Prawdziwa forma Taszy

13 7 6
                                    

Virst siedział przez pewien czas przy ścianie z opuszczoną głową na kolanach, wsłuchując się w ogłuszającą ciszę, jaka go otaczała. Przed oczyma miał obraz zakrwawionego ostrza kosy swojej starszej koleżanki a w uszach miał jej słowa. – Nagle zaświtało mu coś w głowie, przypomniał sobie jak przy każdej ceremonii błogosławieństwa, wędrował jakby do głębokiego snu, z którego nie można się wyrwać.

Wówczas brodząc po kolana we krwi i widząc nieopodal drzewo pełne wisielców, słyszał rozchodzący się niczym echo niewyraźnie słowa. Jednakże puki nie wyszedł na łów z naczelnikiem grabarzy, nie był w stanie zlokalizować źródła głosu ani też zrozumieć ich treści. – Teraz wszystko nabrało głębszego sensu, potrzebował jedynie jeszcze nad tym pomyśleć, bowiem im dłużej rozmyślał nad tym, gdzie znajdował się podczas ceremonii oraz o zdarzeniu po zejściu z Taszą do podziemi kaplicy. Rezygnował z jakichkolwiek prób czy chęci ucieczki. Kiedy myślenie młodego czeladnika nie przyniosło, żadnego efektu wstał, czując, że odzyskał dość sił, aby dźwignąć się na nogi.

- Tyle szczęścia, że już przywykłem do tych ciemności. -Mruknął do siebie, kierując swój krok naprzód. Kiedy poczuł jak szpic buta, uderza o coś twardego, stanął w rozkroku. -Od razu lepiej. - Stwierdził, kiedy oddał zalegające w nim płynne nieczystości. Uczuł, jak świeżo zroszona nawierzchnia zaczyna się zapadać. Zaskoczył go ten fakt, bowiem był przekonany, iż tak obszerne podziemia cmentarnej kaplicy, będą wszędzie miały posadzkę, jednak najwidoczniej tkwił w błędzie. – Przykucnął i dotknął dłonią nawierzchni.

- Ziemia ? -Parsknął pod nosem. -Widać ostatni poziom podziemi, nie potrzebuje posadzki. Mogłem się tego spodziewać. -Westchnął do siebie i postanowił się rozejrzeć, by wypadać pomieszczenie, w którym się znajdował.

Nie zauważając pary błyszczących w mroku platynowych ślepi przedzielonych żółtymi niczym pierze kanarka, pionowymi źrenicami, które bacznie śledziły każdy ruch przyszłego grabarza.

*

W tym samym czasie, Tasza zdążyła pojawić się w salonie kwatery grabarzy. – Dosłownie, nie przechodziła przez bramę cmentarza, ani kaplicy jednakże teleportowała się spod kopuły cmentarnego przybytku.

- Co Tu się stało ? -Spytała bez żadnego słowa, patrząc na smętnie siedzących towarzyszy szpadla: Kabę oraz Habera. Żaden nie podniósł na nią wzroku. -Przecież czuje, że ktoś odpada z naszych szeregów. Kto ? -Spytała ostrym tonem i już miała krzyknąć swoim rozsadzającym uszy krzykiem zjawy. Gdy w drzwiach minął ją Simon.

- Masz racje, ktoś odchodzi z naszych szeregów. -Przyznał. -A chyba, Ty powinnaś wiedzieć, nim się tu jeszcze zjawiłaś. Kto taki odchodzi... Prawda ? -Spytał kąśliwie staruszek.

- Nie pogrywaj sobie ze mną. -Warknęła. -Gdzie naczelnik ?

- Czeka na Ciebie w swojej sypialni. -Odpowiedział.

Zapewne jeszcze nikt z obecnie zgromadzonych w pomieszczeniu, nie widział takiego wyrazu twarzy u koleżanki. Usta Taszy zacisnęły się w ciasną kreskę, a jej dłonie zacisnęły się w pięści.

- Nie pójdę do niego. -Powiedziała z lekka załamującym się głosem. -Nie PÓJDĘ! -Oznajmiła i przeniosła się przed kwaterę. By choć trochę ochłonąć, przy mroźnym, porannym oddechu cmentarnej ziemi. Nad którą zaczęła unosić się gęsta niczym mleko mgła. Tasza, nie mogąc się przełamać i oprzeć swojej naturze, oparła swoją głowę na dłoniach i wbiła w nią paznokcie intensywnie, wpatrując się w ziemie.

Suche konary pobliskich drzew, zaczęły trzaskać kołysane przez wiatr a kruki oraz trupojady zaczęły zlatywać z okolic Czarnego miasta, nad grabarską kwaterę i kracząc, zasiadały, gdzie tylko się da. Niebo przysłoniły czarne, chmury co wywołało wśród zwierząt niepokój, to z kolei spotęgowało oraz nasiliło wydawanie odgłosów. Wszelkiego rodzaju robactwo zaczęło wypełzać na powierzchnie.

Filary świata - Imperium śmierciWhere stories live. Discover now