Dwadzieścia, hotel

10.8K 280 566
                                    

TW: Końcówka rozdziału nie jest przeznaczona dla osób o słabych nerwach, dlatego proszę Was jak poczujecie się niekomfortowo to przestańcie czytać.

Ten rozdział będzie zawierał dużo emocji, naprawdę. Raz będziecie smutni, a raz się porządnie zdenerwujecie. Nie wspominając już o końcu, który zmiecie Was z planszy. Powodzenia.

𝐑𝐮𝐛𝐲

,,Musimy porozmawiać''. Te dwa przeklęte słowa nigdy nie wróżyły niczego dobrego, a już w szczególności wypowiedziane przez moją matkę. Zrobiłam tak jak kazała, usiadłam z nią na łóżku. Kobieta podała mi pudełko chusteczek, co tylko upewniło mnie w tym, że szykuje ona dla mnie coś naprawdę okropnego.

- Ruby - moja matka przełknęła nerwowo ślinę.- Dziadek nie żyje.

Poczułam jakby moje serce nagle się zatrzymało, dokładnie tak samo jak czas. Przez pierwsze dziesięć sekund powtarzałam jej słowa w głowie nie będąc świadoma ich znaczenia. Dopiero za piątym razem zrozumiałam jak okropne wieści właśnie przekazała mi moja matka.

Oczy momentalnie napełniły mi się łzami, siedziałam osłupiała na łóżku nie potrafiąc wydusić z siebie żadnego słowa. Jedynym dźwiękiem jaki mogłam wtedy wydać było ciche łkanie. Pozwalałam łzom spływać po moich policzkach nadal nie będąc do końca świadomą, że już nigdy go nie zobaczę, że święta, które z nim spędziłam były jego ostatnimi. Naszymi ostatnimi.

Siedzącej naprzeciwko mnie matce, nie udało się długo utrzymać kamiennie poważnej twarzy. Kobieta, którą znałam z jej siły. Kobieta, która przyjmowała każdy cios mojego ojca nie uraniając żadnej łzy, teraz siedziała ze mną na łóżku płacząc.

Miriam chwyciła moją twarz w swoje dłonie przecierając kciukami wypływające mi z oczu łzy. Poczułam kolejną nadchodzącą falę płaczu, której uczucie było tak samo nieprzyjemne jak uczucie nadchodzących wymiotów. Krztusiłam się własnymi łzami mając przed oczami obraz szczęśliwego dziadka sprzed tygodnia. Jego słowa mówiące o różach i o tym, że nie wie czy dożyje mojego przyszłego wybranka... Przez chwilę poczułam się jakbym odkryła sens jego słów, które były najpewniej zwykłym zbiegiem okoliczności.

- Kiedy odbędzie się pogrzeb? - Spytałam drżącym głosem.

- Za trzy dni - odpowiedziała kobieta wydmuchując noc w chusteczkę.

- Jadę z wami - poinformowałam bez zawahania.

- Nie, masz egzaminy. Musisz je napisać -Słysząc to oczy ze zdziwienia zrobiły mi się wielkie jak spodki.

- Ale mamo - zaskomlałam.- Przecież nie opuszczę pogrzebu własnego dziadka! Nie mogę tego zrobić!

- Nie możesz też opuścić egzaminów, teraz to na nich musisz się skupić. Po nich zabiorę Cię na jego grób, obiecuję.

Zaczęłam kręcić głową jakbym znajdowała się w jakimś transie. Przecież moja matka najlepiej wiedziała, że mój dziadek jest, a właściwie był dla mnie najważniejszy. Był. Boże, jak to brzmi. Moją głową zawładnęły słowa kobiety ,,dziadek nie żyje'', miałam ochotę, by ktoś mnie uszczypnął, abym mogła się upewnić, że to wszystko to jeden wielki koszmar, z którego w dowolnej chwili mogę się wybudzić.

Wszystko wydawało mi się tak cholernie nie realne, nie mogłam ubrać w słowa jak się wtedy czułam. Ilość smutku jaka napływała do mnie z każdą chwilą zaczynała mnie rozsadzać od środka. Matka nie chcąc wysłuchiwać więcej moich próśb o uczestniczenie w pogrzebie, opuściła mój pokój wpuszczając do niego zaniepokojonego całą sytuacją Jacoba. Mężczyzna zdecydowanie o wiele bardziej nadawał się do pocieszania niż ona.

We don't want to be savedWhere stories live. Discover now