Rozdział 77~ Finał

491 51 1
                                    

Oczami Yumi:

Dni mijały szybko, odkąd Nathan opuścił zespół. Wszyscy jakby stracili część energii, nawet Jude i Axel zdawali się być przygaszeni. A to dziwne, bo ta dwójka, zazwyczaj zapominała o wszystkim, gdy wchodzili na boisko i potrafiła takie bardziej osobiste sprawy odłożyć na bok. Liczyła się gra.

Jedynie ja i Aphrodi nadal graliśmy tak samo, ale my wiedzieliśmy o czymś, o czym nie miała pojęcia reszta graczy. O treningach, jakie Nathan codziennie sobie urządzał. O tym, że cały ten czas ćwiczył, na dodatek dużo ciężej niż my. On się nie poddał, ale nie możemy tego jeszcze powiedzieć drużynie. Po prostu to jeszcze nie ten moment. My też powinniśmy nie mieć o tym wszystkim bladego pojęcia, bo jeśli Nathan się dowie, może zrezygnować z piłki, a ja tego nie chcę, zresztą tak samo jak reszta.

W czasie, gdy niebieskowłosy był nieobecny, nam udało się wygrać mnóstwo meczy, a teraz, czekał nas jedynie finał. I to z Burzą. W sumie ciekawi mnie, jak ta drużyna się zmieniła od ostatniego spotkania. Dużo mnie zastanawiało, zwłaszcza jeśli chodziło o Taisuke. Pomagał nam, więc może już nie należy do drużyny? Ale z drugiej strony, taki zawodnik jak on, raczej chętnie zagra w turnieju, a dopóki Akatsuka nie spróbuje oszukiwać, Taisuke nie będzie miał powodów do zostawienia Burzy.

Właśnie jechaliśmy, na nasz ostatni mecz w tym turnieju. Od najbliższych dziewięćdziesięciu minut gry zależy nasze zwycięstwo, ale nie tylko w konkursie. Jeśli teraz wygramy, w pewnym sensie powstrzymamy Akatsuke. Pokażemy mu, że tak łatwo nie zniszczy Raimona.

Spojrzałam na puste miejsce koło mnie. Zazwyczaj siedział tu Nathan. A teraz go nie ma. Nawet nie wiem, czy pojawi się na meczu. Równie dobrze, mógł uznać, że nie warto oglądać naszej gry i nie przyjechać. Ale coś mi mówi, że on tak nie postąpi. Tak długo walczył, żeby móc grać, sam sobie musiał udowodnić, jak ten sport jest dla niego ważny. W końcu mu się udało, mógł swobodnie grać w naszej drużynie, a Jordan nie zgłaszał żadnych pretensji. Później całą ta awantura z Zeusem, jego przeniesienie tam... Ale i ten problem w końcu rozwiązał.

Ostatnią przeszkodą, jaka na niego czekała, była śmierć siostry. A raczej, pogodzenie się z tym. Mark ma trochę racji, Nathan musi w końcu to zaakceptować i żyć dalej. Ale kiedy to nastąpi? Nie mam bladego pojęcia. Mogę jedynie liczyć na to, że niedługo, bo tęsknię za wspólną grą z Nathanem. Odkąd opuścił zespół, prawie w ogóle się nie widujemy, ale nie wiem czemu właściwie tak jest. Jakoś nie potrafię się zebrać i podejść do niego, a on nie podchodzi do mnie, pewnie z tego samego powodu.

Autokar zatrzymał się, a trenerka Hitomiko wstała.

- Dzisiaj gramy finał, a na dodatek zagramy z Burzą. Liczę na was!- powiedziała.- Powodzenia!

Po tych słowach, wszyscy wyszliśmy z autokaru i ruszyliśmy w stronę boiska szkoły Zeusa.

Oczami Nathana:

Biegłem ile sił przez miasto. Mimo dobrej kondycji i ogólnej szybkości, nawet dla mnie, bieg przez pół miasta był męczący. Gdy dotarłem pod szkołę Zeusa, mecz trwał już od kilku minut, co poznałem po głośnych okrzykach kibiców.

Ruszyłem przez teren szkoły i już po chwili byłem przy boisku. Z niemałym szokiem spojrzałem na tablicę wyników, a ta wskazywała 2:0 dla Burzy. Co tu się dzieje? Mecz trwa od niecałych dziesięciu minut, a Mark wpuścił już dwie bramki? Aż ciężko mi w to uwierzyć...

Później, zobaczyłem z jaką szybkością i zwinnością poruszają się przeciwnicy Raimona. Coś jest nie tak. Są dużo lepsi, niż podczas naszego ostatniego spotkania. Wśród graczy Burzy, rozpoznałem Taisuke. Czyli nie oszukują. Taisuke, nie zgodził by się oszukiwać, a już na pewno nie w finale. Więc co się dzieje?

Napastnik Burzy znalazł się pod bramką i kopnął. Nie użył żadnej z technik hissatsu, tatuaż na jego ręce nawet nie błysnął. A mimo to, Mark z niemałym trudem zatrzymał jego strzał. Potrzebował do tego pomocy tatuaża, a i tak ledwo dał radę.

Patrzyłem oszołomiony, jak dymiąca piłka upada na ziemię. To będzie ciężki mecz dla Raimona.

Oczami Aphrodiego:

Wracałem zdyszany na swoją pozycję. Nie rozumiem co się dzieje. Burza jest naprawdę dużo silniejsza niż poprzednio. My także jesteśmy lepsi, ale to, jak bardzo oni się wzmocnili jest wręcz nienormalne!

Mecz ledwo się zaczął, a oni już byli pod bramką, zdobywając pierwszego gola. Mark nawet nie zdążył zareagować. Za drugim razem, udało mu się doskoczyć do piłki, ale nie docenił jej siły, więc wylądował w siatce, razem z futbolówką.

Najbardziej bolało to, że do tej pory nie użyli ani jednej techniki hissatsu ani niczego innego. Jeśli ich poziom jest tak wysoki, nawet bez tych wszystkich elementów, to jak potężną będą drużyną, gdy zaczną korzystać z na przykład Avatarów?

Rozległ się gwizdek, a ja i Axel ruszyliśmy do przodu. Zaraz obok mnie znalazł się zawodnik Burzy, więc szybko podałem do Axela, ale i przy nim zaraz znalazł się przeciwnik, więc blondyn był zmuszony podać do tyłu.

Yumi właśnie miała przejąć piłkę, gdy pierwszy dotarł do niej Taisuke.

- Pan Światła, Valgus!- krzyknął.

Za jego plecami pojawił się Avatar.

- Mroczna Wojowniczka, Tenebris!- wrzasnęła czarnowłosa.

Po raz pierwszy w tym meczu, zaczęła się walka Avatarów. Na początku, wydawało się, że ich siła jest mniej więcej równa. Raz jedno zyskiwało przewagę, raz drugie. Ale po kilku sekundach, Taisuke zaczął wygrywać. W końcu Avatar Yumi zniknął, a ona sama poleciała do tyłu, twardo lądując na ziemi. Taisuke pobiegł dalej, aż znalazł się pod bramką, nadal z Avatarem.

Przez ten czas, gdy on walczył z Yumi, ja zdążyłem dotrzeć do bramki.

Napastnik kopnął na bramkę, nadal używając Avatara.

- Pan Niebios, Teaves!- krzyknąłem.

Poczułem, jak staję się silniejszy.

- Uzbrojenie!

Na moim ciele pojawiła się zbroja. Zamachnąłem się i kopnąłem piłkę wystrzeloną przez Taisuke. Chwilę z nią walczyłem, ale w końcu udało mi się ją odbić w przeciwnym kierunku do tego, w jakim zmierzała.

Całą energia mnie opuściła, a tymczasem inny zawodnik Burzy przejął piłkę. Uzbrojenie zniknęło z mojego ciała, a ja sam nie miałem siły, by choćby się ruszyć.

Przeciwnik oddał strzał, a Mark skoczył by go zatrzymać, jednak tym razem się nie udało. Piłka wpadła do bramki, a po trybunach poniosły się głośne krzyki kibiców. Spojrzałem na tablicę wyników. W tym tempie, na pewno nie wygramy...

Yumi KanekoTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang