Grabarze

29 8 48
                                    



Tymczasem, Agon prowadził młodego adepta na podmiejski cmentarz, szli bez pośpiechu, więc droga od dworku do domu pogrzebowego, trochę się przedłużyła, zwłaszcza że trzecim towarzyszem pieszej wycieczki była niezręczna cisza.


– Skąd jesteś? – zadał pytanie naczelnik, bo trochę głupio mu było tak iść bez słowa z jeszcze żywym towarzyszem. Mimo iż wątpiłby ten młody i wątły jak zeszłoroczny liść chłopaczek przeżył, chociażby pierwsze szkolenie, ciekawiło grabarza, czym tak bardzo zaciekawił markiza Van De Urnil.

 Virst podniósł oczy na poznaczoną licznymi bruzdami oraz upływem niszczącego czasu, twarz naczelnika o szarej cerze. 

– Nie mam pojęcia – stwierdził ledwie słyszalnym głosem. Może serce nie biło mu mocniej, niż zwykłemu człowiekowi w chwili, gdy przekazuje się go grabarzom i w dodatku ze świadomością, że nikt nie wierzy w to, aby przeżył. Chłopaczek miał obojętny wyraz twarzy i dość przybite spojrzenie ciemnych, grafitowych oczu.
– Jednak wychowywałem się we wczesnym dzieciństwie w Lorth, mieście łowieckim przy zachodniej granicy, później w sercu frakcji w północnej prowincji. – wyjaśnił, na co nieco zaskoczony grabarz pokiwał głową. 

– Mogę wiedzieć, czym się zajmowałeś wcześniej? – zadał kolejne pytanie, które jak się spostrzegł, wypowiedział bez zastanowienia i najmniejszej chęci słuchania o tym, czy chłopak robił, cokolwiek w swoim życiu. – Bardziej przydatnym pytaniem byłoby, „jaką chcę trumnę, o ile coś z niego zostanie?" – Skarcił się z gniewem w myślach grabarz.

– Pracowałem tu i tam – odparł bez jakiekolwiek namiętności – robiłem różne rzeczy, ale najbardziej przypadła mi do gustu posada przy szafocie – przyznał Virst. 

– Pomagałeś katom? – dopytał z miłym zaskoczeniem grabarz – jakieś sukcesy zawodowe?
– Tak. Jednak byłem tylko pomocnikiem, więc potrafię spleść linę i zawiązać dobry węzeł – powiedział Virst, na którego naczelnik grabarzy spojrzał, z błyskiem nadziej w oczach. 

– Zaczynam mieć nadzieję, że jednak sobie poradzisz w tej branży – przyznał i unosząc siwiejące brwi – Patrz! – Agon wskazał dłonią jakiś ciemny punkt, od którego odbiegał równolegle kuty płot podniszczony przez czas, jednak mimo kruszejących i odpadających fragmentów żelaza, dobrze widoczne pozostały ozdoby w postaci różnorodnych krzyży, upadłych aniołów, czy czaszek – tamten budynek, to nasze kwatery – powiedział. Virst przymrużył oczy, mimo iż zapewne było tuż przed południem, ciężkie, ołowiane obłoki wisiały na tyle nisko by nie dopuścić promieni słońca do ziemi. Pomimo ciemności, rosa oraz pozostałości po wcześniejszych deszczach utworzyły mgłę, która była na tyle gęsta i unosiła się wysoko, że ograniczała widoczność do najbliższych paru metrów. – Pomimo nieudogodnień młodzieniec, dostrzegł nieco rozmyte światło w o oddali.

Naczelnik grabarzy poprowadził Virsta ścieżką wiodącą w dół, która została wyłożona gorszej nieco jakości płytami marmurowymi, jakie, zostając nadgryzione przez zęby czasu. Gdzieniegdzie popękane i ukruszone, w paru miejscach rozsunięte na rozmiękczonej przez wodę ziemię. Nim weszli do kwater grabarskich, hucznie okrzykniętych przez mieszkańców miasta „domem pogrzebowym", dwójka wędrowców musiała przekroczyć kutą, żelazną bramę.


 – Powinieneś się cieszyć. – przyznał po kolejnej chwili milczenia, tym razem jednak dodatkowo usilnie wpatrywał się w szarawą nicość w oddali przed sobą. Młodzieniec uniósł na naczelnika pytające spojrzenie. – Gdyby nie ta wczesna pora, martwiłbym się, że coś zaatakuje nas od tyłu. – Przyznał, poważnie zaczął szukać czegoś w kieszeniach, szerokich ciemnozielonych spodni.

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now