Rozdział 26 Zasadzka

14.4K 729 47
                                    


Bracia uważali, że w biurze na razie będziemy bezpieczni, ponieważ nie odważą się zaatakować miejsca, gdzie pracują również śmiertelnicy. Czyli tylko to mnie ratuje. Szczerze mówiąc nie wiem czy to mnie jakoś bardzo pociesza.

Mężczyźni opuścili na chwilę pomieszczenie zostawiając mnie samą, a w tym czasie przyszedł do mnie kolejny SMS z nieznanego numeru.

,,Ostrzeż ich. Czekają na Was na dole"

Skąd ten ktoś wie takie rzeczy. Hm...wychodzi na to, że nas obserwuje, ale dlaczego i jak długo już to trwa.

Chłopaki wrócili do gabinetu.

-Masz ochotę na małe wakacje? - jako pierwszy głos zabrał Nick

-O czym ty mówisz? - spojrzałam na niego ze zdziwieniem

-Musimy zniknąć, dlatego co wybierasz Kuba, Dominikana, Karaiby czy może preferujesz Europę, a tam Włochy bądź Paryż?

-Zwariowałeś?!

-Ja proponowałem Brazylię lub Meksyk, ale Nick stwierdził, że to byłby dla ciebie zbyt duży szok kulturowy - wtrącił się Josh

-Jak chcecie zorganizować taką ucieczkę w kilka minut i dlaczego musimy uciekać tak daleko?

-Wszystko jest już gotowe, piloci tylko czekają na informację dokąd będziemy podróżować, ale skoro nie możesz się zdecydować to może Karaiby - puścił mi oczko i zaczął do kogoś dzwonić

-Karaiby brzmią świetnie, nie sądzisz? - Josh objął mnie ramieniem i posłał szczery uśmiech

Nie byłam w stanie mu nic odpowiedzieć, dlatego pokiwałam tylko zamyślona z aprobatą. I wtedy mi się przypomniało o wiadomości.

-Nie uciekniemy, czekają na nas na dole - wyrwałam się z zamyślenia

-Skąd wiesz? - spojrzeli na mnie podejrzliwie, a ja wtedy zdałam sobie sprawę jaki błąd popełniła. Przecież powinnam powiedzieć to w inny sposób

-Intuicja? - wydukałam niepewnie pod nosem

-No przecież! Jak ja bym mógł wątpić w kobiecą intuicję - Nick rzucił złośliwą uwagę w moją stronę, już miałam coś powiedzieć, ale zakrył mi usta

-Nic już nie mów. Porozmawiamy sobie potem - tak spokojnie to powiedział, że aż przeczuwam małe kłopoty

Brunet zadzwonił do kogoś, aby potwierdzić wiarygodność moich słów. Jak się okazało na dole przed firmą naprawdę czekał już na nas komitet powitalny.

Dlatego Nick wpadł na pomysł, że Josh wyprowadzi mnie drugim wyjściem, a on w tym czasie wyjdzie głównym wyjściem i spotka się z naszymi gośćmi. Nie byłam przekonana do tego pomysłu, ale przecież wampiry nie chciały słuchać co mam im do powiedzenia i jak zawsze podjęli decyzję sami. Zgodziłam się niechętnie bo nie miałam innego wyboru, ale miałam złe przeczucia.

Zjechaliśmy windą na sam parter i przeszliśmy do wykonywania naszego planu.

Nick wyszedł do nich, aby kupić nam trochę czasu. Lecz wampiry momentalnie się na niego rzuciły. A skoro wszystko działo się na oczach śmiertelników, chłopak nie mógł użyć swoich mocy. Musiał się poddać. Mieliśmy już uciekać z Joshem, gdy rzuciło nam się w oczy ich dziwne zachowanie. Wtedy do nas dotarło, że mogą próbować go zabić, a żadne z nas tego nie chciało. Dlatego szatyn ruszył bratu na pomoc, a ja miałam tutaj zostać i czekać na niego.

Niestety okazało się, że był to tylko podstęp mający na celu wywabić Josha z ukrycia. A kiedy tak się stało jego również zaatakowali. Bracia znaleźli się w potrzasku.

Zostali porwani, a ja byłam zdana tylko na siebie.

Chciałam zainterweniować, ale dostałam wiadomość od tego samego nieznanego numeru.

,,Nie możesz im pomóc. Nie teraz. Uciekaj. Nie zabiją ich, a przynajmniej do czasu osiągnięcia celu"

Nie wiedziałam jak postąpić, ale w ostateczności nie wiedzieć czemu zaufałam nieznajomemu. Pozwoliłam, żeby zabrali bracia, a sama poczekałam, aż odjadą. Po czym zabrałam samochód Nicka i odjechałam z pod firmy.

SMS nieznajomego kierowały mnie.

,,Opuść miasto. Niedaleko jest las. Jedź leśną drogą, na jej końcu jest mały dom. Wejdź tam i czekaj"

Zapadał zmrok, a ja jechałam sama ciemnym lasem do podejrzanego domu w nie najlepszym stanie.

Do tej pory nie wiem, dlaczego zaufałam temu nieznajomemu. Przecież tej osobie też może zależeć na przykład na moim porwaniu, a swoją pomocą próbuje uśpić moją podświadomość i wkupić się w moje łaski. By potem łatwiej było mu wykonać swój plan. Mimo wszystko moja intuicja podpowiadała mi, że mogę ufać tej osobie. Niedorzeczne, ale niestety prawdziwe. Ciężko mi wyjaśnić, dlaczego tak postąpiłam. Po prostu tak czułam i postanowiłam iść za tym głosem.

Zatrzymałam się przed małym drewnianym domkiem. Wysiadłam ostrożnie z samochodu i powoli ruszyłam w stronę budynku. Oświetlałam sobie trochę drogę telefonem, ale nie dawało to za wiele, ponieważ w dalszym ciągu praktycznie nic nie widziałam.

Weszłam do środka. Dom był w opłakanym stanie. W tym momencie pomyślałam, że jednak zostałam oszukana i nic mnie już nie uratuje. W środku prócz kilku kuchennych mebli, kanapy, dwóch foteli i starego kominka nie było nic.

,,Jesteś bezpieczna, zaczekaj tu do rana"

O godzinie 23.15 w środku starej rudery. Po środku ciemnego lasu, obserwowana przez nieznajomą osobę. Jestem bezpieczna, a to dobre sobie. To zbyt absurdalnie brzmi, aby mogło być prawdziwe. Chociaż bardziej chyba martwię się o braci niż o siebie. Wiem, że są wampirami w dodatku dość potężnymi, ale zostali w to wplątani przeze mnie i źle się z tym czuję. Dlatego muszę im jakoś pomóc. Nie dopuszczę do tego by z mojego powodu zginęli.

Skradziona wolnośćWhere stories live. Discover now