Rozdział 75~ Początek walki

479 52 7
                                    

Oczami Nathana:

Już od dawna nie grałem. Choć pojawiałem się na każdym meczu, na każdym treningu, nigdy nawet nie wszedłem na boisko, byłem obserwatorem. Wiem, że wszystkich martwiło moje zachowanie, ale ja po prostu nie jestem w stanie wejść na murawę. Piłka daje mi szczęście, a ja... Nie mam prawa być szczęśliwy, gdy Nina nie żyje.

Po raz kolejny, gdy przyszedłem na boisko, usiadłem na ławce. Od jakiegoś czasu, nikt już na to nie reagował. Przyzwyczaili się. Jedynie Mark za każdym razem rzucał mi smutne, ale i wściekłe spojrzenia. Wiem jak kocha ten sport, ale ja naprawdę nie jestem w stanie kopać piłki. Zazwyczaj po chwili skupiał się na treningu, zostawiając mnie samego z myślami. Tym razem jednak nie miał zamiaru zignorować mojego zachowania. Brunet zaraz do mnie podszedł.

- Nathan, czemu się nie dołączysz?- zapytał, patrząc na mnie stanowczo.

Spojrzałem na niego zdziwiony. Nie spodziewałem się, że aż tak go zirytuje kolejny dzień spędzony na ławce.

- Po prostu nie mogę.- powiedziałem.

- Możesz! Musisz w końcu zacząć żyć! Nie możesz, nie masz prawa, opuszczać drużyny w takiej chwili!- krzyknął.

Widziałem, że jest blisko łez. Zawsze, gdy mówił o piłce, jego emocje przybierały na sile. Ale co poradzę, że nie chcę wrócić na boisko? Nie teraz.

- Jeszcze nie mogę...

- Możesz!- powtórzył Mark, bardziej wściekły niż smutny. Właściwie mu się nie dziwię, ale nic nie poradzę na to, że nie czuję się na tyle dobrze by wejść na boisko.

- Mark, uspokój się!- Yumi podeszła do bruneta, a razem z nią reszta zespołu.

- Ale...!- zaprotestował chłopak.

- Nie!- przerwała mu czarnowłosa- Nie ma żadnego "ale"! Nathan wróci, jak będzie miał na to ochotę, a ty nie możesz na niego naciskać. Wiem, że dla ciebie piłka jest sposobem by o wszystkim zapomnieć i się odstresować, ale nie każdy reaguje tak samo.

Złość z jaką mówiła mnie zaskoczyła. Aż trudno mi uwierzyć, że zachowuje się tak z mojego powodu. Może wcale nie jest tak dobrze jak myślałem? Może za słabo się przykładam, by ukryć swój nastrój, przez co Yumi się martwi? Ale co więcej mam zrobić? Już teraz nawet nie wspominam o śmierci siostry, a gdy ktoś o tym mówi nie złoszczę się na niego, ani nie dostaję napadu depresji. Właściwie wszystkich najbardziej uspokoiło by, gdybym wrócił do gry...

- Yumi, daj spokój.- powiedziałem wstając.- Mogę zagrać.

Zapanowała cisza. Wszyscy patrzyli na mnie, a po chwili po boisku poniósł się głośny krzyk zdziwienia.

- Ale... Na pewno?- zapytał Jude.

- Jesteś w stu procentach pewien?- dopytywał Hiroto. Żaden z nich nie wyglądał na przekonanego. Nawet Mark już się tak nie palił bym wrócił do sportu.

- Tak.- wruszyłem ramionami.- Nic mi nie będzie.

Poczułem na sobie czyjś wzrok. Spojrzałem tam i zobaczyłem Yumi, patrzącą na mnie z powątpiewaniem. Uśmiechnąłem się do niej lekko, a ona także wymusiła słaby uśmiech.

- Będzie okej.- powtórzyłem, bardziej dla siebie, niż zespołu.

Sam chciałbym w to wierzyć.

Oczami Yumi:

Niby wszystko jest dobrze. Nathan zachowuje się normalnie, a teraz nawet chce wziąć udział w treningu. Ale mam wrażenie, że Mark mówiąc mu to wszystko, w pewnym sensie zmusił go, do podjęcia takiej, a nie innej decyzji. A coś takiego na pewno nie jest dobrym pomysłem.

- To nie jest dobry pomysł.- usłyszałam głos Axela.

Spojrzałam na niego. Podobnie jak ja, cały czas przyglądał się Nathanowi. Czyli nie tylko ja odniosłam wrażenie, że coś jest nie tak.

- Ale już nic z tym nie zrobimy. Skoro się zdecydował, możemy jedynie mu pomóc.- odezwałam się.

- No nie wiem. Wątpię, żeby to rozwiązało jakikolwiek problem, prędzej jakichś narobi...

Wszyscy ustawili się na swoich pozycjach. Axel zaczął, podając do mnie. Ruszyłam dalej, wymieniając podania z zespołem. Ostatecznie, Axel znalazł się z piłką pod bramką Marka. Białowłosy kopnął, a bramkarz z lekkim wysiłkiem złapał piłkę. Rzucił ją, w stronę niebieskowłosego. Ten w ostatniej chwili się ruszył, by przejąć piłkę. Jednak był zbyt rozkojarzony i w efekcie wybił ją za pole.

- Nic się nie stało!- krzyknął Mark.

Nathan chyba tak nie uważał, sądząc po złości i wyraźnym rozczarowaniu w jego oczach. A słowa Marka, tylko pogarszały sprawę. Ten trening będzie katastrofą i nie mam tu na myśli, że niebieskowłosemu nie do końca idzie gra...

Podobne sytuacje zdarzały się jeszcze kilka razy, a każde słowo pocieszenia ze strony drużyny, powodowało u Nathana jeszcze większy gniew i rezygnację.

W końcu trening dobiegł końca, a Nathan od razu ruszył do domu. Zaczynałam się poważnie martwić o jego samopoczucie. Już jakiś czas temu, zdałam sobie sprawę, że ukrywa przede mną to, jak naprawdę się czuje, ale nie sądziłam, jak bardzo to jest poważne. Musi zacząć ze mną rozmawiać! Inaczej będzie tylko gorzej! Ale jak ja mam mu o tym powiedzieć?

Oczami Nathana:

Jestem beznadziejny.

Właśnie szedłem do domu po treningu, który kompletnie zawaliłem. Nawet podania nie byłem w stanie odebrać, a co dopiero ruszyć się z piłką z miejsca! To była jedna wielka katastrofa.

Te słowa pocieszenia ze strony drużyny, tylko bardziej mnie irytowały. Naprawdę nie potrzebuję ich litości! Sam poradzę sobie z własnymi problemami. Nie mogę ich obarczać kolejnym problemem, już teraz mają mnóstwo pracy z kolejnymi meczami.

Ale czy na pewno sam dam sobie radę? Dzisiaj chyba dosyć konkretnie przekonałem się, że nie potrafię sobie poradzić ze stratą Niny. No ale co mam zrobić? Nie wrócę jej do życia, nie ważne jak bardzo bym tego chciał.

Dotarłem do domu i od razu zamknąłem się w pokoju. Spojrzałem na biurko, gdzie główne miejsce zajmowało zdjęcie Niny, jak uśmiechnięta siedziała na łące, na kocu wśród trawy. Pamiętam ten dzień. Była wtedy bardzo smutna, a ja by ją pocieszyć, zabrałem ją rowerem na wycieczkę. Jej promienny uśmiech, przyniósł mi tylko ból. Poczułem pieczenie pod powiekami. Jak długo jeszcze zamierzam udawać, że nic się nie stało? Że wszystko okej? Przecież nic nie jest dobrze, oszukuję sam siebie. Nina więcej się do mnie nie uśmiechnie, a ja jestem tego boleśnie świadomy.

Nim się obejrzałem, pierwsze łzy spływały już po moich policzkach. Osunąłem się na ziemię, pozwalając im wypływać z oczu i spadać na ziemię. Długo siedziałem tak, smutny w pokoju, płacząc z bólu, na wspomnienie radosnego spojrzenia siostry.

~~~

Następnego dnia, wiedziałem, co muszę zrobić. Jakoś sobie poradzę z tym problemem, ale najpierw muszę załatwić bardzo ważną kwestię.

Gdy miał się zacząć trening, podszedłem do Marka, który aktualnie stał z Yumi, Axelem, Judem i Aphrodim oraz menadżerkami. Wolałbym z nim pogadać na osobności, ale trudno.

- Mark, przepraszam, ale nie mogę już dłużej grać.- powiedziałem.

Spojrzał na mnie zdziwiony. Podobnie reszta.

- Że co?- zapytał.

- Odchodzę z drużyny.

Yumi KanekoWhere stories live. Discover now