~56~

404 36 14
                                    

To co, dwa rozdziały na dziś?

_______________________________________

Od stłuczki minęło już kilkanaście dni. Na szczęście nic się nie stało, Adam był cały i zdrów, co innego można było powiedzieć o jego samochodzie, który został dość mocno poharatany.

Rozpoczął się rok szkolny. Chłopcy wrócili do nauki, chcąc przyłożyć się do przedmiotów zdawanych na maturze i nie tylko. Tadashi zaś rozpoczął nauczanie domowe.

Wszystko zaczynało się powoli układać w życiu Kaoru, odkąd mógł zamieszkać z Kojiro. Do czasu.

Był wtedy początek jesieni, gdy wracał ze szkoły wraz z Joe. Trzymali się za dłonie rozmawiając o luźnych tematach. Gdy doszli do mieszkania, pod bramką stał czarny samochód, z którego wyszedł dobrze mu znany człowiek.

Podeszli bliżej, a Kaoru automatycznie ścisnął rękę młodszego, starając się zachowywać normalnie, jednak prawda była inna. Chciał uciec i schować się w miękkim łóżku, nie pamiętając co ten mężczyzna zrobił.

- Mogę w czymś panu pomóc? - Spytał Kojiro, siląc się na uprzejmy ton.

- W pewnym sensie tak. Byłbym wdzięczny, gdybyś zostawił swojego przyjaciela samego ze mną, musimy porozmawiać. - Odrzekł, opierając się o maskę Forda.

- Chłopaka i nie, Steve, on zostaje. - Warknął Cherry, zbierając w sobie choć trochę odwagi.

- Eh, już miałem nadzieję, na co nieco, ale skoro tak. - Uśmiechnął się, spoglądając na różowowłosego. - Twój koleżka wie, że nie jesteś czysty? A może ci się podobało?

- Zamknij się. Ciesz się, że nie zgłosiliśmy tego, a taki był zamiar. - Kojiro objął Kaoru, przybliżając do siebie. - Po co tu przyjechałeś.

- No dobra, nie da się z wami rozmawiać. Twój ojciec zginął, a ja się wyprowadzam. Wiem, wiem, obie informacje są koszmarne, gdybym mógł ci jakoś pomóc, wal śmiało, śliczny. - Uśmiechnął się, pokazując z palców dziurkę, w którą wsadził dwa z drugiej ręki.

Cherry na ten ruch wzdrygnął się, przypominając sobie ten dotyk. Joe przytulił go mocniej do swojego boku, posyłając mężczyźnie niemiłe spojrzenie.

- Odszedł? - Zapytał, nie puszczając starszego.

- Tak, ale co mam wiele mówić. Opił się i wpadł do rzeki, jak go wyłowiono nie żył, koniec historii. Oczywiste było, że ten pijak się w końcu zabije, ale nie sądziłem, że będzie to tak szybko. - Wyjaśnił, wyciągając telefon. - No cóż, to ja się zbieram. Oh, zapomniałbym. Pogrzeb jest za dwa dni o drugiej.

Mówiąc to, wsiadł do samochodu i odjechał. Kaoru patrzył jak ciemny pojazd znika za zakrętem, wtulając się mocniej w ramię chłopaka.

- Mój ojciec nie żyje. Kojiro, on naprawdę odszedł? Nie będzie już ze mnie kpił. - Wyszeptał, spoglądając na Joe.

- Na to wychodzi. Idziesz na pogrzeb? - Pogłaskał jego głowę, składając lekki pocałunek na czole starszego.

- Nie wiem. - Wtulił się w jego ramiona, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi.

🌸🍵🌸

Kościół. Miejsce w którym żegna się zmarłe osoby jak i ofiarowuje się je Bogu. Taka uroczystość była dzisiejszego późnego południa.

W budynku rozbrzmiewał głos księdza, który czytał regułkę. Pośród kilkunastu ławek, siedziało dość sporo osób, co było prawdopodobnie wynikiem pracy.

Z tyłu, przy ścianie, opierała się jedna zakapturzona postać. Ubrany na czarno chłopak wpatrywał się w trumnę gdzie spoczywał jego ojciec. Kaoru nie płakał, nie czuł nic, oprócz lekkiej ulgi, chociaż nie powinien o tym tak myśleć, ale taka była prawda.

Przybyli wstali i podeszli do ołtarza, aby przyjąć komunię. Cherry tego nie zrobił. Spoglądał jedynie pustym wzrokiem na inne, smutne twarze. Nienawidził tego mężczyzny z całego serca, ale jednak pojawił się na jego pogrzebie. Nie wiedział dlaczego, coś kazało mu tutaj przyjść i nie był to Kojiro.

Tłum znów zasiadł w ławkach, a po kilku minutach można było usłyszeć typowo pogrzebową melodię, która dobiegała z głośnika. Kilku mężczyzn podniosło trumnę, wynosząc ją na zewnątrz do specjalnego samochodu.

Przybyli zabrali kwiaty, które przynieśli i ruszyli za pojazdem. Na samym końcu szedł Kaoru ze spuszczoną głową. Ktoś, kto go nie zna, mógł stwierdzić, że jest on po prostu smutny, lecz w rzeczywistości przegryzał wargę, myśląc dlaczego to Steve go o tym poinformował.

Przed nim, tuptały dwie kobiety, rozmawiające pomiędzy sobą. Cherry lekko się przybliżył, podsłuchując wymiany zdań i jakie wrażenie miały o jego ojcu.

- A był takim porządnym mężczyzną. Aż strach, że wychował tak dziwne dziecko, którego nawet tutaj nie ma. - Powiedziała jedna z wyraźnie zmieszanym tonem.

- Racja, niewychowany bachor. Zapewne chciał tylko jego pieniędzy, ale wiesz jacy są teraz ludzie. - Wzruszyła ramionami druga. - Jednak fakt, mężczyzna to był porządny. Nie raz widziałam, jak ciężko pracował nad sprawą. Jeszcze żona mu zmarła, biedny, miał okropne życie.

Jedna ze staruszek potknęła się, ale Cherry złapał ją za ramię, nie pozwalając upaść. Kobieta uśmiechnęła się do niego, dziękując.

- Dziękuję, młody człowieku. - Rzekła, pozwalając mu iść obok. - Kim był dla ciebie ten prawnik, że tutaj jesteś? Nie ma tu zbyt wielu nastolatków.

Kaoru zamyślił się, czy powinien powiedzieć prawdę. Obdarzył obojętnym spojrzeniem również drugą i czekając na ich reakcję.

- Jestem jego synem. - Odpowiedział, śmiejąc się w duchu na miny kobiet.

Odszedł od nich, stając z boku i patrząc, jak ksiądz staje przy grobie. Chwilę później trumna została tam umieszczona i przykryta. Cherry spoglądał na ludzi, którzy podchodzili, zostawiając obok wieńce.

Stał tak, wpatrując się w innych. Nie przeszkadzał mu nawet deszcz, który zaczął padać minutę temu. Kobiety wyciągały parasolki, ostatni raz obdarzając spojrzeniem grób, po czym opuszczały cmentarz.

Ludzi zaczęło ubywać. Wszyscy wracali do domów czy pracy, oprócz Kaoru, który nie ruszył się krokiem. Gdy był pewien, że nikt już nie został, podszedł powoli do ławeczki obok i usiadł na niej, krzyżując ręce.

- Zmieniłeś się odkąd mama zmarła. Byłeś dobrym człowiekiem, ale jednak nie na długo. Byłeś moim ojcem, ale wiedz, że nigdy ci tego nie wybaczę. Nigdy. - Wyszeptał, a łzy, które tłumił w sobie zaczęły wypływać na świat zewnętrzny. - Zniszczyłeś mnie, wiem, że nie było ci łatwo, ale jednak nie jest to wytłumaczenie do tego, co mi zrobiłeś. - Dłonią wytarł wilgotny policzek. - Chcę tylko ci powiedzieć, że byłeś okropnym ojcem, bawiłeś się moimi uczuciami, niszczyłeś mnie psychicznie, a ja nienawidzę siebie, bo pomimo tego i tak cię kochałem.

Przed oczami przeleciały mu wspomnienia z dziecięcych lat. Jak był małym dzieckiem i razem z mężczyzną razem robili szafki z drewna, jak byli nad morzem, śmiejąc się i jedząc lody, jak byli szczęśliwą rodziną.

- Nienawidzę cię tak bardzo, bo pomimo tego zła przez ostatnie lata, wciąż byłeś moim tatą. - Wyszeptał, krztusząc się łzami.

Wzdrygnął się, gdy deszcz nad nim przestał padać. Otworzył oczy, widząc cień z parasolem. Wytarł dłonią łzy, podnosząc się i patrząc na postać. Stał przed nim Kojiro z lekkim uśmiechem.

Joe przeszedł przez ławkę, przytulając do siebie starszego, który nie przejmując się tym, że jest mokry i wtulił się w jego ramię.

- Już dobrze, jestem tutaj. - Pogładził go po ramieniu, uśmiechając się lekko. Ucałował skroń niższego, gładząc jego ramię. - Spokojnie. - Wyszeptał.

Between us // MatchaBlossomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz