Podróż z wężowcem

21 6 7
                                    

Bóstwo śmierci wężowców zjawiło się ponownie przed Virstem.

-Mogę Ci s-ss, pomóc, jeżeli chodzi o odlezienie własnego powołania. -Zasyczał.

-Niby jak ? -Spytał trochę znużony już tym wszystkim czeladnik.

-Przez podróż astralną, kiedy zaśniesz. -Powiedział.

-Aa, tam. -Machnął na to wszystko blondyn. -Czym mam być to będę. -Odparł. -Skoro już raz zniknąłeś, uczyń to ponownie.

Wężowiec cofnął się z oburzenia i zdumienia jednocześnie.

-Jak to ? Nie chcesz, dowiedzieć się czemu posłano Cię na grabarza ? Ani dlaczego, ktoś tak nie pozorny, jest obiektem poważnych sporów, o których nawet w panteonie Bogów rozmawiają.

-Ah tak, bogowie o mnie rozprawiają, a Mnie skręcają kiszki z głodu. -Powiedział, nie mając ochoty na dalszą dyskusję.

-I tak, wprowadzę Cię w trans, Tak zostało postanowione. -Oznajmił wężowiec, rozpływając się w mroku.

Virst nie mógł pojąć znaczenia słów śmierci, z racji coraz bardziej odczuwalnego głodu oraz pragnienia, postanowił pójść za jego radą i zasnąć, nie chcąc już myśleć o Tym, kiedy i czy w ogóle, Tasza sobie o nim przypomni.

Kiedy jego ciało odpoczywało, duchem znalazł się w najmniej oczekiwanym miejscu. Znał je, ale jedynie z wizji, które nawiedzały go podczas pierwszych ceremonii, kiedy to Agon udzielał błogosławieństwa wyruszającym w teren grabarzom.

Rozejrzał się po tym przerażającym, zalanym krwią miejscu bez śladu większej paniki. Gdy uniósł głowę, spostrzegł, że patrzy na niebo, takie jak w świecie realnym, z tym że było, głębokiej czerwonej barwy, którą przyciemniały sunące małe i czarne jak smoła obłoki. Kiedy opuścił głowę, spojrzał przed siebie, dostrzegł wówczas, że ponad paroma suchymi drzewami, na których konarach dyndały wisielce, wznosi się potężny upiorny zamek, o ostro zakończonych dachach wierz. Chłopak, brodząc niemal po kolana w karmazynowej cieczy, usłyszał niezrozumiałe mu słowa, które jakby odbijały się echem w jego cielesnej głowie. - Po chwili, nerwowego wsłuchiwania się w znaczenie owych słów, był w stanie wychwycić w nich znajome syczenie przy końcówkach niektórych wyrazów.

-Śmierć wężowców, syczy mi do ucha, kiedy śpię. -Parsknął do siebie. -Świat zwariował. -Stwierdził, po czym uczuł, że wodzi nim jakaś nieodparta siła, która ciągnie go w kierunku zamczyska. Virst, zastanawiał się, czy ma się jej poddać, albowiem nie miał pewności co do zamiarów bóstwa śmierci ani tym bardziej czy ma ochotę, na astralną podróż do jakiegoś nawiedzonego miejsca. - Wzruszył jednak ramionami, po czym pozwolił poprowadzić się słowom wężowego języka.

-Panie śmierć ! -Podniósł trochę głos. -Wiem, że mnie słyszysz o ile to, Ty mnie prowadzisz...

-Czy Ciebie nie da się zaskoczyć ? -Rozległy się słowa, już w zrozumiałym dla Virsta języku.

-Dać to może i by się dało. Ale pracując w stolicy, słyszałem to i owo. A, że lubiłem przesiadywać w szynku nieopodal rynku, na którym pracowałem. Czasami słyszałem, o tych którzy odbywali podróż astralną podczas snu. Później trochę czytałem na ten temat, bo szczerze mnie to zainteresowało. -Wyznał czeladnik.

-Tak właściwe to sen sam w sobie, jest taką wędrówką. -Odparła śmierć.

-Ta, tylko czy z niej wrócę ? -Spytał. -Wiem, że jeżeli ma się przewodnika. Ma się większą szansę na przeżycie, ale...-Urwał, szukając dalszych słów.

-To, że dałem się zniewolić, nie oznacza, że nie potrafię nic zrobić. -Powiedział wężowiec, znów zaczynając syczeć po swojemu.

-To nie tak, że wątpię w twoje zdolności. Było nie, było, jesteś Bóstwem. -Przyznał. -Chodzi tylko o to, że nie wiem czego, mogę się spodziewać i nie wiem, jak się mam zachować ?

-Zadajesz całkiem rozsądne pytania. -Powiedział wężowiec z prawdziwym zdumieniem. -Większość zastanawiałaby się co to za miejsce...-Przyznał. -A więc tego, co akurat Tu możesz spotkać, to tylko zwłoki, wisielcy i kruki. Zaś w zamku, nie mam pojęcia.

-Nie pytam się co to za miejsce, bo z tego, co mi wiadomo, podczas astralnej wędrówki ciężko określi swoje położenie, o ile nie jest to świat równolegle przyległy do tego, w którym żyje. -Podzielił się swoją wiedzą. -Przynajmniej nie muszę, się martwić, że mnie coś zaatakuje. -Przyznał. -Mogę poznać, treść słów, które wypowiadałeś na samym początku ?

-Przyzywałem twojego świadomego ducha i przełamywałem barierę, by móc trzymać nad tobą pieczę, podczas swojej wędrówki. -Odpowiedział wężowiec.

Chłopak usiadł w tej czerwonej cieczy pod jednym z drzew.

-Co Ty robisz ? -Spytał śmierć.

-Czemu i Kto właściwie postanowił, że mam zostać wprowadzony w trans ? -Odpowiedział pytaniem Virst, całkiem poważnie. Wiedział, że skoro bóstwo go wprowadziło do tego świata to tylko bóstwo — będące jego przewodnikiem, może go stamtąd wyciągnąć.

-Czyli nie ruszysz dalej, puki Tobie tego nie wyjaśnię ? -A po chwili śmierć westchnęła. -Dobrze, więc. Skontaktowałem się z...-Zastanowił się chwilę, posykując cicho. -Jak Wy ją nazywacie... Taszą. -Powiedział w końcu. I Ona jako moja Pani, kazała mi to zrobić. -Powiedział prosto, na co Virst wytrzeszczył oczy.

-Jak to! -Podskoczył na równe nogi, po chwili wbijania wzroku w martwy punkt z niedowierzania. -Jakim cudem, grabarz mógłby sobie ot, tak uczynić z Bóstwa Śmierci niewolnika ?!

Wężowiec zasyczał głośniej, co chyba miało oznaczać śmiech.

-Mój drogi, musisz się jeszcze wiele nauczyć... I jeszcze więcej się dowiedzieć. -Powiedział. -Jeżeli to Cię zachęci do wypełnienia Jej woli, prawdopodobnie wszystkie odpowiedzi znajdziesz w zamczysku. -Powiedział.

Virst natomiast, nie zareagował na słowa bóstwa, stojąc niczym skalny posąg bez ruchu. -Jeżeli szybko nie wrócisz, twoje ciało może obumrzeć w mojej obecności. -Zarzucił wesołym tonem wężowiec, chcąc zachęcić chłopaka do współpracy.

-C-Co ? -Spytał niepewnym tonem.

-Ano, to, że twoje Ciało bez duszy umiera zbutwiały kołku na Wampiry!

-Czemu wcześniej nie mówiłeś ?! -Krzyknął Virst i niemal wyrwał biegiem w kierunku zamczyska. Cóż, skoro mus, to mus. - Pomyślał sobie. -A! I mnie nie obrażaj z łaski swojej!

-Niby mieszkasz w tej frakcji od urodzenia, a przynajmniej tak się wydaje. Pomagałeś katu, teraz jesteś czeladnikiem rokującym na dobrego grabarza...-Powiedział powoli wężowiec.

-Do czego to zmierza ? -Spytał Virst, starając się nie dać zmęczeniu, jakie trawiło jego nogi. Co prawda podczas wszystkich patroli...wszystkie mięśnie i większość zmysłów chłopaka uległo znacznej poprawie. Jednakże bieganie po kolana w czymś, co przypominało rozrzedzoną krew sięgającą powyżej połowy łydek, było nie lada wyczynem.

-Do tego, że masz małe pojęcie o Śmierci sznurze na czosnek. -Stwierdziło bóstwo.

-Mam jeszcze jedno pytanie...-Zaczął Virst.

-Słucham ?

-Czy musisz mnie Ciągle -Mocno nacisnął to słowo. -Przyrównywać do broni na krwiopijców ?

-Co ja na to poradzę, że to mój ulubiony gatunek nieumarłych ? -Powiedział, jakby chciał się tymi słowami wybielić.

Jaki Virst miał wybór ? Usiąść w tej czerwonej wodzie i strzelić Focha jak mała rozkapryszona dziewczynka i tolerować z lekka już irytujące bóstwo śmierci, które zaczęło go obrażać. - Po tym, co usłyszał oraz w jakiej sytuacji go postawiono, postanowił nie zwracać uwagi na śmierć, puki nie dotrą do zamczyska.


Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now