Nowa podróż, stare kłopoty

18 7 6
                                    

Kiedy Agon opuszczał pałacyk markiza Van De Urnila z młodocianym kandydatem, na jakiego grabarza narzucił naczelnikowi Urnil, było jeszcze ciemno. — Blade światło księżyca przebijało się przez nieco rzadsze niż wczoraj chmury.


 Markiz uważnie śledził wzrokiem, jak zaprzyjaźniony grabarz znika w rzednącym mroku, posępnego miasta. Gdy tylko stracił ich z oczu, oparł się o futrynę drzwi i odetchnął, jakby z ulgą. – Panie, wszystko w porządku? – zapytał jeden ze strażników. Markiz podniósł rękę.

 – Tak, wracaj na miejsce. – nakazał sucho i wbił wzrok w posadzkę. 

Urnil z mozołem wrócił do swojego dworku, już nieco spokojniej zabrał się za przygotowania do wypoczynku. Usiadł na swoim miękkim łożu, a jego wzrok utkwił w oknie osadzonym na północ. Powiedział naczelnikowi grabarzy, że nie dalej, niż za trzy godziny powinien wybierać się w kolejną podróż. Markiz miał świadomość, że jego już nie najmłodsze ciało może nie przetrzymać tak szybkiego powrotu na szlak. W dodatku tym razem miał jechać sam w przeciwną stronę niż zazwyczaj.
– Potrzebne mi to było...- mruknął do siebie – Mogę tu nawet zostać na śmierć, aby już się nie forsować i nie męczyć dłużej. – stęknął żałośnie pod nosem – Aura okrutnego i poważanego szlachcica uleciały z niego jak spłoszony motyl z kwiatu. Skrył twarz w dłoniach w akcie bezsilności, po czym pokręcił głową, jakby chciał sam sobie zaprzeczyć, iż nie jest tak bezsilny, jak się wydaje. Zapewne gdzieś w kościach czół, że coś, czy może raczej Ktoś, będzie podążał za jego śladem...

Markiz Van De Urnil opuścił Czarne miasto cichaczem w pojedynkę, trzy godziny po zmierzchu. Kiedy przekroczył główną bramę, a metropolia zniknęło mu za plecami, spowite szarawą mgłą. Zatrzymał konia i wyjął spod pazuchy klatkę, w jakiej znajdował się kruk. – Wyciągając ptaka z klatki, złapał go oburącz, po czym spojrzał padlinożercy głęboko w ciemne, pozbawione litości i wyrazu oczy, następnie zaczął mruczeć jakąś rymowankę. Tęczówki markiza zaświeciły się na jaskrawą zieleń. Z ust nekromantyckiego arystokraty wydobyła się mgiełka w podobnym kolorze. – Kruk począł się rzucać nerwowo, a także krakać. Biedne stworzenie, ledwie wydobywało swój majestatyczny głos, oznajmiający wielu istotom, że właśnie padł ich pobratymiec. Nie tylko kruk zaczął się dziwnie zachowywać, również dostojny gniadosz Urnila, gwałtownie podrygiwał, stępując w miejscu oraz rżąc w oznace paniki. – Kiedy markiz skończył swoją rymowankę, zdawało się, że ciało czarnego ptaka przenika ta dziwna, sino zielona mgiełka, jaka wydobywała się podczas całej rymowanki. Urnil wyprostował się w siodle, patrząc władczo na ptaka, jego oczy nie zmieniły barwy. Przez chwilę nieruchomy ptak przekręcił łeb w stronę markiza.


 – Teraz, leć na granicę i przeczesuj cały jej teren. Jak dowiesz się, że ktoś mnie szuka, natychmiast do mnie wracaj. – Rozkazał zachrypniętym głosem. Po chwili wyrzucił ptaka z rąk, a ten, jak zaklęty, obrał prosty kierunek ku północy, a markiz na południe w stronę Gór lodu. 

Wysoko postawiony szlachcic nie mylił się, że ktoś będzie go ścigał, jednakże nie miało to nastąpić w tym czasie. Nie mógł przed sobą ukryć i jego serce i nieprzeciętnie czysty, bystry umysł spowił żal, za to, że ściągnął na swojego przyjaciela oraz podwładnych naczelnika poważne kłopoty. Wtem ku swemu zdziwieniu, uśmiechnął się.

* * *

– No cóż, kto jak, kto, ale grabarz... ze wszystkim sobie poradzi. – stwierdził do siebie. I ruszając konia, przywołał wspomnienia, jak to poznał się z Agonem, wówczas młodym, prężnym pomagierem cmentarnym, jaki przywlekał mu zwłoki do badań i wszelakiej maści eksperymentów. To, z czym musiał mierzyć się później jako grabarz, a teraz jako naczelnik to wyzwanie, z którym nie jeden rycerz by sobie nie poradził. – Te myśli uspokoiły znacznie markiza na długi czas.


 Markiz miał się czego obawiać, zadarł z niewłaściwymi istotami, by ratować inne. Teraz jedne co pozostało dumnemu szlachcicowi, to schowanie dumy do kieszeni i ucieczka, na tereny błogosławionych. 

Nikt ani NIC z tych istot, na których zlecenie działał, nie zapewniał mu ochrony, co znacznie utrudniało zadanie. Z drugiej zaś strony, spełnił już swoje zadanie. Nie był już im do niczego potrzebny... 

Urnil, jednak nie miał o niczym pojęcia i jedyne, co mógł zrobić, to mieć nadzieję, że jego kruczy posłaniec znajdzie Tego, od którego zadanie przyjął, a On sam, przeżyje do Tego czasu. Tak samo, jak Virst...


______________
Urnil  - to przerobione imię archanioła Uriela (warto zapamiętać na przyszłość) w i w niektórych wierzeniach jeden z siedmiu . Jest dobrze znany w tradycji i w katolicyzmie ludowym. W jest uznawany za czwartego archanioła, czasem za świętego. Jest dobrze znany w europejskiej średniowiecznej literaturze .

Atrybuty

książka, zwój, , dysk słońca, ogień w dłoni

Patron

misjonarze, pisarze, naukowcy, poezja, sztuka, środowisko naturalne, ekolodzy, , piątek

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now