Dwadzieścia trzy, dzień

6.8K 201 381
                                    

𝐋𝐮𝐤𝐞

- Ruby, nie żyję? - Powtórzyłem starając się zdusić w sobie chęć parsknięcia.

- Policja zakłada najgorsze, od jutra rozpoczną poszukiwania ciała.

Po drugiej stronie słyszałem donośny szloch Miriam, który trwał od początku mojej rozmowy z ojcem. Kobieta mamrotała pod nosem wypierając przekazane przez niego wieści, równocześnie krztusząc się własnymi łzami.

Nie płacz Miriam, twoja zdzirowata córka ma się dobrze.

Kobieta, która was wtedy widziała nie żyję - powiedział, a ja odetchnąłem z ulgą.- Ktoś najprawdopodobniej udusił ją, gdy spała.

- O mój Boże - wydukałem z udawanym zaskoczeniem i zmartwieniem.

- Synu. Wiem, że to nieodpowiednia chwila do proszenia o takie rzeczy, lecz czy mógłbyś zostać tutaj jeszcze przez tydzień? - Zapytał troskliwie, nie wiedząc, że czas, który mi dał działa tylko na moją korzyść. Znowu uszło mi płazem.- Tak bardzo cię przepraszam, nie powinieneś być sam. Właśnie dowiedziałeś się o śmierci siostry... Przepraszam, że nie mogę zapewnić ci wsparcia, kiedy najbardziej go potrzebujesz.

- Jesteście stuprocentowo pewni, że ona nie żyję?

- Tak, nie przetrwałaby prawie dwóch miesięcy sama - potwierdził łamiącym się głosem.- Nie wyobrażam sobie jaki to musi być dla ciebie cios... Widziałeś ją jako ostatni - zaczynał płakać.- Luke, proszę nie obwiniaj się.

- Tato nie płacz, to nie jest niczyja wina. Ty też nie możesz czuć się za to odpowiedzialny.

Mój telefon zawibrował, a kiedy odblokowałem wyświetlacz moim oczom ukazała się zadowalająca wiadomość.

Nieznany numer: Zamówienie zrealizowane.

Zaraz po odczytaniu tej wiadomości jak za dotknięciem magicznej różdżki na urządzenie zaczęły przychodzić powiadomienia związane z tym incydentem.

Przyczyniłem się do śmierci człowieka, uświadomiłem sobie to dopiero teraz. Płacąc za swoje zamówienie, dobrze wiedziałem co robię i jakie może mieć to konsekwencje. Ale myśl, że ta kobieta umrze dzięki mnie była w pewnym sensie zamglona. A teraz, gdy całe miasto mówiło o jej śmierci poczułem dziwną ulgę wymieszaną z satysfakcją. Wcale nie miałem wyrzutów sumienia, tak jak podejrzewałem. Wystarczająco uargumentowałem sobie mój czyn mówiąc, że zrobiłem co musiałem zrobić.

Poza tym i tak nie pozostało jej za wiele życia. Zdechłaby prędzej, czy później. Można powiedzieć, że wyświadczyłem jej przysługę.

- Dobrze? - Ojciec przypomniał mi o swojej obecności, oczekując potwierdzenia na pytanie, którego nie dosłyszałem.

- Hm?

Nie zwróciłem uwagi jak powtarzał zadane mi wcześniej pytanie, ponieważ dostałem kolejną wiadomość.

Nieznany numer: Jest coś jeszcze

Do wiadomości został dołączony link z nawigacją prowadzącą do dwóch opuszczonych budynków.

- Luke? Jesteś tam?

- Tak - odpowiedziałem rozkojarzony. Miałem ochotę siarczyście przekląć, iż ton jakiego użyłem do odpowiedzi brzmiał wręcz opryskliwie. Przez co wyszedłem z roli pogrążonego w żałobie brata.- Przepraszam - dodałem o wiele łagodniej.- Muszę poukładać sobie to wszystko w głowie, zadzwonię jutro.

We don't want to be savedOù les histoires vivent. Découvrez maintenant