Przeszłość Virsta

12 5 3
                                    

Migoczące złocistą poświatą, świetliki zaprowadziły młodego grabarza na trzecie z lewej drzwi mieszczące się na pierwszym piętrze. Kiedy włożył klucz w zamek, stworzenia zniknęły. Nim go przekręcił i nacisnął klamkę, rozglądał się chwilę po korytarzu w poszukiwaniu sprytnych owadów, kiedy ostatni mignął mu, znikając za rogiem, uśmiechnął się pod nosem i przekręcając klucz, pewnie wszedł do pokoju. - Pomieszczenie, może nie było przestronne, jednak można by było w nim spokojnie rozpostrzeć ręce. Poza dosuniętym do ściany łóżkiem znajdowało się w nim coś na wzór szafy, będącej w kształcie trumny. Albo była to trumna, tylko postawiona bez wieka, w którą ktoś powbijał wieszaki. Jak Virst stwierdził, bardziej rzeźnickie haki.

-Co to za "motel". Grabarze tu, trupy sprowadzają i wieszają, aby nie uciekły, czy jak ? -Spytał, sam siebie sprawdzając ostrożnie palcem jeden z wieszaków. Po czym rzucił swój bagaż pod nimi. 

Wszedł głębiej do swojego lokum.
-I znalazło się wieko od trumny...-Mruknął, patrząc na ładnie oheblowany, równy stolik, wykonany z tego samego drzewa co szafa. Młody grabarz sprawdził jeszcze pościel. Wcale się nie zdziwił, kiedy okazało się, iż mięciutki materiał, jakim była obszyta pościel oraz bielutkie prześcieradło to nic innego jak materiał, zakończony koronkami, którym wykłada się trumnę dla zmarłego.
-Jak podadzą mi robaki z ziemią i trawą cmentarną jako sałatkę, to przysięgam, że wykopie sobie dół, spuszczę do niego trumnę, a następnie się w niej zamknę. -Mruknął pod nosem, układając się na posłaniu. Wyciągnął się wygodnie, przymykając oczy.
- Wreszcie może sobie odpocząć, bez strachu, że ktoś zaraz załomoczę w drzwi i będzie go poganiał, aby poszedł z nim na cmentarz i wpychał trupy, z powrotem do ich kwater. Zastanawiał się, czy może zmienić ten zawód, no cóż w końcu był pomocnikiem kata, zgłębił jeszcze bardziej botanikę. Mógł zatem wrócić, do poprzedniej profesji albo założyć aptekę handlując ziołami.
Wówczas przypomniał sobie o przybyciu markiza Van De Urnila do serca frakcji. W dzielnicy, gdzie pracował wówczas chucherkowaty młodzieniec, przybycie wysoko postawionego szlachcica z odległego, położonego na południu miasta było nie lada sensacją. Bowiem to władcy prowincji byli częściej widziani, w Manda'i chapakati (nazwa stolicy frakcji), bardziej niż istoty niższego stanu. Nie przejmował się za bardzo tym, co robi, szlachcic tak daleko od swojego dworku. Markiz został w mieście tak długo, aż nie zapuścił się w dzielnice dla tych, którzy są skazywani na ścięcie czy inną specjalność kata przez resztę społeczności, kiedy młodzian miał już za sobą kolejną egzekucję, a zadowolona gawiedź się rozeszła, poszedł pochować umrzyka. To właśnie wtedy natknął się na markiza, po pracy poprosił pomocnika grabarzy, aby wstąpił do pobliskiej karczmy i się z nim napił. No cóż, nikt by nie pogardził zaproszeniem od takiego jegomościa, nawet jeśli było to podejrzane.
- Wychylili, prę kieliszków, podczas których szlachcic wypytywał Virsta o różne rzeczy. Było to dla chłopaka męczące, zwłaszcza że nie pamiętał zbyt dobrze swojej przeszłości. Wiedział jedynie, że pochodzi z Lorth, będącego miastem akademii łowieckiej, a jego matka zmarła jakiś czas po porodzie. Powtórzył również markizowi, to, co istoty zamieszkałe zawzięcie mu powtarzały. 

A mianowicie, że narodził się w większych bólach niż jakiekolwiek inne dziecię, kiedy na niebie z jednej strony świecił pełny księżyc o szkarłatnej barwie ,zaś z drugiej zachodziło słońce. Wraz z pierwszym jego oddechem, wszystkie ptaki poderwały się do lotu, kruki, gawrony i trupojady kracząc donośniej niż zwykle, jakby chciały coś światu obwieścić. A kiedy słońce zaszło, rozpętała się burza szalejąca przez parę dni, wiele istnień podczas niej zginęło, a ziemia została rozmyta. Okazało się, że nie tylko na cmentarzu chowano zmarłych. Zbudzone przez chłodny deszcz i wściekłe, że nie pochowano ich, tak jak należałoby to zrobić, więc umarli zaczęli wstawać. Mniej bądź bardziej świeżcy. Obudziły również, kompanów z cmentarza. W tym dniu Lorth niemal upadło... Matka Virsta, chcąc chronić swoje dziecię, chciała uciec do innego miasta, ale została zabita przez zbrojnego szkieleta. Wówczas miejscowy kat i przyjaciel jego matki, widząc całe to zajście, zniszczył kilka ożywieńców, przygarnął malucha i jak tylko podrósł, wziął go ze sobą do stolicy. - Miał żal do wstających umrzyków, dla tego też szybko porzucił swoje myśli o zmianie profesji. Bardziej mu odpowiadało, tłuczenie nieumarłych. Choć dziwił go fakt, że wszędzie gdzie się zjawił, pokazywało się ich znacznie więcej albo było więcej ofiar w żywych istotach.

Niepokoił go jednak fakt, całego tego zajścia pod ziemią. – ścisnął lekko pięść na swojej piersi. Co poczuł, kiedy usłyszał słowa zaklętej duszy Virsta Wielkiego w księdze. To samo gorąco, ponownie się w nim rozlało. Słyszał w głowie, jakieś niewyraźne echo...

Wstał i potrząsając głową, zrobiło się późno, jak stwierdził po mrokach zapadających na zewnątrz. Ubrał więc swój grabarski uniform i chwycił szpadel, zabrał jeszcze ze sobą parę mieszków z różnymi częściami roślin czy nasionami — tak w razie czego. Wychodząc, zamknął drzwi, a klucz schował w zapinaną kieszeń pod płaszczem.

-Dobrochoczu, mogę coś zjeść, zanim wyjdę ? -Spytał kiedy, zobaczył stwora zamykającego okiennice. Spojrzał na niego, a jego jaszczurowaty pysk przyozdobiło coś na kształt uśmiechu.

-Pewnie, a jak zapłacisz ?

Tym pytaniem mocno, zaniepokoił Virsta.

-T-Tasza, za mnie...nie zapłaciła ? -Jęknął cicho, blednąc w oczach. Dobrochocz zaśmiał się cicho, kończąc spokojnie pracę.

-Chyba nie wytłumaczyła Ci, na czym polega zapłata dla mnie. -Stwierdził i wskazał młodemu grabarzowi miejsce przy ukrytym w gąszczu roślin doniczkowych dębowym stoliku i ławie, a sam zniknął chłopakowi z oczu. Kiedy Virst nieco zaniepokojony zbliżył się do wyznaczonego miejsca — wywrócił oczami. -O laboga, znów części trumny. -Westchnął.

Niebieski stworek wrócił zaraz z ciepłym, solidnym posiłkiem i herbatą, sprowadzoną z "zielonej frakcji".

-Jak zjesz, to Ci wyjaśnię. -Rzekł spokojnie, sprawdzając swoje roślinki. Widać chciał sobie tu stworzyć, namiastkę swoich naturalnych warunków leśnych. Młody grabarz, szybko zjadł.

-Więc słucham, co mam zrobić ? -Spytał, przechodząc od razu do konkretów.

Dobrochocz, zasyczał odganiając jakieś natrętne i szkodliwe owady.

-Nie ma się co, spieszyć. Słońce dopiero zachodzi, młody grabarzu, a choć na cmentarz długa droga. Nie radzę, być pospiesznym i nieostrożnym, bo może spotkać Cię straszliwy los. -Przyznał, obrywając uschnięty liść jednego z drzewek, zgniatając go, zrzucił do donicy. -Bo staniesz się pożywką Tego miasta. -Rzekł, siadając. Słowa dobrochocza zbiły Virsta z tropu, ale wiedząc co, ma na myśli i przyznał mu racje. Choć w jego mniemaniu było to trochę absurdalne, by bezpańskie umarlaki rzucały się na przechodniów.

-Zapamiętam -Zarzekł, uderzając się w pierś. -Jednakże nie chciałbym, być Ci dłużny za miłą gościnę. -Powiedział.

Dobrochocz znów się zaśmiał pod nosem, tym razem jakby z zadowoleniem.

-A więc mam pewne hobby. -Powiedział i dał chwilę do namysłu Virstowi, który spiął się przy tych słowach, czekając z coraz wyraźniejszym niepokojem na dalszą część, wypowiedzi gospodarza. -A mianowicie, jak widzisz, hoduje roślinki. Mam nawet na tyłach ogródek. -Powiedział, wypinając pierś. -Brakuje mi w nim, nocnych kwiatów. Rosną na obrzeżach, tuż przy murach. Przynieś mi kilka sadzonek. -Poprosił.

Aby się wyrwać z szoku, Virst dopił herbatę.

-A, jakiś konkretny gatunek ? -Spytał cienkim głosem.

-Cieszę się, że oto pytasz. Jednak Wy z Czarnego miasta, znacie się na rzeczy. -Przyznał z uznaniem i zadowoleniem jednocześnie. -Chodzi mi głównie o drobne lekko fioletowe, Świeczniki dumne. Wiesz co to za kwiaty ?

-Oczywiście słyszałem, że moja matka je lubiła. Mają takie, ostre i wyraziste płatki jak się otwierają, wyglądają jak gwiazdy. Zapylają je głównie świetliki, więc kiedy te owady siadają, w ich kielichu wyglądają, jakby świeciły. -Powiedział.

-Brawo, w takim razie idź i bądź ostrożny. -Pożegnał go, przyjaźnie uniesioną łapką.


Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now