Decyzja

16 5 7
                                    

Virst posłusznie szedł za nowymi towarzyszami, przy pierwszym ze skrzyżowań zatrzymał się jegomość w masce plugawego doktora. Z łatwością odbił się od ziemi i wskoczył na dach.

 – Ten wielkolud będzie nas ubezpieczał – wyjaśniła Krista.

 Virst przyjrzał się pozostałej dwójce. 

– Możesz mi wyjaśnić, jak to możliwe, aby po grabarskim mieście szwendały się żywe trupy? – spytał, ten problem wręcz go palił. Krista obejrzała się na niego. – Nie zdziwiłbym się, gdyby działo się coś takiego za murami, ale w mieście? W dodatku pod okiem strażników... 

– Wiem, jestem tu od paru dni. Za to chłopaki od paru tygodni – powiedziała. – Mnie też zdziwił taki stan rzeczy, Lythruma mówił, że od siedmiu dni miasto nawiedza ciągle „nietykalny" król szczurów.

 – Jeżeli masz na myśli, jeźdźca na gigantycznym szczurze... to go spotkałem – przyznał, jakby od niechcenia. Dziewczyna pokiwała głową.

 – Przechodziło się przez główną ulicę co? – odezwał się nagle Lythruma, w zrozumiałym dla wszystkich języku. Co prawda szło mu to gorzej i wolniej wypowiadał słowa. Virsta ucieszył jednak fakt, że w razie czego będzie mógł się z nim porozumieć. Będąc w szoku, że dziwacznie wyglądający tworzysz potrafi porozumiewać się we wspólnej mowie skinął mu jedynie głową. To z kolei wywołało falę rechotu, z którego składał się śmiech specjalisty od księżycowego blasku.

 – Ujrzysz go jeszcze raz...- rzucił, wysuwając się na przód. Te słowa nie wprawiły młodego grabarza w wielki zachwyt. 

– A co to w ogóle za jeden? 

 – Syn bogatego szlachcica, stworzenie bagniste. Mawiają, że wybrał się na poszukiwanie zbroi Króla księżycowych szczurów, aby później szantażować ojca o podniesienie kieszonkowego. – powiedziała, Krista, starając się nie parsknąć śmiechem przy swojej wypowiedzi, jednak Lythruma się nie krępował. Ponownie uraczył ich porcją swojego rechotliwego śmiechu.

 – Żartujesz?... – zapytał, młody grabarz, zatrzymując się.

 – Niestety...- pokręciła przecząco głową, zaciskając mocno usta. 

Virst zasłonił sobie usta dłonią, ale po chwili się opanował... w miarę, po czym doskoczył do boku Kristy. 

– Ale nawet jeśli, to Tylko szlachcic. Więc wystarczyłby oddział paru tych nekromantycznych stworzeń i może dwóch grabarzy...- zaczął rozkminiać. Krista pokręciła przecząco głową.

 – Nie da rady, jego ojciec to prawa ręka władcy tego miasta – wyjaśniła

 – Aha, więc trzeba go powstrzymać, nie robiąc mu przy tym krzywdy? – zapytał, w celu potwierdzenia swoich przebiegłych myśli, które hurtowo wpadły mu do głowy, niczym forsa z kumulacji w grze liczbowej do pustej kiesy. 

– Ano. – odparła i mocnym skinieniem głowy zatwierdziła słuszność swojej wypowiedzi. Zaraz, jednak obejrzała się na chłopaka. – Planujesz coś? 

– A ja wiem? – wzruszył, ramionami, idąc dalej z nimi. – Okaże się, jak tego rozpieszczonego lalusia spotkam – stwierdził, napinając srebrną żyłkę w dłoniach, na jego usta wypłynął szczwany lisi uśmiech. 

Nad miastem w nocy, wznosiły się dzikie krzyki grzebanych trupów, zmieszany ze szczękiem szpadli oraz śpiewniejszymi modlitwami, które dezintegrowały co bardziej wysuszone zwłoki. – Ci, którzy stosowali takie sposoby, zapewne studiowali na pograniczu z frakcją Niebian albo i w samej sąsiedniej frakcji. 

Znad głów towarzyszy dobiegło, donośne krakanie. Lythruma nie odezwał się słowem, a jedynie dobył swój krótki miecz. 

– Raczej to nieksiężycowy szczur – westchnęła Krista. – walczyłeś kiedyś z krwawym golemem? – zapytała.

 – Niestety. Tylko o nich czytałem – powiedział. Po jego słowach Lythruma zatrzymał się i przesunął w bok. 

– To w takim razie idziesz naprzód – zadecydowała Krista, wypychając młodego grabarza przed siebie.

Tymczasem w okolicach Czarnego miasta, znów rozgorzała zacięta kłótnia. Simon miał dwóch nowych rekrutów pod sobą, więc o cmentarz się aż tak nie martwił, byli to bowiem dawni gladiatorzy z bardzo wojowniczej rasy.


 – Tasza, jeżeli zostaniesz niepraworządną, kto uchroni Virsta? – spytał Kaba, nieco tylko podniesionym głosem. Chciał bowiem zachować, chociaż pozory swojej codziennej powagi i stateczności. 

– Ile razy mam wam tłumaczyć, że jeżeli odwrócę się od IIT zostaną cofnięte jedynie moje przywileje... 

– Tak i bóstwa na jego usługach, a także pozostałe twoje rodzeństwo będzie na Ciebie jeszcze bardziej polować. Wszelkie stworzenie wyczuje twoją moc i brak jakichkolwiek hamulców. – protestował Simon. – A co wtedy z Twoim starszym bratem? Pieskiem Zetharixa? 

Tasza zamilkła, nie brała bowiem pod uwagę swojego brata ani również, innych stworzeń, które będą miały chrapkę na jej głowę.

 – Moim bratem bym się nie przejmowała, mogłabym wszak się z nim dogadać albo przynajmniej stoczyć z nim pojedynek na równi – powiedziała po chwili.

 – Taa, ale najpierw musiałabyś odzyskać swoją kosę – skwitował Kaba.
– Dziw, że Iit ani żaden inny brat z filaru śmierci nie zorientował się, że jej nie masz. – stwierdził Simon.

– Odzyskam ją w ciągu dwóch najbliższych dni – odparła na to, nie panikując nawet – skąd w tobie taki spokój i Tyle pewności siebie? – zapytał Kaba. 

– Przecież już przegrałaś ze swoim bratem. Więc skąd wiesz, że uda Ci się odzyskać swoją broń? 

Tasza uśmiechnęła się demonicznie na to pytanie. 

– Żadna ze śmierci, nie może używać kosy swojego rodzeństwa, kiedy prawowity właściciel oręża jeszcze snuje się po świecie – podniosła kielich, który był wypełniony krwią upadłych. – Po określonym czasie, następuje tak zwane Odrzucenie. Chyba że wcześniej mnie znajdzie i pochłonie. A póki jestem w ludzkiej formie i nie nadużywam swojej mocy, w jego oczach jestem takim samym człowiekiem jak inni z tego miasta. – stwierdziła ze spokojem, po czym przechyliła kielich. – na waszym miejscu, bardziej martwiłabym się Chabrem. – Zauważyła.

 Panowie odetchnęli ciszę, która po słowach Taszy zapadła w pomieszczeniu przerwał Simon.

 – Co racja, to racja, do Kuroi Roze daleka droga i nie wiadomo kiedy tam dotrze. Mam nadzieję, że do czasu jego przybycia Virst sobie poradzi.

 – W końcu to dziedzic nie? Jest zdolniejszy niż my tu wszyscy razem wzięci, choć nie jest świadom swojej mocy ani ta się do końca w nim nie przebudziła – westchnęła białowłosa – jak to przecież, po przejściu twojej próby...- zaczął Kaba. Dziewczyna przymknęła oczy.

 – Moc zwykłych grabarzy, a moc dziedzica różni się przede wszystkim, ilością i siłą. Jakby przebudziła się w nim od razu, rozerwałaby go. A gdyby już się uwalniała mógłby przebudzić smoczą łzę znajdującą się w jego sercu. Możecie mi wierzyć lub nie, ale zapewne byśmy otrzymali wieści, jakby gigantyczny, smok śmierci latał sobie nad miastem. Nie? – Spytała. Panowie ponownie opuścili głowy.


___________

Lythrum - inaczej  krwawica pospolita rodzaj kwiatka ;3

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now