Niespodziewana wizyta

20 7 9
                                    


W kwaterze zakopywaczy trupów Naczelnik Grabarzy Czarnego miasta został obudzony przez Kabę.

 – O co chodzi? – zapytał, zaspany, stojąc w drzwiach.
– Przybył Nekromantkami Lord. Twierdzi, że chce się widzieć z tobą i Mistrzem grabarskim – oznajmił. Te słowa rozbudziły Agona lepiej niż kąpiel w lodowatej wodzie, naczelnik zacisnął zęby.
– Trzeba mu wszystko wyjaśnić – stwierdził i spojrzał z błyskiem oku sprytnej starej łasicy – Silny jest? 

Jakakolwiek chęć Agona, do wykiwania w jakikolwiek sposób Nekromanty została zniszczona przez lekki uśmiech Kaby pojawiający się na moment.

– Niestety, wychodzi na to, że to wysłannik samego Zetharixa. Nie wyminiemy go 
– czyli trzeba, będzie mu wszystko wyjaśnić – powtórzył z przykrym westchnieniem Agon.
– Na to wychodzi – potwierdził grabarz. 

Naczelnik zamknął drzwi przed nosem podopiecznego, by za chwilę pojawić się w mundurze grabarza, przepasany wyjątkowo szarfą o krańcach i wyszywanych wzorach w purpurowym kolorze.
– Idziemy? – zapytał Kaba. Naczelnik myślał chwilę, po czym, przymykając powieki, skinął głową z ciężkim westchnieniem.
– Idziemy – potwierdził.

 W salonie Simon rozprawiał z wykwintnym gościem o sprawach polityki w prowincji oraz frakcji. – Niewiele mogę powiedzieć o sprawach polityki frakcyjnej – mówił Nekromanta – a, na temat polityki prowadzonej w naszej prowincji, mogę powiedzieć jedynie to, że najbliższe lata spędzimy w kryzysie – westchnął przygnębiony Lord Ivrinus.
Albowiem dla niego jako Nekromanty, kryzys oznaczał, że aby umocnić swoją pozycję i poprawić umiejętności, będzie musiał zacząć podróżować po całej prowincji, a był dość leniwym Nekromantą, który wolał przeprowadzać eksperymenty, a nie tłuc się i wojować. Bowiem nie nęciły go skarby, a sama walka z czymś, co sam nawykł nazywać " Zdradzieckimi służalcami „, przyprawiała Nekromantę co najmniej o ból głowy.

 – To powinieneś się Panie cieszyć, czyż nie? Będziesz wszak mógł oderwać się od monotonni codziennego widoku ścian swego domostwa, czyż nie? – zapytał Simon.
Lord spojrzał na niego tak, jakby chciał powiedzieć „, Ale Ja lubię tę monotonnie i w niczym mi ona nie przeszkadza", jednak z zielonych oczu nie udało się Simonowi nic wyczytać.

 – Nie przepadam za rozbijaniem band tych ruchawych trupów – odpowiedział zmęczonym głosem – nieumarli służą, takim jak Ja, My ich tworzymy, więc to, co hasa sobie bez smyczy Pana po frakcji to Zdradzieckie służalce. Z całym szacunkiem, ale gdybym to mnie w jakiś sposób pociągało, zostałbym grabarzem – przyznał, a w jego głosie rozbrzmiała kpina.
– Ciekawe masz podejście Panie – stwierdził nieco zakłopotany Simon. 

– Cóż, sprowadza, Nekromantyckiego Lorda w Nasze skromne progi? – zapytał nieoczekiwanie Agon, kiedy przeszedł przez salon i stanął przed swoim gościem. Ivrinus wstał z grzeczności. 

– Pan tu jest naczelnikiem, mam racje? – zapytał Nekromanta.
– Zgadza się, w czym możemy pomóc? – odpowiedział pytaniem Agon, nakazując gestem dłoni, aby gość usiadł – czyżby coś się działo na pańskim prywatnym cmentarzu? – zapytał naczelnik, trochę, drwiąc z Ivrinusa. 

– Nie u mnie wszystko w porządku, dziękuję za troskę – odparł, Lord, nie dając się naciągnąć na grę słowną oraz wymianę docinek – jako iż, jesteś Naczelnym grabarzem to też zapewne i jesteś mistrzem cechu w tych stronach. 

– Skąd takie przypuszczenia? – zapytał żywo, Agon, splatając dłonie ze sobą, po czym wsparł na nich głowę – wszak to, że ktoś piastuje wysokie stanowisko, nie oznacza od razu, że stoi najwyżej spośród wszystkich. Prawda... Ivrinusie? – zapytał, przechylając głowę i przyglądając się bacznie Nekromancie spod przymrużonych powiek. Na twarz naczelnika wypłynął cienki, lisi uśmiech świadczący o pewności siebie.

* * *

Kaplica, w której zagościli, była całkiem obszerna. Virst nie dziwił fakt, że wstępu do niej broniły kamienne drzwi. Był to często spotykany zabieg, w starszych budowlach, zwłaszcza tych przy cmentarnych. – Miało to na celu, zapobiec wszelakim kradzieżą oraz nie dopuścić by coś spod kaplic wyszło na zewnątrz.

Akurat ta kaplica, którą ma przyjemność zwiedzać grabarski czeladnik wraz z pełnoprawnym grabarzem kobietą, była pozbawiona podłogi, przez co od razu po wejściu zaczęli schodzić, w dół schodami.

 – Tylko nie spadnij, schody są stare i często wyszczerbione – powiedziała oschle Tasza.

 – Pewnie, a mogę, chociaż wiedzieć, na co, Najgorszego możemy się natknąć? – zapytał Virst. Kobieta stanęła parę stopni pod nim.

 – „Najgorszego"? - powtórzyła - Najgorszym co możesz Tu spotkać, jestem Ja – przyznała, uśmiechając się w diaboliczny sposób do siebie. – Jeśli przetrwasz moją próbę, uznam, że nadajesz się do tej fuchy. 

 Młodzieniec, którego miała za sobą, przełknął głośno ślinę, nie wiedząc, jak, ma należycie odebrać jej słowa.

 – Tylko mi tu nie panikuj – ostrzegła – skoro już za mną idziesz, zapomnij, że w ogóle istnieje droga powrotna jasne? – zapytała z groźbą, jedną ręką, obracając kosę i nie patrząc, nawet na nią przytknęła ostrze do karku Virsta, ścinając parę bladożółtych włosów. 

– Tak – powiedział posłusznie. 
- i tak ma być – przyznała kiwając głową, a gdy zabrała kosę, ruszyli dalej w głąb tej czarnej czeluści.


Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now