Dwadzieścia siedem, bestia

8.2K 248 585
                                    

𝐑𝐮𝐛𝐲

Opowiedziałam policjantce o wszystkich okropnych rzeczach, które dotychczas zrobił mi Luke.

W wyjawianiu obcej osobie tych ciężkich dla mnie wydarzeń, wspierała mnie mama wraz z Nate'm, który trzymał moją dłoń przez całe przesłuchanie, ani razu jej nie puszczając.

Wszystkie moje słowa były nagrywane, tak samo jak momenty, podczas których emocje brały nade mną górę.

Musiałam być silna. Powtarzam to zdanie, jak mantrę za każdym razem, gdy mój głos zaczynał się łamać.

- Jestem z ciebie dumny - wyszeptał brunet, nachylając się nad moim uchem, kiedy opuszczaliśmy pokój przesłuchań.

Uśmiechnęłam się lekko, nie do końca wiedząc w jaki sposób mam odpowiedzieć na te słowa. Nikt, z wyjątkiem dziadka nigdy nie powiedział mi czegoś podobnego.

- Poznałem datę rozprawy - Adrien, załatwiony przez Josh'a prawnik podszedł do nas.- Proces odbędzie się za tydzień.

Tydzień. Siedem dni. Sto sześćdziesiąt osiem godzin. Tyle dokładnie dzieliło mnie od wyroku ostatecznego.

Na samą myśl o nadchodzącym dniu, moje ciało przeszły znienawidzone ciarki. Nie chciałam czuć niepewności, zmieszanej ze strachem. Wolałam dowiedzieć się o wszystkim tu i teraz. Nawet jeżeli moja przyszłość miała okazać się tragiczną.

Przerwałam rozważania na ten temat, gdy z daleka dostrzegłam idącego w naszą stronę blondyna, za którym podążał mój ojczym rozmawiający z nowo wynajętym prawnikiem.

Luke na widok naszej trójki parsknął, kpiąco się uśmiechając. Ten z pozoru anielsko wyglądający chłopak wzbudzał we mnie strach, której potęgi nie dało się opisać.

Nagle śniadanie, którego zjedzenia przeze mnie osobiście przypilnował Nate, podeszło mi do przełyku. Zatkałam usta wewnętrzną stroną dłoni, spanikowana biegnąc do najbliższej toalety. Na szczęście znajdowała się ona nieopodal, dlatego w porę zdążyłam do niej wbiec, otwierając ubikacje.

Wymiotowałam wyjątkowo mocno, z każdą sekundą coraz bardziej obawiając się, że nie dam rady ponownie zaczerpnąć powietrza. Ta wypełniona przerażeniem myśl przywołała za sobą wspomnienie duszącego mnie Luke'a. Miałam wrażenie jakby znowu to zrobił. Ponownie czułam jego dłonie zaciskające się na mojej szyi.

Ktoś odgarnął moje włosy, ochraniając je przed pobudzeniem, po czym zaczął gładzić po plecach. Wykończona opadłam na ziemię, opierając się o zimną ścianę pokrytą kafelkami. Spojrzałam na osobę, która mi pomogła, lecz widziałam ją niewyraźnie, jakby przez mgłę.

- Ruby? - Nathan chwycił za mój podbródek przecierając brudne usta papierem toaletowym.- To tylko stres, zwyciężysz z nim. Zawsze z nim zwyciężasz. Jesteś niesamowicie silna, wiesz?

Niebieskooki przyciągnął moje prawie bezwładne ciało do swojego, pozwalając schować głowę w zagłębieniu jego szyi.

- On już nigdy cię nie dotknie. Obiecuję.

Tak bardzo nie chciałam, żeby mnie taką oglądał, bezradną i pobrudzoną własnymi wymiotami. Wielokrotnie to właśnie przed nim się upokarzałam, płacząc. Bałam się, że pomimo wypowiedzianych chwilę temu słów tak naprawdę uważa mnie za słabą, nie potrafiącą wziąć się w garść nastolatkę.

- Błagam zabierz mnie do domu...

Chłopak pomógł mi podnieść się z podłogi, równocześnie łapiąc mnie za ramię, abym mogła poczuć się nieco stabilniej.

We don't want to be savedWhere stories live. Discover now