Rozdział 59~ Tatuaż

563 56 14
                                    

Oczami Yumi:

Nie wiem, co Aphrodi powiedział rodzicom, żeby wytłumaczyć moje chwilowe zniknięcie, ale kiedy wróciłam, zareagowali lekkim zdziwieniem.

- Już wróciłaś?- zapytała ciocia, nie kryjąc zaskoczenia.

- Eee... Tak?

Kiedy razem z blondynem poszliśmy na górę, gdzie byliśmy poza zasięgiem słuchu jego rodziców, od razu zapytałam jak wyjaśnił moją nieobecność.

- No, powiedziałem, że idziesz do jakiejś koleżanki na kilka dni.

- Oni w to uwierzyli? I się na to zgodzili?- byłam nieźle zdziwiona.

Aphrodi pokiwał głową.

- Trochę się zdziwili, że nic nie powiedziałaś, ale poza tym wszystko poszło dobrze.

Wzruszyłam ramionami. No nic.

Udałam się do swojego pokoju i przebrałam się w normalne ciuchy. Ciągle zastanawiało mnie, o co w tym wszystkim chodzi. W końcu Burza jest zespołem z Zeusa. Tylko czemu tak im zależy, żeby zniszczyć nasz klub?

Po jakimś czasie zasnęłam, zmęczona rozmyślaniem. Bieg przez miasto był męczący, a na brak wrażeń też nie narzekam.

~~~

Następnego dnia, jak zwykle był trening. Mnie cały czas zastanawiał tatuaż na ręku Taisuke. Spojrzałam na swoje ramię, ale nie zobaczyłam tam niczego dziwnego. Czyli jeszcze się nie udało. Poza tym, chyba bym wiedziała, że stałam się silniejsza. Prawda?

Trening trwał dalej, a gdy w końcu dobiegł końca, poszłam jeszcze do sklepu. Zespół czekał na mnie, bo chcieliśmy całą grupą pójść pod wieżę Inazumy. To miejsce najwyraźniej nie tylko dla mnie i Nathana było ważne. Choć u nas z nieco innego powodu niż u reszty.

Gdy szłam do pobliskiego sklepu, musiałam przejść obok jakiegoś starego budynku. Nagle usłyszałam łomot. Spojrzałam w górę i zamarłam.

Oczami Nathana:

Patrzyłem oniemiały, jak na Yumi lecą deski, kawałki ściany i inne śmieci, spadające z opuszczonego budynku. Nawet nie zdążyłem pomyśleć co robię, a już biegłem w jej stronę.

Szybciej. Szybciej. Szybciej! Muszę zdążyć! Muszę!
Ledwo zdałem sobie sprawę, że biegnę dużo szybciej niż zazwyczaj. Dużo szybciej niż to w ogóle możliwe.

Popędziłem przez ulicę i dotarłem do dziewczyny. Chwyciłem ją za rękę, mocno szarpiąc w swoją stronę.

W górę uniosły się tumany kurzu. Gdy pył opadł, odetchnąłem z ulgą. Razem z Yumi byliśmy zdala od sterty gruzu. Ale coś było nie tak.

Wszystko wokół przesłaniało mi słabe błękitne światło. Spojrzałem na swoje ręce i stwierdziłem, że wokół nich jest jakby błękitna poświata.

- Nathan, ty świecisz...- usłyszałem zdumiony głos Yumi.

- No chyba tak.- odpowiedziałem po chwili obserwując uważnie świecące na niebiesko ręce. Nie powiem, ciekawe uczucie, czuć się lampa.

Poczułem pieczenie na prawym ramieniu. Bolało okropnie, ale po chwili ból minął. Spojrzałem na rękę. Już nie świeciła, ale na ramieniu pojawił się błękitny symbol, którego na pewno wcześniej nie miałem. Przedstawiający tornado, otoczone jakimiś liśćmi.

Yumi popatrzyła za moim wzrokiem.

- Udało ci się!- krzyknęła i rzuciła mi się na szyję.

Przytuliłem ją, nadal nie bardzo wiedząc co tu się stało. Zaraz znalazła się przy nas reszta drużyny.

- Nic wam nie jest?- zaczęli pytać jeden przez drugiego, a my z Yumi tylko pokiwaliśmy głowami.

- Ale co się sta...- zaczął Aphrodi, ale przerwał na widok mojej ręki.- Co to jest?- wskazał na moje ramię.

Zaraz razem z Yumi zaczęliśmy wyjaśniać o co chodzi.

Oczami Aphrodiego:

Nathan osiągnął tę całą pełnię energii! Czyli jesteśmy o jedną osobę bliżej do zwycięstwa z Burzą. Trochę dziwne, że jeszcze się nie pojawili. Skoro chcą zniszczyć nasz zespół, to czemu siedzą bezczynnie? Jak tak dalej pójdzie, to nic nie osiągną, bo będziemy za silni.

Odwołaliśmy wycieczkę pod wieżę Inazumy, bo dzisiejsze wydarzenia były dość męczące. Jak patrzyłem na gruz, spadający na Yumi, prawie zwariowałem ze strachu! Ale nic jej się nie stało, dzięki Nathanowi.

Ale symbol na ramieniu to nie wszystko. Gdy tak biegł, coraz szybciej, na jego plecach pojawiło się... Coś. Nie potrafię tego nazwać, ani opisać. Jakby czarna mgła, ale jednocześnie coś kompletnie innego. W każdym razie dziwne.

Z Yumi wróciliśmy do domu, a ja cały czas myślałem nad powodami, które kierują Burzą. Może my czegoś nie wiemy? Może jest ktoś, kto tym kieruje? To jest strasznie skomplikowane! Dlaczego nie możemy mieć świętego spokoju i myśleć tylko o nadchodzących turniejach, a zamiast tego, musimy rozmyślać, czemu jakaś drużyna chce nas rozwalić?!

W sumie to nie wiem, co się ludzie tak do tej piłki uczepili. Okej, ja sam kocham ten sport, ale bez przesady!Najpierw była ta Akademia Aliea, piłka jako sposób pokazania siły, potem Garshield chciał wywołać wojnę, też z użyciem piłki, a teraz, jakiś zespół chce nas zniszczyć właśnie z użyciem tego sportu. Czy nie można się odczepić od tego sportu, naszej szkoły i naszego zespołu? Mało ludzi do dręczenia na tym świecie?

Z tymi rozmyślaniami w końcu zasnąłem, zmęczony po całym dniu.

~~~

Następnego dnia, gdy szedłem razem z Yumi na boisko, zobaczyłem, że w naszą stronę idzie znany nam obojgu chłopak.

- Taisuke?- zapytała zdziwiona Yumi
Natychmiast stanąłem między nią i chłopakiem, a Taisuke jedynie spojrzał na mnie.

- Nie zamierzam jej znowu porywać. I tak już wiecie wszystko o naszych planach, więc czemu mam to robić?

Niby racja, ale nigdy nie wiadomo co mu strzeli do głowy. Z jakiegoś powodu chce zniszczyć niczemu winną drużynę i porwał zawodniczkę, bo zrobiła się zbyt niebezpieczna. Takim ludziom nie można ufać.

- Czego chcesz?- warknąłem.

- Meczu. Jutro, o czternaste na waszym szkolnym boisku.

Po tych słowach odwrócił się i znowu zniknął we mgle.

Popatrzyliśmy z Yumi po sobie i jednocześnie rzuciliśmy się biegiem do szkoły, gdzie miał odbyć się trening. Dotarliśmy na boisko zmęczeni i zdyszani. Reszta wyglądała na nieźle zdziwionych na nasz widok.

- Co wam się stało?- zapytał Mark.

- Spotkaliśmy... Taisuke i... On chcę zagrać... Mecz... Jutro...- wysapała czarnowłosa.

- Co?!- poniósł się głośny krzyk całego zespołu.

Opowiedziałem im co się dzisiaj wydarzyło. Słuchali w ciszy, co jakiś czas kiwając głowami. Gdy skończyłem zapanowała cisza. Po chwili przerwał ją Mark:

- Chodźmy trenować!- wrzasnął. On się nigdy nie zmieni.

Z entuzjazmem się zgodziliśmy i ruszyliśmy na boisko.

Yumi KanekoWhere stories live. Discover now