Upiorna noc

14 5 7
                                    


Virst został strącony, kiedy odbił się od podłoża, by strącić jeźdźca ze szczura. Kiedy runął na ziemie, poczuł potężny ciężar nekromantycznego stworzenia, jaki go przygniótł do bruku całym swoim, masywnym cielskiem.

-Nie wolno Ci ruszać Panicza, grabarzu. -Warknął ostro na chłopaka.

Skory do walki z przeciwnikiem, grabarz spojrzał się ze zdziwieniem na strażnika miasta. Zaraz jednak przeniósł je, na szturmujące stworzenia na szczura i jego jeźdźca, który kpił ze strażników, jaki z samego grabarza śmiejąc się w najlepsze, tak wysokim i cienkim głosikiem jakby był wymuskaną panieneczką.

-Osobiście mu grób wykopie. -Burknął Virst. -Dobra możesz ze mnie zejść. -Zwrócił się do strażnika, który cały czas trzymał go mocno przy glebie i nerwowo spoglądał na towarzyszy, walczących ze szczurami. Gdy usłyszał wypowiedź młodego grabarza, zlustrował go dokładnie kładąc uszy po sobie pokazał śnieżnobiały rząd swoich kłów.

-Tylko nie rób głupstw. -Warknął na odchodne i chwytając topór mieszczący się z boku za pasem. Virst niespiesznie, o dziwo podniósł się z bruku po czym strzepnął z siebie kurz.

-Mnie pouczają, żeby krzywdy nie robić. A sami rzucają się szarżą. -Parsknął pod nosem, sięgając po swój szpadel. Wziąwszy go w rękę odszedł na w miarę bezpieczną odległość, z postanowieniem że popatrzy sobie trochę na tę niecodzienną walkę, wciąż zachodząc w głowę. Czemu nekromentyczne stworzenia, traktują tak ulgowo napastnika zagrażającego miastu.

*

-Paniczu opamiętaj się ! -Krzyknął dowódca watahy. -Bo inaczej, będziemy zmuszeni potraktować Cię serio jak wroga. -Ostrzegł strosząc groźnie sierść.

Chłopaczek zwrócił swojego wierzchowca bokiem, aby lepiej było widać jego majestatycznie wyglądającą, zgrabną sylwetkę, która nie była nawykła do noszenia kutego pancerza. Zadarł ostry nos, a na bladym licu młodzieńca widniał wyraźnie, poważny zarys wyższości.

-Żaden z was, nie jest w stanie mi nic zrobić. Nie oprzecie się, bure kundle Moim szczurom. -Stwierdził pewny siebie. Ponownie chwytając za flet.

Młody grabarz sięgnął do toreb z nasionami. Roztarł jakieś nasiona w dłoniach i posypał w koło siebie mamrocząc coś pod nosem, szczury które rzuciły się w jego stronę wpadły w długie, gęste, zielone pnącza, które zaraz owinęły się wokół tułowia i karku stworzeń wciąż rosnąć.

-Ym, jakoś mi to wychodzi. -Zdziwił się patrząc na rosnące rośliny i piszczące z bólu zwierzętom. Przekręcił dłonią w przegubie, po czym uwięzionym w pułapce księżycowym szczurom popękały karki oddzielając ich małe łebki od tułowia. Podniósł leniwie wzrok na przycichającą potyczkę między nekromantycznymi stworzeniami a panem szczurów, zdziwił się nie mało kiedy ponownie strażnicy miasta chcieli załatwić z nim sprawę polubownie. Wstając machną na tę scenę ręką, cóż może i miał przebywać w tym mieście dłuższy czas, ale to go nie dotyczyło.

Postanowił sobie, że jeżeli cokolwiek wejdzie mu w drogę zostanie zdekapitalizowane jego szpadlem (chyba że coś funkcjonowałoby bez głowy).

Walka strażników z księżycowymi szczurami podniszczyła nieco strukturę zabudowań w tamtej okolicy. Virst bez większych przygód, dotarł pod mury miasta, gdzie rosły wśród dzikich traw gwieździste kwiaty na których niekiedy przysiadały świetliki. – Mimo uroczego widoku, młody grabarz poczuł niepokój. Rozejrzał się w każdą możliwą stronę, nad ziemią unosiła się lekka mgła a lekki wiatr kołysał skrzypiącymi z cicha szyldami. Było tu podejrzanie cicho, za cicho jak dla Virsta. Dla tego też, gdy schylał się, aby zdobyć parę sadzonek nocnych kwiatów wbił szpadel, tak by móc go w każdej chwili chwycić.

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now