Dziewięć, mleczna czekolada

8.7K 259 469
                                    

𝐍𝐚𝐭𝐞

Zrobiłem to, aby ochronić ją przed spostrzegawczym spojrzeniem kobiety mieszkającej nad nami. Nie zrobiłem tego dla własnej przyjemności. Nie potrzebowałem się za to karać, chodź głos w mojej głowie uważał zupełnie inaczej.

Wszedłem do mojego pokoju czując, że normalnie oddychanie sprawia mi coraz większą trudność. Mój oddech stał się cięższy, niespokojny.

Usiadłem pod oknem opierając się głową o ścianę, poczułem ból w zewnętrznej stronie dłoni. Był on dla mnie nostalgicznie znajomy. Robiłem dokładnie to samo co Ruby ostatnio w namiocie. W przeciwieństwie do mnie, ona wbijała paznokcie w skórę nieświadomie. Lecz ja specjalnie sprawiałem sobie ból, ponieważ miałem nadzieję, że uchroni mnie on od kary.

Ratując ją przed popełnieniem samobójstwa dokonałem poświęcenia. Dzięki któremu cztery lata spędzone na zaprzestaniu takich zachowań poszły w niepamięć.

Całując ją dotarło do mnie jaki bezradny jestem. Tym razem nie mogłem zarzucić sobie poniesienia się emocjom, bo dałbym radę zrobić wiele innych rzeczy niż zasłonięcie jej twarzy poprzez pocałunek.

Drzwi sypialni otworzyły się. W ich framudze stanęła szatynka, której mina natychmiast zrzedła. Nawet nie czułem wstydu spowodowanego tym, że patrzy na mnie, gdy pokazuję jak słaby jestem. Już wcześniej czułem zbierające się w kącikach moich oczu łzy, ale zignorowałem to uczucie bardziej skupiając się na myślach.

Ostatni raz płakałem sześć lat temu, kiedy ojciec uświadomił mi, że to ja jestem odpowiedzialny za śmierć Isabelle.

- Wszystko?

- Tak - przerwałem.

- To czemu płaczesz? - Spytała siadając naprzeciwko mnie. Chodź nasze ciała nie stykały się ze sobą, to dobrze wiedziałem, że nie mogę mieć z nią tak bliskiego kontaktu.

Potrzebowałem chwili, aby ułożyć sobie w głowie moją odpowiedź.

- Tacy jak my Ruby, nie chcą być zbawieni. Nie ma dla nas leku, będziemy cierpieć aż prędzej, czy później zdecydujemy się to zakończyć - przytoczyłem lekko zmodyfikowane słowa z listu pożegnalnego mojej siostry.

Okaleczana dłoń została teraz objęta dwoma innymi. Jedna z nich wplotła się pomiędzy moje palce, a druga obejmowała nadgarstek, uniemożliwiając mi dalsze wbijanie paznokci.

Z ręki przekierowałem wzrok na dziewczynę, która już na mnie patrzyła skubiąc zębami dolną wargę. Nie spuszczając ze mnie swoich ciemno niebieskich tęczówek i nie puszczając mojej dłoni, przysunęła się bliżej przytulając mnie. Moje ciało nie spięło się na jej dotyk jak dawniej. Wystarczyło, aby ta drobna nastolatka objęła mnie swoimi ramionami, a naciskająca na mnie presja by zrobić sobie krzywdę rozpłynęła się w powietrzu.

Mogłem kochać tą dziewczynę i równocześnie jej nienawidzić. Ponieważ była dla mnie jak trucizna i jedyne na nią lekarstwo potrafiące mnie ocalić. Swoją obecnością sprawiała, że znów myślami wracałem do tamtych chwil, lecz potrafiła ochronić mnie przed wiążącym się z nimi ciężarem.

Była jak narkotyk, którego mogłeś zażyć raz, a on bezpowrotnie wprowadził cię w nałóg.

- Mogłabyś zasnąć tej nocy obok mnie?

Poczułem jak opierając się o moją klatkę piersiową porusza głową. Wypuściłem powietrze ustami, odczuwając ogromną ulgę.

Dzisiejszego wieczoru żadne z nas nie weszło pod prysznic zanim położyło się spać. Chwilę po mojej prośbie przeszliśmy na łóżko, kładąc się obok siebie.

We don't want to be savedWo Geschichten leben. Entdecke jetzt