Rozdział 45 Sen

11.9K 668 25
                                    


A TERAZ PRZENIESIEMY SIĘ DO SNU LARISSY

Kiedy otworzyłam oczy dostrzegłam, że leżę w łóżku. W pokoju panuje pół mrok. Ogryzek świeci stara się rozświetlić ponury pokój, ale niestety płomyk jest zbyt mały. W drzwiach stoi jakiś mężczyzna i mi się przygląda. Po chwili dołącza do niego kobieta w średnim wieku. Gdzieś pomiędzy nimi przeciska się mały chłopiec, ale oni go odsuwają. Za wszelką cenę stara się wejść do pomieszczenia, lecz dorośli skrupulatnie mu to uniemożliwiają. Aż w końcu wypychają chłopca za drzwi, które zamykają. Pod chodzą do łóżka, w którym leżę i coś do siebie szepczą. Staram się podnieść, ale to na nic. Nie mam siły nawet podnieść się na łokciach. W końcu się do mnie odzywają.

-Powinnaś zginąć tam razem ze swoim bękartem i potworem, któremu się oddałaś - przemówiła do mnie kobieta

Nie wiem jak zareagować, więc na razie się nie odzywam.

-Takie nierządnice jak ty zasługują na śmierć - odzywa się ozięble mężczyzna

-Gdzie jestem i kim jesteście, że tak mówicie? - pytam lekko już poddenerwowana ich słowami

-Nasz syn znalazł cię na drodze. Powinnaś mu dziękować, że jeszcze żyjesz. My nigdy byśmy ci nie pomogli

-Prędzej dobili - mamrocze pod nosem

-Hańbisz tylko mieszkańców naszej wioski. Myślisz, że kim jesteś?! Wynoś się z naszego domu! Wracaj sobie do tych potworów i wynoś się z naszej wioski! Tutaj nie ma miejsca dla takich jak ty! - kobieta zrzuciła ze mnie nakrycie, złapała za rękę i mocno pociągła do siebie

Nie miałam siły ustać. Upadłam. Staram się podnieść. Wtedy zauważam, że moje ubranie jest całe zakrwawione oraz bardzo boli mnie podbrzusze. Przypomniałam sobie, że przecież niedawno urodziłam dziecko. Więc dlatego dokucza mi ból i nie mogę się sprawnie poruszać. Jakoś ledwo udało mi się podnieść. Zgięta w pół dotarłam do wyjścia. Po drodze spotkałam chłopca, który mnie ocalił. Podziękowałam mu i opuściłam dom.

Nie chciałam iść główną drogą, a więc szłam bocznymi drogami. Przewracałam się. Byłam słaba, ale musiałam wrócić do domu. Do synka. 

Ludzie patrzyli się na mnie, wytykali palcami, szydzili, a dzieci rzucały we mnie wszystkim co akurat mieli pod ręką. Jednakże nie uroniłam ani jednej łzy. Przypomniały mi się słowa mojego ukochanego, które często mi powtarzał. ,,Nie musisz być silna, ale nie okazuj tego przed innymi. Niech nie wiedzą, że można Cię zranić''. Tylko dzięki temu udało mi się dotrzeć do domu. Nie wiedziałam, gdzie jest Luis. W domu panował okropny bałagan. Usłyszałam płacz Valentina. Pobiegłam najszybciej jak mogłam do jego pokoju. Po domu kręciła się trójka obcych mężczyzn, wampirów. Chciałam wynieść małego z domu. Wzięłam go na ręce i modliłam się, aby teraz nie zapłakał. Zakrywałam delikatnie jego buźkę, by nie wydał z siebie żadnego dźwięku, ponieważ wtedy na pewno nas znajdą. Prawie mi się udało, ale przy samym wyjściu upadłam na kolana. Byłam coraz słabsza, rana krwawiła, a ja już ledwo szłam. Przed oczyma robiło mi się ciemno,  lecz próbowałam. Jednakże kiedy ja przyklęknęłam ręka zsunęła mi się z usta malucha, a on wtedy zapłakał. Starałam się ratować sytuację, uspokajałam go, ale kiedy byłam już przy wyjściu. Jeden z nich stanął przede mną. Zabrał mi Valentina, a mnie popchnął. Ponownie upadłam, nie mogłam się podnieść. Zresztą trzeci z nich mi to utrudniał. Trzymał mnie i zmusił bym patrzyła jak zabijają moje dziecko. Wbili sztylet w jego małe serduszko i upuścili go na podłogę jak lalkę. Na odchodne powiedzieli mi ,,Jesteś winna jego śmierć. Darujemy ci życie bo i tak sama to zakończysz''. Kiedy opuścili dom, doczołgałam się jakoś ostatkiem sił do mojego martwego już synka. Wzięłam go w ramiona, mocno przytuliłam i rozpłakałam się. Przepraszałam go i zaklinałam się, że jestem taka słaba. Kilka godzin później zjawił się Luis. Gdy zobaczył co wydarzyło się pod jego nieobecność. Zamarł, uklęknął nad małym i widziałam jak uronił jedną łzę. Powiedział również, że tak tego nie zostawi i przeprasza mnie, że go nie było. Objął mnie mocno. Po raz kolejny ukrył moje łzy. Następnie dał mi jakiś napój do wypicia i dodał, że po tym poczuję się lepiej. Kiedy to wypiłam zaczęłam się robić śpiąca. Czułam jak bierze mnie na ręce, a potem nic już nie pamiętałam. Gdy się obudziłam na drugi dzień, dowiedziałam się, że pochował małego. Nie chciałbym przy tym była, ponieważ serce by mi pękło jeszcze bardziej.

Po chwili w moim śnie nastąpił przeskok.

Teraz siedziałam nad grobem synka i płakałam. Luis był bezradny w tej sytuacji. Gdy wracałam do domu z cmentarza, on kazał mi pić dziwne napoje. Nie wiedziałam co mi podaje, ale ufałam mu, dlatego je piłam. 

Kolejny przebłysk w śnie.

Tym razem lina zawieszona przede mną i ja. Powiesiłam się. Widziałam we śnie jak się wieszam i późniejszą rozpacz mojego ukochanego. Tak bardzo chciałam go dotknąć i prosić o wybaczenie, ale on mnie nie widział. Byłam tylko duchem. Złamałam mu serce.

Nagle sen się urwał i obudziłam się.

Obudziłam się z krzykiem. Do pokoju przybiegli Nick z Joshem, ale ja nie mogłam teraz zwrócić na nich uwagi. Musiałam to potwierdzić. Czy ten sen to prawda. Dlatego złapałam szybko za telefon. Spytałam Luisa w SMSie czy to naprawdę się wydarzyło.

Dostałam od niego odpowiedź ,,Tak"

Rozpłakałam się. Nick mnie przytulał, a ja po prostu płakałam.

Nie dociekali z jakiego powodu ronię łzy. Zostali przy mnie do rana.

Skradziona wolnośćWhere stories live. Discover now