Dwadzieścia dwa, billboard

8.1K 242 502
                                    

𝐑𝐮𝐛𝐲

Zrobiliśmy to. To była moja pierwsza myśl, kiedy wykończona wbiłam głowę w poduszkę, nakrywając rozgrzane ciało kołdrą.

- Wszystko w porządku? Jak się czujesz? - Brunet położył się obok, zabierając ode mnie fragment kołdry.

- Dziwnie - przyznałam szczerze. Nie potrafiłam przyjąć do siebie wiadomości, że sytuacja sprzed zaledwie dwóch minut wydarzyła się naprawdę.- Nie mogę w to uwierzyć.

Po mojej głowie krążyło tyle nieokiełznanych myśli na raz, że nie nadążałam z zapamiętywaniem ich.

- Mój pierwszy raz przeżyłem z dawną przyjaciółką Isabelle - wypalił nagle przerywając gęstą w odczuciu ciszę, a jego jabłko Adama zadrżało, gdy wypowiadał imię swojej zmarłej siostry.- Miałem pierdolone piętnaście lat, a ona dwadzieścia sześć. Wyraziłem na to zgodę, ale czuje się jakby mnie wykorzystała. Czuję tak wielki wstręt do siebie, że wtedy nie kazałem jej przestać i pozwoliłem się dotykać. Nie mówię ci tego, żebyś nagle mi współczuła po prostu... Boże nawet nie wiem po jaką cholerę ci to mówię - wplątał palce we włosy ciągnąc za ich kosmyki.

Wiedziałam co czuję. Znajdowaliśmy się w dwóch różnych sytuacjach, które łączyło jedno - wstręt. Wstręt do samego siebie i osoby, która nas w niego wprawiła.

Nie zamierzałam odpowiadać. Utwierdzanie go w przekonaniu, że może zwierzyć mi się ze wszystkiego brzmiałoby nadwyraz idiotycznie. Niestety nie wymyśliłam innej formy odpowiedzi niż to, dlatego wybrałam ciszę.

- Kiedy zrobiłaś blizny na udach? Ostatnio ich nie miałaś.

- Po tym jak zabrała cię policja.

- Dlaczego? - Spytał spokojnie. Nie natarczywie, czy agresywnie jak zrobił to dawniej Luke. Nie sprawiał mi bólu, aby przyspieszyć moją odpowiedź. Czekał aż uformuje słowa we właściwy sposób. Czekał aż pozbieram wciąż tworzące się myśli poskładam je w całość.

- Zawsze się tak karałam. Odkąd pamiętam wymierzałam sprawiedliwość na swoim ciele. To przeze mnie cię aresztowali. Musiałam ponieść konsekwencje twojego zatrzymania na swój własny sposób.

Tak było od zawsze. W pewnym etapie mojego życia, kiedy rodzice dopiero rozpętywali swoją wojnę, rozpoczynali każdą kłótnię pod moim pretekstem.

Czasem chodziło o moje ,,szczęście''. A czasem o to, że spędzałam więcej czasu u boku dziadka, niż któregoś z nich. Zawsze znalazło się coś, co napędzało kolejną z kłótni.

Z początku ich słuchałam, analizując każde z impulsywnie wypowiedzianych słów. Wtedy zaczynały dopadać mnie wyrzuty sumienia. Jako ośmioletnie dziecko nie rozumiałam, że kłótnie były ich sposobem na odreagowanie. Coś, nieznośny szept z tyłu mojej głowy mówił, że to wszystko było moją winą.

Nie pamiętam dokładnie, kiedy kłótnie przerodziły się w szarpaniny, a następnie bójki z udziałem niezliczonej ilości wyzwisk. Tata był silniejszy, wykorzystywał swoją przewagę nad mamą, która z upływem czasu przestała się bronić.

Raz na własne oczy widziałam, jak tata rzucił szklaną butelką w mamę, ponieważ ta miała odmienne zdanie, co do moich zajęć dodatkowych niż on. Na całe szczęście nie trafił w głowę, tylko dekolt, ale to wystarczyło żeby sprawić jej niewyobrażalny ból.

Byłam przy tym, jadłam akurat kolację.

Wszystko zaczęło się od słowa ,,Ruby''.

Cała zapłakana błagałam ojca, żeby zadzwonił na pogotowie. Ale on powiedział, że mnie zbiję jeśli wypowiem choć jedno słowo więcej. Wiedziałam, że był do tego zdolny. Wiedziałam, że jeżeli nie posłucham się rozwścieczonego ojca, to następnego dnia będę wyglądać gorzej niż niejednokrotnie matka.

We don't want to be savedWhere stories live. Discover now