Dwadzieścia jeden, nagrobek Isabelle

8K 239 488
                                    

𝐍𝐚𝐭𝐞

- Zajmiesz się Lily? - Spytałem Ruby, stojąc przed gabinetem ojca. Dziewczyna w odpowiedzi przytaknęła głową.

- Pokażesz mi swoje zabawki? - Zagaiła moją siostrę, a ta szybko podjęła temat prowadząc szatynkę do swojego pokoju.

Nie dowierzałem, że ojciec chciał ze mną porozmawiać. Przypuszczałem, że to ja będę musiał ubiegać się o rozmowę. Nigdy, nawet podczas największego rozmyślania o czekającej mnie z nim wymianie zdań nie sądziłbym, że to on wyjdzie z jej inicjatywą.

Nie zapukałem przed wejściem do gabinetu. To on domagał się mojej obecności, dlatego nie czułem się do tego zobowiązany.

Otwierając drzwi gabinetu doświadczyłem dziwnego przebłysku wydarzeń z przeszłości. Ostatni raz byłem tutaj w dniu swoich piętnastych urodzin. Wtedy ojciec poniekąd wyjaśnił mi powód odrazy jaką mnie darzył. Mówiąc, że to ja jestem odpowiedzialny za śmierć Isabelle.

Nazywał piętnastoletniego chłopca mordercą.

Kiedy pięć lat temu opuściłem to pomieszczenie moje życie bezpowrotnie się zmieniło. Oddając swój pierwszy raz dużo starszej przyjaciółce mojej siostry, rzuciłem zapaloną zapałkę w stóg siana pozwalając ogniu pochłonąć mnie całego. Za każdym razem, gdy przypominałem sobie w jaki sposób spędziłem tamten rok, próbując na różne sposoby zabić wyrzuty sumienia, to odraza jaką siebie darzyłem znacznie się powiększała.

Dzięki siedzącemu w czerwonym skórzanym fotelu, zaledwie kilka stóp ode mnie mężczyźnie, przestałem w jakikolwiek sposób celebrować swoje urodziny. Ponieważ przywoływały one niechciane wspomnienia o tamtym dniu. Dniu, w którym wewnętrznie umarłem, choć moje serce nadal biło.

Usiądź - powiedział wskazując na krzesło po drugiej stronie biurka. Niechętnie dostosowując się do jego polecania zająłem wskazywane miejsce.- Powiedz mi, czy zdajesz sobie sprawę w jak wielkie szambo się wrobiłeś?

Otworzyłem usta, aby powiedzieć, że wiem. Bardzo dobrze wiedziałem, że narażam swoje dotychczasowe życie chcąc pomóc Ruby. I tego nie żałowałem.

- Jeżeli ktoś się dowie, że członek mojej rodziny chowa tą wariatkę u siebie w domu... - Wtrącił zanim zdążyłem odpowiedzieć.

Słysząc w jak obraźliwy sposób wyraził się na jej temat miałem ochotę zabrać leżący na stole zatemperowany ołówek i wbić mu go prosto w tchawicę.

Ten skurwysyn nie miał prawa nawet wymawiać jej imienia. Nie zasługiwał na to. Nie wiedział przez co przeszła, nie miał pojęcia o tylu rzeczach. Znał jedynie Ruby wykreowaną przez media. Taką, która została uznana za wariatkę, a nie wrażliwą dziewczynę skrzywdzoną przez życie do tego stopnia, że próbowała je zakończyć.

- Przez szesnaście lat mojego życia traktowałeś mnie jak psa. Co cię skłoniło do tego, żeby teraz nazywać mnie członkiem twojej rodziny?

- Nie ukrywaj, że nie wiesz, dlaczego cię tak traktowałem.

- Miałem cztery lata...

- I zamordowałeś własną siostrę! - Wykrzyczał tak głośno, że zapewne wszystkie osoby przebywające w domu go usłyszały.

- Miałem cztery lata! - Powtórzyłem, odpowiadając mu tym samym.

- Wiek nie ma tu nic do rzeczy. Gdyby nie ty...

- Wezwałeś mnie na rozmowę, żeby się wyżyć? Jak masz problemy z wyładowywaniem emocji to zapisz się na siłownię, albo do, kurwa, psychologa!

- Wiesz co cię czeka, jeżeli ktoś się dowie? - Nie krzyczał. Za to zmienił swój głos, brzmiąc teraz jak surowy rodzic dający swojemu dziecku reprymendę.- A co jak ta dziewczyna nagada, że ją przetrzymywałeś chcąc chronić własne cztery litery? Ciążą na niej poważne zarzuty. Może nie jesteś synem jakiego zawsze chciałem mieć, ale nie pozwolę byś skończył w więzieniu przez jakąś gówniarę!

We don't want to be savedWhere stories live. Discover now