Siedem, utrata kontroli

16.5K 371 319
                                    

𝐑𝐮𝐛𝐲

- Luke - zaczęłam, patrząc w swoje lustrzane odbicie.- Czy mogę zaprosić kolegę na imprezę?

Westchnęłam zażenowana, opierając czoło na dłoni. Od ponad godziny, zamiast przygotowywać się do szkoły, ćwiczyłam przed lustrem toaletki przemówienie, które planowałam przedstawić Luke'owi, by ten pozwolił mi zaprosić Jake'a na sobotnią imprezę. Z początku szło mi naprawdę dobrze, lecz z każdym kolejnym zdaniem mój ton stawał się coraz bardziej niepewny.

Zastanawiałam się, jaka może być jego reakcja. Starałam się wymyślić najróżniejsze scenariusze, ale szybko na tym zaprzestałam, ponieważ moje pomysły szły w coraz to gorszym kierunku.

Słysząc dobiegające z parteru domu, wołanie blondyna, zabrałam granatową marynarkę z oparcia krzesła, zbiegając na dół. Zdyszana moim krótkim, ale intensywnym biegiem wgramoliłam się na miejsce pasażera, rzucając plecak na tylne siedzenie. W pośpiechu próbowałam zamknąć drzwi, jednak te jak na złość nie chciały się zamknąć. W końcu trzasnęłam nimi z całej siły.

- Jeszcze raz, a przysięgam, że będziesz martwa. Mówię całkiem poważnie - dodał, posyłając mi mające wyglądać na surowe spojrzenie.- Jak zniszczysz mi auto, to uduszę cię tymi oto rączkami - uniósł obydwie dłonie w górę, przebierając palcami.

Nareszcie nadszedł dzień, w którym nie spóźniliśmy się do szkoły. W duchu odetchnęłam z ulgą, ponieważ brak spóźnienia oznaczał również brak spojrzeń całej klasy nagle przekierowanych na mnie.

Chłopak zaparkował auto na tym samym miejscu, co zawsze i wyciągnął małą papierową torbę ze schowka, podając mi ją.

- Twój lunch.

- Dziękuję - zabrałam plecak, chowając do niego jedzenie.

Sprawdziłam godzinę na ekranie telefonu, upewniając się, że zdążę odnaleźć salę przed dzwonkiem i wyszłam z samochodu, specjalnie trzaskając drzwiami.

- Jesteś martwa! - Krzyknął za mną.

- Już to mówiłeś!

Zauważając palących przed drzwiami wejściowymi nastolatków, wstrzymałam powietrze, nie chcąc wdychać smrodu papierosowego. Ponowny oddech zaczerpnęłam dopiero w środku budynku.

Uczniowie, tak jak przedwczoraj, patrzyli na mnie w dość dziwny sposób. Wciąż było to niekomfortowe, lecz po części zdążyłam do tego przywyknąć. Natomiast czara goryczy przelała się w momencie, kiedy jedna z koleżanek Megan zmierzyła mnie wzrokiem, wypowiadając słowa porównujące mnie do kobiety lekkich obyczajów.

Zacisnęłam palce na skórzanych ramionach plecaka, zatrzymując się. Ułożyłam w głowie multum zdań, które mogłabym teraz wypowiedzieć, skutecznie zamykając usta dziewczyny na kolejne wyzwiska w moim kierunku. Jednak uświadamiając sobie, że konfrontowanie się z nią nie ma najmniejszego sensu, dlatego skończyłam jedynie na rzuceniu brunetce ostrzegawczego spojrzenia. Nie chciałam się wychylać, zwłaszcza wtedy, gdy większość ludzi na korytarzu obserwowała każdy mój ruch. Na chwilę obecną, wolałam pozostać w szkole jako nikomu nieznana osoba. Cień. Co było znacznie trudniejsze, niż mogłabym przypuszczać. Już drugiego dnia tutaj byłam obgadywana przez popularniejsze dziewczyny, więc faktycznie coś mogło być na rzeczy.

Z samego rana się przełamałam, próbując nawiązać rozmowę z dziewczyną z klasy. Mój gest poszedł na marne, iż uprzedzona nastolatka ucinała ją, grzecznościowo wymuszonymi odpowiedziami.

Przerwę na lunch ponownie spędziłam w towarzystwie przyrodniego brata i jego kolegów, wysłuchując ich rozmów oraz licznych dogryzek. Przekroiłam placek cukiniowy, bokiem drewnianego widelca, stwierdzając, że zaryzykuję. Miałam idealną okazję, żeby zapytać Luke'a, czy mogę zaprosić Jake'a na imprezę. Przecież w obecności kolegów raczej, by nie odmówił.

We don't want to be savedWhere stories live. Discover now