Dwadzieścia cztery, sama

7.6K 230 636
                                    

Pod koniec doradzam melisę :)

𝐑𝐮𝐛𝐲

Nie pamiętam drogi powrotnej do mieszkania. Wszystko wydaję mi się takie zamazane, jedyne co widzę to ogromny ekran wyświetlający zdjęcia zmarłej sprzątaczki. Uświadamiający mi, że ostatni płomyk nadziei właśnie zgasł.

Usiadłam na ziemi opierając się o ścianę. Luke zabił tę panią. Zabił ją ze względu na mnie. Przyczyniłam się do morderstwa niewinnego człowieka.

Oddychanie sprawiało mi coraz większą trudność, robiłam to szybko i płytko mając wrażenie, że zaraz się uduszę. Każdy wydech wydawał się moim ostatnim. Nate przykucnął naprzeciwko mnie, mówiąc. Nie słyszałam jego słów, nie docierało do mnie co się dzieję. Wszystko wokół zostało wygłuszone, słyszałam jedynie szybkie bicie mojego serca.

Ta kobieta może była czyjąś matką. Co jeżeli jakieś dziecko wciąż oczekuję na jej powrót, myśląc, że to wszystko to tylko zły sen. Co jeżeli wierzy, że mamusia musiała zostać dłużej w pracy i zaraz wróci do domu?

Łzy spływały po moich policzkach pozostawiając mokre ślady. Pochłaniała mnie panika z wyrzutami sumienia. Skoro Luke dowiedziawszy się, że ta kobieta chciała nam pomóc, postanowił ją uciszyć, to co będzie z nimi? Co będzie z osobami chowającymi mnie pod swoim dachem. Ich też planuję zabić?

- Mam krew na rękach. To wszystko moja wina. Ona tylko chciała pomóc, a zapłaciła za to życiem - wypowiedziałam na głos jedne z wielu rodzących się w moim umyśle zdań. Wszystkie różniły się od siebie ułożeniem słów, lecz ich przekaz był taki sam. Wszystkie mówiły mi, że to ja jestem morderczynią.

- Ruby oddychaj, spokojnie. Musisz wziąć głęboki wdech ustami, a po kilku sekundach wypuścić powietrze nosem. Pamiętasz?

Spróbowałam zastosować się do jego polecenia. Naprawdę próbowałam. Ale nie potrafiłam. Nie potrafiłam zrobić tak naturalnej czynności, jaką było miarowe oddychanie. Strach przed uduszeniem przybierał na sile za każdym razem, gdy chciałam zaczerpnąć większej ilości powietrza.

- Nie mogę. Nie dam rady. Uduszę się.

- Oddychaj razem ze mną. Wdech - złapał moją dłoń przykładając ją do swojej klatki piersiowej.- I wydech.

Pomagając mi zachowywał stoicki spokój. Czekał, aż powtórzę po nim czynności, nie irytując się, gdy miałam zamiar się poddać. Zauważając, że mój oddech spowalnia zaczął robić krótkie przerwy pomiędzy wdechem, a wydechem. W ten sposób go ,,przemycając'', abym nie obawiała się uduszeniem.

- Moja mama kochała kwiaty. Za domem miała szklarnię w której je hodowała. Isabelle za to kochała lilię i zawsze zabierała je mamie. Czasem jej w tym pomagałem, ja zgadywałem mamę, żeby ona mogła przemknąć niezauważona do ogrodu - uśmiechnął się lekko na to wspomnienie.- Moja mama zmarła przy porodzie Lily, nie zdążyli z ojcem wybrać dla niej imienia, więc to on był zmuszony coś wymyślić. Ojciec nazwał Lily na cześć ulubionych kwiatków Isy. Nigdy się do tego nie przyznał, ale od początku wiedziałem od czego pochodzi jej imię.

Wsłuchując się w opowiadaną mi historię odciągnęłam się myślami od sprzątaczki. Oddychałam wyznaczonym przez chłopaka tempem nie czując już spływających łez, ani drgawek. Opowiedział mi tą historię, aby pomóc mi się uspokoić. Chociaż dobrze wiedziałam, że wspominanie o zmarłej siostrze jest dla niego bolesne.

- Dziękuję - wychrypałam, przecierając mokre policzki.

- Nie możesz się obwiniać. Nie możesz czuć się odpowiedzialna za śmierć tej kobiety. Dobrze wiem jakie to okropne uczucie myśleć, że jesteś winny czyjejś śmierci i nie pozwolę abyś go doświadczyła.

We don't want to be savedOnde as histórias ganham vida. Descobre agora