Upiorny cmentarz

18 7 26
                                    

Kaba wraz z Virstem minęli właśnie zniszczoną niższą furtę, za którą rozciągał się skryty mgłą cmentarz.


 – Trzymaj się blisko mnie – rozkazał, ostro i nie patrząc nawet w stronę czeladnika. Virst, skinąwszy, głową przyjrzał się zachowaniu starszego kolegi, który jak dotąd opanowany, zimny i surowy, teraz wydawał się spięty oraz niespokojny. – Jak coś usłyszysz albo zobaczysz, melduj mi. – Rzucił przez ramię do swojego młodego towarzysza. Virst ponownie kiwnął głową, po czym zaczął się uważnie rozglądać na boki i wpatrywać w mrok, tak intensywnie, jakby jego wzrok miał zdolność przenikania przez mgłę oraz gęstniejący mrok. Sprawdzono z https://ikorektor.pl

Z początku szli prostą drogą, rozwidlającą się co jakiś czas na dwie strony, prowadząc w kolejne alejki, zaniedbanych więc rozsypujących się kamiennych i marmurowych pomników, nagrobków czy grobowców. Między czeladnikiem a grabarzem panowała napięta cisza, a każdy z nich wyostrzał swoje zmysły, przesiewając naturalne hałasy lekko świszczącego wiatru, jaki zagłuszał echo ich kroków odbijające się od pobliskich nagrobków, na których napisy zostały zatarte przez mijający czas, trwając w zapomnieniu. Po kolejnych minutach patrolowania, monotonnego obrazu, gdzie jedynie zmieniały się na grobki z tych mniej zniszczonych na takie bardziej po uszkadzane.


– Ten cmentarz nie ma końca? – spytał przytłumionym głosem Virst, obawiając się nieco reakcji towarzysza, którego wyrwał ze skupienia na zadaniu. Musiał jednak zadać to pytanie, bowiem bywał na cmentarzach. Zwłaszcza na cmentarzu pod stolicą, gdzie mogiłę miał jego ojczym. I po takim czasie, nawet tak duży cmentarz, jak ten, na którym pochowano bliską mu osobę, skończyłby się.


– Ech... – westchnął, Kaba, rozluźniając się nieco i położył sobie rękę na głowie. – To nie jest zwykły cmentarz. – Przyznał poważnie grabarz. – Nie tylko, aura, jaka go otacza, jest inna, ale i budowa. 


Virst spojrzał na starszego kolegę z zaciekawieniem. – Posłuchaj mnie uważnie, bo nie będę powtarzał. – Powiedział poważnie. Co czeladnik potwierdził dźwiękiem „Yhm". – Z zewnątrz może i wygląda niepozornie, jak każdy inny zaniedbany oraz pozostawiony sam sobie kawałki ziemi, gdzie spoczywają w jakiejś mierze ci, którzy są umarli. – Przyznał. – Jednak jest to jeden z największych cmentarzy we frakcji. Dla tego nasze miasto zostało niemal doszczętnie wyludnione. Można to odkryć na dwa...- zastanowił się. – No trzy sposoby. Pierwszym jest... zostanie grabarzem...- Powiedziawszy to, zamilkł na moment, a jego wzrok utkwił w mroku, skupiając się na jakimś dla Virsta jeszcze niewidocznym punkcie w jednej z bocznych alejek.


Kaba ścisnął mocniej szpadel jedną dłonią, a drugą sięgnął po ramię czeladnika, przysuwając go boleśnie do siebie.


– Patrz – szepnął, wskazując jednym palcem w wypatrzony przez siebie punkt. Dopiero po chwili Virst spostrzegł, że to, czemu przypatrywał się Kaba to kulejąca i rzężąca poczwara człapiąca w ich stronę. – Oto, z czego nocą, musimy sprzątać cmentarz – powiedział, wbijając szpadel mocno w ziemię. – Bądź czujny. – poradził. – Skoro pojawił się tu jeden zombi, acz, zapewne zaraz zjawią się następne. – To, powiedziawszy, sprawnie wydobył swój miecz z pochwy, po czym ruszył pewnym krokiem na chodzącego trupa, jak ten tylko go wyczuł, przyśpieszył swoje człapanie. Grabarz zrobił zwinny unik, gdy tylko stwór zamachnął się jedyną, pozostałą mu ręką zakończoną ostrymi, wiedźmowatymi szponami. Przeszył gnijące zwłoki ostrzem sejmitara, w miejscu, gdzie ongiś były trzewia, a teraz jedyne, co tam było, to pusta skorupa ze skóry, w której gniazdo lęgowe zrobiły sobie trupożercze robaki. – Kaba wykonał szybki obrót, wyciągając miecz i jednocześnie oddzielił ledwie trzymającą się głowę, na paru żyłach oraz spróchniałym układzie kostnym karku, jednym sprawnym ruchem.

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now