~57~

416 41 27
                                    

Miesiące mijały w niesamowitym tempie. Tadashi skończył osiemnasty rok życia, a na urodziny dostał mnóstwo uroczych prezentów, zwłaszcza dla córeczki.

Nadszedł grudzień, a co za tym idzie, również święta. Kojiro stwierdził, że Kaoru jest w pewnym znaczeniu członkiem jego rodziny, więc tegoroczne Boże Narodzenie spędzą razem, a w zasadzie to jego matka o to prosiła, ponieważ i tak mieszkają razem.

Tadashi był coraz to bliżej terminu porodu, został mu niecały miesiąc, a jego brzuch był już widoczny nawet w za dużej bluzie Adam'a. Ainosuke był w niebo wzięty, gdy kupował malutkie akcesoria oraz ubranka.

Jednak wracając, gwiazdka minęła w przyjemnej atmosferze. Rodzice Kojiro przyjechali do domu, kupując przy okazji niewielkie upominki. Choinka, ozdobiona w zielono różowe dekoracje, lśniła się wesoło, wprawiając domowników w szczęśliwe nastroje. Pod nią, zaś znajdowały się najróżniejszej wielkości prezenty, zapakowane w kolorowe i nie tylko, opakowania.

Rankiem, dwudziestego czwartego grudnia, wszyscy byli już na nogach. Każdy przygotowywał daną przez siebie czynność, jakimi były między innymi przygotowanie potraw czy stołu na wigilię.

Kojiro co jakiś czas zaczepiali Kaoru, który pochłonięty był pracą, tak aby jego rodzice nie zauważyli. Podczas gotowania barszczu postanowił nieco się z nim podrażnić, więc gdy zostali sami, podszedł do starszego i ułożył swoją dłoń na jego pośladku, delikatnie naprężając palce, tak aby dotknęły jego dziurki przez materiał spodni. Cherry zgromił go spojrzeniem, odsuwając i sięgając po szmatkę, którą uderzy wyższego w głowę.

- Zachowuj się. - Powiedział, odkładając ścierkę. - I idź teraz umyj ręce, bo wątpię, aby twoi rodzice chcieli jeść jedzenie przygotowywane przez syna, która macała tyłek drugiej osoby. - Kojiro zmarszczył brwi, stając obok zlewu, gdzie faktycznie wykonał jego polecenie.

Tak minęło całe południe, aż nadszedł wczesny wieczór. Na zewnątrz zrobiło się ciemno, a w domu rozbłysły kolorowe lampeczki. Matka Joe, stwierdziła, że jest to idealny moment na rozpoczęcie uroczystej kolacji.

Ubrani w miarę eleganckie stroje, przenieśli się do salonu, gdzie wszystko było wręcz perfekcyjnie zrobione. Stół został nakryty w srebrnych odcieniach, a leżały na nim białe naczynia i wypolerowane sztućce.

Rozpoczęło się składnie życzeń. Kojiro podszedł do Kaoru, stając nieco bliżej i życząc mu, aby całe jego życie było pełne kolorów, aby zawsze był uśmiechnięty, bo jego uśmiech to najpiękniejsze co w życiu widział oraz aby nie zapominał, że jest pięknym i wartościowym człowiekiem. Ucałował go w policzek, odłamując kawałek opłatka z dłoni chłopaka.

Starszy uśmiechnął się, czując radość, więc przytulił się jedynie do Joe szepcząc mu na ucho, że go kocha i pragnie, aby się nie zmieniał, bo jest idealny. Prawda była jednak taka, że Kaoru nie potrafił składać życzeń.

Odsunęli się od siebie, idąc w stronę pozostałej dwójki, z którą również wymienili kilka zdań i podzielili się opłatkiem. Rodzina zasiadła do stołu. Ojciec, jako najstarszy z obecnych osób rozpoczął modlitwę, do której dołączyły pozostałe osoby.

Kobieta uśmiechnęła się na koniec, idąc do kuchni po barszcz, który był pierwszym daniem. Położyła go na stole, obok uszek.

- No, kochanie, mam nadzieję, że będzie ci wszystko smakować. - Powiedziała, nakładając na talerz Kaoru, porcję. - Jak u ciebie wyglądała wigilia?

Cherry podziękował, odbierając miskę i poprawił włosy, które wpiął w koka.

- Przeważnie spędzałem ją sam, nie jedząc dużo. - Posłał kobiecie smutny uśmiech, sięgając po łyżkę.

- Wybacz, myślałam, że może jednak... Ale teraz masz nas, słonko i będziesz co roku spędzać święta z nami.

Usiadła na swoim miejscu, rozpoczynając posiłek. Co jakiś czas Kojiro chodził, aby zmieniać dania na inne. Kaoru musiał przyznać, że było naprawdę smacznie, a sam Joe jest świetnym kucharzem.

Godzinę później każdy był najedzony, a przy stole trwała dyskusja. Pani Nanjo, odniosła właśnie talerze do zlewu, zasiadając obok męża i przytulając go do swojego boku.

Kojiro uśmiechnął się, sugerując otwarcie prezentów. Zgodzili się, więc wszyscy przenieśli się do salonu, gdzie usiedli na kanapie, a Joe podszedł do choinki, przydzielając pakunki.

🌸🍵🌸

Joe włączył właśnie wodę, zatykając wannę korkiem i czekając, aż się napełni. Kaoru siedział na blacie, wymachując beztrosko nogami i obserwując poczynienia młodszego.

Kojiro nalał aloesowego płynu, powoli zdejmując z siebie ubrania. Został w bokserkach, pochodząc do chłopaka i poprawiając jego włosy, aby nie przeszkadzały w kąpieli.

Cherry uśmiechnął się czule, składając przelotny pocałunek na policzku wyższego, zeskakując na podłogę i samemu się rozbierając. Joe uniósł swoje kąciki ust na widok nagiego Cherry'ego, który nie krępował się już swojego ciała.

Zielonowłosy zdjął z siebie bieliznę i wszedł do wanny jako pierwszy, rozkładając nogi, aby starszy mógł sobie usiąść pomiędzy nimi. Kaoru zajął swoje miejsce, opierając się o tors wyższego z uśmiechem spoglądając na chłopaka.

Kojiro ucałował go w czoło, samemu się odprężając. Jednak nie na długo gdy usłyszał pukanie do drzwi, a po chwili w wejściu stanęła jego matka z miedniczką w ręce.

- Kaoru zniknął. - Powiedziała wchodząc do środka. - Masz coś do pran... Jezus Maria co wy tu tak razem!

Cherry automatycznie zakrył się choć trochę dłońmi, płonąc rumieńcem. Joe objął go, patrząc z niedowierzaniem na matkę.

- Serio? Puka się. - Warknął, pocierając bok chłopaka.

- W końcu, już myślałam, że jesteś jakimś aromantyczny. - Powiedziała, odchodząc i wołając męża.

Kaoru wypuścił powietrze, które nagromadziło mu się w płucach, spoglądając na młodszego. Ten tylko pogładził jego policzek, zaczynając myć swoje nogi.

Po chwili byli już umyci. Cherry nakładał na siebie koszulkę i spodenki, zaś Joe jedynie luźny t-shirt oraz bokserki. Kojiro przybliżył się do kochanka, składając lekki pocałunek na jego wargach.

Wyszli, zauważając kobietę, siedzącą na łóżku. Miała skrzyżowane ręce i triumfalny uśmiech. Kojiro przełknął ślinę, łapiąc dłoń drobniejszego.

- No to słucham, co macie do powiedzenia. - Powiedziała, patrząc to na syna, to na starszego.

- Nie było jakoś okazji ci o nas powiedzieć i w malutkim stopniu zapomnieliśmy nawet, ale jak widzisz, Kao i ja chodźmy ze sobą. - Joe objął go, a uśmiech kobiety się poszerzył.

- W końcu, ja naprawdę już zaczęłam myśleć, że nic do siebie nie czujecie. Kaoru, mój drogi, oficjalnie witam cię jako mojego zięcia. To nie oznacza, że wybaczam wam, iż ukrywaliście przede mną tak ważny fakt.  - Podeszła do niego, przytulając mocno. - Ale mogłam was zastać w innej sytuacji, chociaż nie narzekam, mogło być gorzej.

Between us // MatchaBlossomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz