byłem po prostu ciekaw.
-Moja żona i synek zginęli na początku apokalipsy. Miałem grupę, ale później zostałem sam - jego głos był spokojny. Pokiwałem głową na znak, że rozumiem i nie zamierzałem pytać więcej o rodzinę. Dla każdego strata bliskich była trudna.
-Ness powiedziała, że zdążyliście się już poznać. Co miała na myśli? - zadałem pytanie przypominając sobie jej słowa.
-Zaatakowała Carla - powiedział Rick, a ja pierwszy raz w życiu nie chciałem mu wierzyć.
-Uratowała mnie - odparł chłopak a ja byłem zdezorientowany.
-To jak w końcu było? - oczekiwałem wyjaśnień.
-Uratowała mnie od sztywnych - kontynuował Carl.
-I chwilę później przyłożyła mu strzałę do pleców - dodał Rick biorąc łyk z butelki wody.
-Nie znała was - wierzyłem w to co mówili bo to było w jej stylu.
-Nie ufam jej - mruknął brunet.
-Ale ja tak. Więc zaufaj mi - mruknąłem i skończyliśmy ten temat.

Resztę popołudnia spędziliśmy na rozmawianiu o wszystkim. Naprawdę za nimi tęskniłem. Chciałem jednak aby Ness z nami była i cieszyła się razem ze mną. Tamtego dnia siedzieliśmy śmiejąc się i wspominając dobre sytuacje. Bardzo mi ich brakowało.

☆☆☆☆
Udało się. Może ten rozdział nie jest tak dobry jak ten, który usunęłam, ale jestem dumna, że go napisałam.
Rozdział jeden z dłuższych. Tak więc grupa się odnalazła. Co o tym myślicie? Ja uważam, że to dobrze zacząć dodawać inne postacie.
Dziękuję za komentarze i zaangażowanie pod ostatnim wpisem. To naprawdę kochane i to dzięki wam powstał ten rozdział ;*

Stay With Me ||Daryl Dixon //TWD✔Where stories live. Discover now