Cmentarna kapliczka

14 7 4
                                    

Licz, zdenerwował się wyczynem markiza, nawet jeśliby go ożywił, nie dałby rady wydobyć z niego żadnej informacji. 

– Przeklęta szlachta – syknął złowrogo.

 – Panie, jeśli pozwolisz, będę...- Nekromanta piastujący tytuł lorda nie dokończył uciszony gestem kościanej dłoni Zetharixa. Po komnacie rozległo się głuche, uderzanie czegoś twardego w jedyną z dwóch zamkniętych okiennic. Po dwóch uderzeniach stworzenie na zewnątrz zaczęło donośnie krakać, mrożąc tym samym krew wśród żywych istot. 

– Czujesz? – zapytał, Licz i wyciągnął mocno szyje. Mały nos zaczął poruszać się tak jak u węszącego psa, a usta władcy wykrzywił uśmiech zadowolenia. – Otwórz okiennice i wpuść posłańca. – Nakazał Nekromancie. 

Kiedy lord wypełnił wolę władcy, ujrzał na kamiennym parapecie znacznie większego kruka od tych, które miał okazje widzieć, no i ten miał zielone oczy. – Nekromanta chciał złapać ptaka, jednak ten, przechylając swój łeb, zajrzał do pomieszczenia i wleciał wprost na ciało martwego szlachcica wijące się jeszcze w konwulsjach. Zwierzę zakrakało donośnie, po czym, podziobało swojego właściciela.

 Licz, patrząc na całą sytuację, znów się zaśmiał. Wyciągnąwszy dłoń, spojrzał ostro na kruka. Ten przestał wyszarpywać dziobem, padlinę markiza i z jeszcze kawałkiem skóry w dziobie zwrócił swoje blednące spojrzenie na Liczą, po czym usiadł mu na wyciągniętej dłoni. Przycisnął go szybko drugą dłonią i mamrocząc jakieś słowa, przycisnął sobie głowę trupojada, tak aby ich oczy wpatrywały się w siebie nawzajem.

 Przy kolejnych zlepkach słów ułożonych w jakąś plugawą rymowankę, zmieszaną z odgłosami charczenia i syków. Z oczu ptaka zaczęła ulatywać zielona mgiełka, prosto w oczy Zetharixa, który wbił się plecami mocniej w fotel. Gałki oczne powędrowały mu pod czaszkę. – Kiedy proceder został zakończony, poluzował uścisk na ptaku, stworzenie runęło na posadzkę, obracając się w kupkę kości. Licz, nie trudził się o wycieranie karmazynowej posoki z palców, natychmiast zwrócił się do Lorda. 

– Przez północną granicę, z serca kontynentu, przybył do nas Niespodziewany gość – oznajmił spokojnie – Czyli wieści nie są aż tak złe, jak się spodziewaliśmy? – Dopytał nekromanta.

– Nie, jednak nie możemy lekceważyć tej istoty, kryjącej się pod postacią mistrza łowieckiego od Błogosławionych – przyznał – za to z zachodu dotarły ciekawe nowiny. Nieumarli się rozszaleli w tamtych stronach, zapewne w mieście nieopodal tych „buntów", Czarna róża. Odpędzie się Tam spotkanie mistrzów grabarskich. Wyślij tam jednego z naszej prowincji. Ja tymczasem, dokończę badania i wrócę do Czarnego miasta – zadecydował Zetharix. 

Nekromanta pokłonił się głęboko swemu władcy.
– Jak sobie życzysz Panie – z tymi słowy wyszedł z komnaty, a później z wieży, ruszając na poszukiwania mistrza grabarskiego.

 * * *

 Tymczasem w kwaterach grabarskich, nieopodal cmentarza Czarnego miasta. Kiedy Virst spał w salonie kwatery grabarzy, zebrali się wszyscy. Jako pierwszy spośród zebranych zabrał głos naczelnik. – Kaba miał absolutną rację, Ten chłopak nie jest zwyczajnym chłystkiem. 

Jego obecność na cmentarzu, ściąga na niego, jaki ku nam stworzenia, na jakie zazwyczaj się nie natykaliśmy – stwierdził Agon. – Jednakże, ku mojemu zaskoczeniu uporał się z Upiorną wiedźmą. Rzecz jasna, z moją niewielką pomocą – dodał po chwili.

 – Nie podoba mi się ten chłopak – zabrał naczelnikowi głos Kaba – od początku mi się nie podobał. Coś jest z nim nie tak. I Ty naczelniku, nie wyczułeś tego od razu, tylko musiałeś z nim iść. A gdyby tak, zjawiło się coś gorszego? – zapytał, jakby z troską Kaba – stracilibyśmy dobrego grabarza ze swoich szeregów. – Oburzył się.

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now