Grabarski mistrz młota i magii

22 8 27
                                    

Cała noc grabarzowi w towarzystwie czeladnika, który nabierał powoli wprawy w pokonywaniu truposzy minęła dość szybko. – Kiedy ciężkie, ołowiane chmury zaczynały z wolną się rozjaśniać. Dla pracujących w pocie czoła grabarzy był to znak, aby zacząć wycofywać się z cmentarza.


 – Dobra, musimy przedostać się z powrotem do bramy – powiedział Kaba, odcinając głowę pełznącego w jego stronę, trupa pozbawionego dolnych partii ciała. Wyciągnął zakrwawiony szpadel, po czym wbił go obok swoich nóg. Czeladnik zwrócił twarz, w stronę towarzysza siedzącego na truchle chwilę temu ubitego nieszczęsnego stworzenia, znanego w tych okolicach jako Hienę cmentarną. – Było to stworzenie wielkości dobrze odchowanego mastifa, bowiem musiało borykać się z licznymi przeciwnikami, którzy żywili się tym samym co owa bestia. – Virst wyprostował się na słowa starszego kolegi, a nadgniłe, zielonkawe ciało zombiacza, uległo rozpadnięciu na trzy w miarę równe elementy. – Chłopak zwinął srebrną żyłkę i przytaknął Kabie kiwnięciem głowy.

Droga powrotna okazała się łatwiejsza do przebycia niż w poprzednim kierunku. – Virst stwierdził z nikłym zadowoleniem, że jego nos przywykł już do zapachu zgnilizny, trupiego fetoru oraz rozmokłej ziemi, w której mieszały się resztki szczątek i gęsta krew. Pocieszył się jednak faktem, iż wróciła mu dawna sprawność w biegłości stosowania żelaznej żyłki w walce. Wyprostował przed sobą, zakrwawioną, ubrudzoną oraz pokaleczoną dłoń na placach i spojrzał na zwiniętą żyłkę. 


– Czemu właściwie to robimy? – Spytał, nie odrywając wzroku od swojej broni, z jakiej skapywała ropa z otwartych ran i szpik kostny, jaki cały układ kostny u niektórych trupów (w zależności od badań, jakim go poddawano), był strasznie rozmiękczony, po wielu latach narażenia na zimno i wodę przy zetknięciu z błogosławieństwem, Marau – Boga, a zarazem patrona grabarzy, stawały się niemal cieczą po to, by raz na zawsze powstałe z grobów ciała nieszczęśników zostały zlikwidowane, aby nigdy więcej nie powracać do tego świata.

– A powiedz mi młody, dlaczego istnieją myśliwi albo łowcy? – odpowiedział pytaniem Kaba.


 – No, żeby, nie było nadwyżki jakiegoś gatunku bądź, aby żaden z nich nie zaczął być zagrożeniem dla stworzeń, „panujących" – odpowiedział młodzieniec.

 – Właśnie! – ucieszył się Kaba – grabarze pełnią tę samą funkcję, z tym wyjątkiem, że na ograniczonej przestrzeni. Czyli na pod zamkowych cmentarzach, takich jak ten. Dbamy o to, by nie było w takich miejscach nadwyżki...- przerwał, szukając odpowiednich słów na dokończenie swojej wypowiedzi – nieudanych eksperymentów bądź ich skutków ubocznych, jakie są nieuniknione, kiedy bierze się za nie nekromanta. 

– Jednak nasza frakcja jest naturalnym środowiskiem nieumarłych. – zauważył Virst. 

– Tak, ale Panujący mogliby sobie nie dawać rady, gdyby było za wiele żwawych trupów. – przyznał Kaba. Widząc już zarys płotu i furty, odetchnął z ulgą.

 – Jesteśmy szybciej niż ta panienka z wczoraj – zauważył kolejny fakt młody czeladnik.

– Bo nie zapuszczaliśmy się tak daleko, jak Tasza. A wiesz mi, Ona lubi szaleć na cmentarzu i jest w stanie zapuścić się niemal na jego skraj, goniąc kota trupą – powiedział – poza tym, Ghast, jakiego pokonałeś jako pierwszego przeciwnika, narobił tyle rabanu, że chyba wszystko ściągnęło do nas z całej okolicy i ju... dzisiejszej nocy nie będziesz miał co robić. 


– Dziś też idę?! – krzyknął ze zdziwienia Virst, za co grabarz skarcił go dość mocnym pacnięciem w potylicę. 

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now