Festyn

4 3 0
                                    


Chaber, poza rozejrzeniem się na festynie musiał skupić się na swoim priorytecie.

 – Łatwo jej powiedzieć, „Znajdź Virsta i miej na niego oko" – mruknął niezadowolony, kiedy myśl o rozzłoszczonej Taszy powstrzymała go od podbicia do innej białowłosej ślicznotki. Westchnął ciężko, schylając głowę – Może, jak uda mi się znaleźć tego młodziana, to razem powojujemy...-uśmiechnął się na tak obiecującą myśl. Na szczęście panienki nie znęciły go swymi urokliwymi ciałkami i zdołał rozmarzony dotrzeć do moteliku Dobrochocza, Zeskoczył z konia, przywiązując go za uzdę do palika, nieopodal innych wierzchowców. 

– No proszę niby podły motel, w którym straszą najlepsi, a jednak obrót wśród zwykłych ma – zauważył, przyglądając się pozostawionym przed wejściem wierzchowcom. A był to jeszcze jeden koń, tylko że bardziej rozkładający się. Czarny pegaz i pies wierzchni – mam najnormalniejszego wierzchowca. – Stwierdziwszy ten nieszczery fakt, wszedł pewnie do środka. Gdzie zadowolony z siebie jaszczurkowaty gad, z zadowoloną miną chodził powoli od stolika do stolika, pytając się, czy czegoś gościom nie trzeba. Przebiegł szybko wzrokiem, wszystkich klientów i wreszcie spostrzegł siedzącego przy ścianie blondyna, gaworzącego wesoło z niebrzydką panienką. W pierwszej chwili Chaber zagotował się mieszaniną złości oraz zazdrości. Jednakże to go szybko opuściło zamieniając się miejscami z zadowoleniem, a nawet dumą z młodzieńca, że jeszcze żyje, mając w dodatku ładną znajomą, która nie jest nieumarłym.

 – Pomóc w czymś? – zapytał spokojnym tonem, Dobrochocz.

 – Masz wolny pokój? – Odpowiedział pytaniem.

 – Coś się znajdzie, a na ile zostajesz waćpanie?

 I tu Chaber po raz pierwszy w swojej karierze, nie wiedział, co ma właściwie odpowiedzieć. Albowiem, Tasza nie była na tyle łaskawa i nie wyznaczyła konkretnego terminu. Postanowił więc załatwić sprawę kwatery na stary sposób. Założył frasobliwie rękę za głowę, po czym, nachylając się do jaszczura uśmiechnął się szczerze i szlachetnie, co z kolei podkreśliło głupkowatość, jaka malowała się na twarzy grabarza. 

– Aż mi coś łba nie utnie! – odpowiedział mocnym i zdecydowanym głosem. Ci goście Dobrochocza, którzy byli najbliżej rozmówców umilkli, aby zaraz wybuchnąć gromkim śmiechem. Jaszczur zaś otworzył ze zdumieniem oczy. 

– Coś się znajdzie. – odparł ponownie, uznając odpowiedź mężczyzny jako meldunek długoterminowy. Choć z drugiej strony, Chaber nie wyglądał mu na silnego. Jednakże w swoim zawodzie, widział wielu grabarzy, bardzo wielu i był w stanie określić ich siłę, lepiej, niż przedstawiciele tego cechu mogli sobie zdawać sprawę.

 Po salwie śmiechu, która zaraz ustała. Z ostatnich stolików, podniosły się głowy, aby przyjrzeć się obiektowi drwin i uciechy pozostałej klienteli. 

Ktoś gwizdnął do blondyna, kiedy bławatkooki skierował wzrok w tamtą stronę okazał się to Virst, machający mu na powitanie.

 – Hej! Chaber, zanim znów z siebie błazna zrobisz. Dosiądź się do nas! – zawołał wesoło. 

– Bardzo zabawne smarkaczu – burknął w odpowiedzi i tak zmierzając w jego stronę – jeżeli, już robię z siebie błazna to tylko po to, aby poprawić nastrój pięknym panią – to mówiąc skłonił się elegancko przed Kristą.

 – Akurat, robienie z siebie pajaca nie pomaga. Jeżeli jakaś kobieta, już jest grabarzem to raczej woli nowe modele szpadli albo płyty nagrobne niż jakiegoś błazna – stwierdziła, wzruszając ramionami i nie patrząc nawet na cierpienie biednego Chabra. Virst za to, niemal stoczył się pod stół ze śmiechu.

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now